Polska w oczach wywiadu sowieckiego

Zaprezentowana 1 września w Moskwie książka „Sekrety polskiej polityki” roi się od przekłamań i plotek. Większość informacji w niej podanych jest wątpliwa, dyskusyjna lub zupełnie nieprawdziwa — pisze historyk

Publikacja: 02.09.2009 20:30

Według gen. Lwa Sockowa dowodem na "antysowieckie" i "antyalianckie" nastawienie armii Andersa były

Według gen. Lwa Sockowa dowodem na "antysowieckie" i "antyalianckie" nastawienie armii Andersa były próby uchronienia się przed penetracją ze strony NKWD. Na zdjęciu Władysław Anders (w środku) wizytuje polski szpital wojskowy w ZSRR, 1941-42 r.

Foto: Karta/Forum

„Sekrety polskiej polityki. Zbiór dokumentów 1935-1945” to z pewnością książka ciekawa i warta pewnej refleksji. Choć zapewne nie takiej, o jaką chodziło jej wydawcy, Służbie Wywiadu Zagranicznego Rosji.

Zbiór dokumentów wydanych pod redakcją emerytowanego generała SWR (a wcześniej funkcjonariusza KGB) Lwa Filipowicza Sockowa składa się ze wstępu i około 70 dokumentów z lat 1935-1945, mających pokazać nieznane rzekomo oblicze polskiej polityki. Dobór tych archiwaliów jest dość dziwny: zdecydowana większość z nich pochodzi z 1937 r., z pozostałych lat jest jeden dokument, kilka, albo nie ma wcale. Niezwykle ciekawy okres sojuszu niemiecko-sowieckiego (1939-1940) zupełnie pominięto.

Oczywiście historyk winien cieszyć, się, że do obrotu naukowego wchodzą kolejne, nieznane wcześniej dokumenty. Szczególnie dotyczy to ważnych dla polskiej historii dokumentów sowieckich służb specjalnych, które w ogóle nie są udostępniane polskim historykom. Ale żeby można było potraktować je poważnie i wykorzystywać w nauce, publikacja takich archiwaliów musi spełniać elementarne kryteria wiarygodności. A tak nie jest - choćby dlatego, że cała publikacja jest przygotowana niestarannie i niechlujnie.

W książce nie ma sygnatur archiwalnych, ani najprostszych informacji dotyczących pochodzenia prezentowanych dokumentów. Wiele z nich nie posiada nawet przybliżonych informacji na temat tego, kiedy w ogóle powstały. Część z nich nie posiada żadnych dat ani cech kancelaryjnych, które pozwoliłyby choć w przybliżeniu ustalić, z jakiego pochodzą okresu. Autorowi w tej materii ufać nie sposób: dokumenty dotyczące armii gen. Andersa umieścił on w rozdziale dotyczącym 1938 roku.

[wyimek]Są w książce SWR informacje naprawdę ciekawe. Choćby to, że w najbliższym otoczeniu min. Józefa Becka funkcjonował niezwykle groźny sowiecki agent[/wyimek]

Nie wiadomo też, czy mamy do czynienia oryginałami, czy z odpisami sporządzonymi przez agenturę; nie jesteśmy w stanie ocenić, jak treść tłumaczeń przedkładanych Stalinowi ma się do treści ich polskich, niemieckich czy angielskich oryginałów. Tak niechlujne podejście do podstawowych zasad rzemiosła nie nastraja zbyt optymistycznie, tym bardziej, że dalej jest już tylko gorzej. W dokumentach roi się od dziur, opuszczeń, z którymi miał problem albo autor albo wcześniejsi tłumacze. W tekście znajdują się dopiski. Czy wykonano je w latach 30-tych, czy dokonano ich w redakcji?

Pojawiają się oczywiste błędy, pomyłki, poprzekręcane nazwiska. Autor opracowania nie potrafił ich skorygować, bo nie ma większego pojęcia o opisywanych w nich wydarzeniach i nie zawsze wie, o kogo chodzi. Brak mu podręcznikowej wiedzy na temat losów Polski w czasie II wojny światowej, na dodatek ma kłopoty z geografią. Pisze na przykład: „likwidacja przez hitlerowców suwerennego państwa polskiego i zamiana jego terytorium w Generalne Gubernatorstwo Trzeciej Rzeszy – to cena za porażająco krótkowzroczność polskich polityków”. Można zrozumieć, że były funkcjonariusz wywiadu KGB nie bierze pod uwagę ziem zaanektowanych przez Związek Sowiecki. Ale co z ziemiami, które nie były Generalnym Gubernatorstwem, tylko weszły w skład Rzeszy albo Litwy, a potem ZSRS?

Innym przykładem stopnia znajomości polskiej polityki przez gen. Sockowa jest także sprawa Jana Szembeka. W latach 30. należał on do grona najważniejszych polskich dyplomatów i najbliższych współpracowników Józefa Becka. Jego nazwisko mówi coś autorowi wyboru, jeśli mowa o dokumentach z lat 30-tych. Kilka lat później, pojawia się — bez żadnego przypisu czy korekty – niejaki „Kombek”, który z niczym się autorowi nie skojarzy. Gdyby Sockow mniej więcej wiedział, czym się zajmuje, wpadłby na to, że chodzi o tę samą osobę.

Jednym z najważniejszych elementów pracy historyka jest właściwa krytyka źródeł historycznych: informacje pojawiające się w dokumentach trzeba konfrontować i weryfikować. W opisywanej książce nie ma śladu próby podjęcia tego rodzaju działalności. Stąd znajdują się w niej dokumenty ciekawe, pochodzące głównie od wysoko agenta uplasowanego na szczytach polskiego MSZ, ale i całkiem bezwartościowe. Wiele innych podaje szereg informacji wątpliwych, dyskusyjnych lub zupełnie nieprawdziwych.

W jednym z raportów sowieckiego wywiadu, sporządzonych na podstawie doniesień agentury i w 1935 r. przedłożonych Stalinowi, można na przykład przeczytać: „Sikorski jest przekonany o istnieniu tajnego porozumienia wojskowego [Polski i Niemiec], na mocy którego sprawa polskiego Pomorza zostanie ostatecznie rozwiązana z korzyścią dla Niemiec. Wedle przekonania Sikorskiego Polska zostawi sobie linie kolejową Katowice – Gdynia, która będzie łączyła Polskę z morzem, natomiast sama Gdynia zostanie wolnym miastem. ”

Bardzo trudno ocenić, jaką drogą powyższe opinie trafiły do sowieckiego wywiadu. Są prawdziwe czy przekłamane? Bo trudno uwierzyć, by jakikolwiek poważniejszy polski polityk mógł podobne rozwiązania brać poważnie pod uwagę. W innym dokumencie można przeczytać, że największym zagrożeniem wewnętrznym dla polskiego rządu był w 1938 sojusz „legionistów” ze środowiskiem Obozu Narodowo Radykalnego, którym ma rzekomo kierować gen. Marian Januszajtis.

Pomijając już kwestię, że Januszajtis był związany z Stronnictwem Narodowym, a nie z ONR, to możliwość obalenia rządu przez „piłsudczyków”i „oenerowców” wydaje się dość wątpliwa. Także wiele innych informacji zebranych przez sowiecki wywiad drogą agenturalną i zaprezentowanych w książce budzi niemożliwe do zweryfikowania wątpliwości, roi się od przekłamań i plotek.

Ale najbardziej charakterystyczną cechą omawianego zbioru jest ustawiczne mijanie się gen. Sockowa z istotą i treścią zaprezentowanych dokumentów. W jednej z ostatnich publicznych wypowiedzi stwierdził on, że publikuje dokumenty pozwalające na inne spojrzenie na Polskę lat. 30. II Rzeczpospolitą zdefiniował wówczas jako kraj zafascynowany ideologią hitleryzmu i krytykujący zachodnie liberalne demokracje.

Po przejrzeniu zbioru można zorientować się, o jaki dokument chodzi. Jest to sprawozdanie ambasadora Polski w Niemczech Józefa Lipskiego, który w 1937 był obecny na zjeździe NSDAP. W dokumencie tym znajduje się szereg informacji na temat przebiegu imprezy i pojawiających się na niej, tak interesujących Polskę, wątkach związanych z polityką międzynarodową.

Niemal na koniec raportu Lipski wspomniał o wystąpieniu ministra propagandy Rzeszy, Josefa Goebbelsa: „z charakterystycznych dla nas momentów jego mowy chciałbym zauważyć, że wymieniając państwa, które wysyłają zaopatrzenie dla

Hiszpanii, Goebbels wymienił Francję, Czechosłowację a także angielskie, holenderskie i szwajcarskie firmy. Mówiąc o państwach, które występują przeciwko komunizmowi, wymienił on Włochy, Japonię, Anglię, Węgry, Polskę, Brazylię, Brazylię, Turcję i Portugalię. Krytykując liberalizm państw zachodnich i określając je jako naiwne w stosunku do bolszewickiego niebezpieczeństwa, Goebbels użył niemieckiego przysłowia

”.

łupsze>

Zaliczenie Polski do grupy krajów lepiej rozumiejących istotę ZSRR i komunizmu specjalnej ujmy jej nie przynosi, a liberalizm krytykował tu Goebbels, a nie Lipski. No i w ogóle trudno traktować omawiane wystąpienie jako wizytówkę polskiej polityki lat 30. Wszak Józef Goebbels nie był ministrem propagandy Polski, tylko III Rzeszy.

I tak to jest z nauką Sockowa. Wcale nie jest ważne, czy ważne, czy Kali zjeść krowa, czy krowa zjeść Kali. Ważne, żeby był Kali i krowa.

Zważywszy na prezentowane wyżej horyzonty intelektualne gen. Sockowa trudno się dziwić zaprezentowanej przez niego wizji historii. Dość dokładnie wyłożono ją we wstępie, przed zbiorem wybranych dokumentów. Można tam przeczytać, że Polska nie była zainteresowana zatrzymaniem agresywnej polityki Hitlera, ponieważ wspólnie z nim wybierała się na wschód, czyli na Związek Sowiecki. To między innymi miało stać się główną przyczyną fiaska rozmów anglo-francusko-sowieckich z sierpnia 1939 r.: „Polska zajęła stanowisko wykluczające możliwość porozumienia między ZSRR, Anglią i Francją przy uczestnictwie strony polskiej. W związku z tym całą polityczną odpowiedzialnością można obciążyć Polskę, a raczej jej kierownictwo, które w kategorycznej formie odrzuciło możliwość stworzenia antyhitlerowskiego frontu w 1939”.

Taki schemat nijak ma się do faktu, że przecież II Rzeczpospolita była w 1939 r. sojusznikiem Francji i Wielkiej Brytanii. Rzecz to dość oczywista, ale gen. Sockow i w tej kwestii ma wyraźny problem. Zapytany publicznie przez jednego z dziennikarzy, „czy w 1939 r. Polska miała jakieś plany wojny z Niemcami wspólnie z Francją i Anglią” dość wymownie odpowiedział: „nie wiem”.

W dalszej części omawianego wstępu można przeczytać, że także po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej, zawarciu przez Polskę porozumienia z Moskwą i utworzeniu Armii Polskiej w ZSRR, „antysowiecka” działalność polskiego wywiadu nie uległa żadnej zmianie: „kiedy służby specjalne krajów sojuszniczych uważały za swoje główne zadanie pracę przeciwko Niemcom, polski wywiad zgodnie z decyzjami swojego londyńskiego rządu był zaaferowany postanowieniami o działalności wywiadowczej w ZSRS.”

Nie tak daleko od powyższych wywodów jest interpretacja działalności polskiego zbrojnego podziemia działającego w okupowanym kraju, którego aktywność sprowadzała się do walki z ZSRS: „stało się faktem, że dla wspieranych przez rząd na wychodźstwie zbrojnych formacji działających polski, celem akcji były radzieckie wojska zbliżające się do granic Niemiec. Ta sytuacja stała się przedmiotem korespondencji Stalina do rezydenta USA, w której mówiło się o tym, że terrorystyczne akty polskich bojowców w stosunku do żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej czynią z nich współpracowników poplecznikami Niemców”.

Do serwowania podobnych sensacji Służbie Wywiadu Zagranicznego nie było potrzebne odtajnianie jakichkolwiek dokumentów. Nie można było wziąć sięgnąć po prezentujące bez porównania wyższy poziom dzieła sowieckiej propagandy z czasów ZSRS?

W zaprezentowanych dokumentach SWR znów pojawia się motyw tajnego porozumienia, które Polska miała jakoby podpisać z Niemcami. Przekonywujących dowodów na istnienie takiego dokumentu nigdzie w książce nie ma. Wprawdzie mówi się o nim tu i ówdzie, ale to tylko efekt działalności sowieckiego wywiadu. Nie jest bowiem wielką tajemnicą, że za publikacją wspomnianego protokołu stała INO (Innostrannyj Oddzieł) GUGB NKWD, czyli jedna z poprzedniczek obecnej Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji.

Sprawa staje się wręcz groteskowa: SWR próbuje dziś pisać historię Polski na podstawie dokumentów, których treść jest skutkiem prowadzonej przez tę służbę w latach 30. wymierzonej w Polskę dezinformacji.

Także inne „dowody” zaprezentowane przez gen. Sockowa to materiał zgoła groteskowy. O działalności szpiegowskiej prowadzonej przez wywiad armii gen. Andersa przeciwko ZSRS mają świadczyć instrukcje w sprawie zasad budowy wywiadu Związku Walki Zbrojnej na ziemiach polskich. Sęk w tym, że w prezentowanych dokumentach stoi czarno na białym, że wywiad ten miał być skierowany przeciwko Niemcom, a wyniki jego pracy miały być przekazywane ZSRS.

Kolejny dowód na „antysowieckie” i „antyalianckie” oblicze armii gen. Andersa to instrukcje dotyczące ochrony tajnych dokumentów i własnych szeregów przed niezwykle agresywnymi i brutalnymi próbami penetracji polskiego wojska przez NKWD. No właśnie, skoro przy tym jesteśmy: jednym było wolno, a drugim nie?

Jako dowód „antysowieckiej działalności” w książce zaprezentowano też dokumenty świadczące o tym, że polskie władze usiłowały ustalić skalę penetracji przez NKWD polskiego podziemia na Kresach Wschodnich w latach 1939-1941. Innym „odtajnionym” dowodem są dokumenty mówiące o przygotowaniach do wybuchu - w stosownej chwili - narodowego powstania.

Ale co to co za tajemnica, skoro strategia Armii Krajowej została opisana w tysiącach książek i uczą się o tym dzieci w polskiej szkole? No i właściwie dlaczego chęć wybicia się Polaków na niepodległość i odbudowa własnego państwa jest traktowana przez SWR jako plany wybitnie ‘antysowieckie”?

Do książki wybrano dokumenty, które mają rzucić cień podejrzenia na najwyższych polskich na oficerów, jakoby współpracowali oni (lub przynajmniej się kontaktowali) z Niemcami. Jednym z nich jest w książce gen. Marian Kukiel. Tyle, że informacje zebrane na ten temat przez sowiecki wywiad nie wykraczają poza ramy domysłów i plotek.

Jednym z głównych negatywnych bohaterów książki jest płk Jan Kowalewski, jeden z najzdolniejszych ludzi polskiego wywiadu tamtych czasów, który w książce SWR został przedstawiony jako niemal niemiecki agent. Tymczasem jego kontakty z przedstawicielami Węgier, Rumunii i Włoch (operacja „Trójnóg” – prowadzona za wiedzą władz polskich i Brytyjczyków) miały na celu osiągnięcie szeregu korzyści dla Polski i jej aliantów, a wręcz spowodowanie wystąpienia tych krajów z wojny po stronie Niemiec. W ramach tzw. Akcji Kontynentalnej prowadzono rozmaite gry operacyjne i rozmowy polityczne, w tym również rozmowy z niemiecką opozycją antyhitlerowską.

Pokazanie tych działań jako „odtajnioną prawdę kompromitującą Polskę” może budzić troskę o kondycję SWR. O Akcji Kontynentalnej można co nieco poczytać w „Wikipedii”. Wystarczy wrzucić „Jan Kowalewski” w wyszukiwarkę „Google”.

Książka gen. Sockowa do nauki wnosi niewiele i nie będzie zaczątkiem żadnej rewolucji. Co wcale nie świadczy tym, że nie jest ona ciekawa. Jest w niej sporo interesujących informacji, które mogą być, po odpowiedniej filtracji, wykorzystane przez polskich historyków. Niektóre z nich można uznać za znaczące.

Z tym, że dotyczą one nie Polski, tylko działań, jakie przeciwko naszemu krajowi prowadził dawny Związek Sowiecki. Nie ma już najmniejszych wątpliwości, że w najbliższym otoczeniu min. Józefa Becka funkcjonował niezwykle groźny agent OGPU/NKWD, dzięki któremu polska polityka zagraniczna była dla Moskwy w zasadzie przejrzysta. Wiadomo też w Polsce, o kogo może chodzić: na podstawie niedyskrecji innych autorów mających dostęp do archiwów sowieckiego wywiadu można uznać, że najprawdopodobniej chodzi o szefa referatu wschodniego w MSZ Tadeusza Kobylańskiego.

Książka ukazuje też, jak tragiczne dla sprawy polskiej konsekwencje niosła za sobą działalność jednej z siatek wywiadu sowieckiego w Wielkiej Brytanii (tzw. „piątka z Cambridge”). Nie tylko na bieżąco przekazywali oni Moskwie ważne tajemnice brytyjskie i polskie, ale byli tak dobrze uplasowani i wpływowi, że mogli wpływać na politykę Brytyjczyków w sprawie Polski.

Ale stosunkowo najwięcej „Sekrety polskiej polityki” mówią o intencjach i kondycji intelektualnej zarówno gen. Sockowa jak i SWR. Jedno i drugie dobrze ilustruje sprawa dokumentu, który został zamieszczony w książce jako ostatni. Powstał on w 1945 r. i mówi o bliskim sercu Polaków Powstaniu Warszawskim. Z informacji uzyskanej drogą „jedna Pani drugiej Pani w maglu” NKWD dowiedziało się, że pewien oficer polskiego wywiadu miał zostać aresztowany w czasie Powstania bo „rabował złoto”. Zamieszczając owo „cudo” w swojej książce gen. Sockow zatytułował je następująco: „Informacja o działalności ludzi na stanowiskach w czasie Warszawskiego Powstania”.

Taką metodologia opisu historii daje się w różne kierunki rozwinąć. Także do opisu najnowszej historii Rosji i poprzedników SWR. Można na przykład wydać wielkie dzieło pt. „Wielka Wojna Ojczyźniana Związku Radzieckiego” grafiką do złudzenia przypominającej opasłe tomiska z czasów ZSRS. Ale treść byłaby już nowa: polskie dokumenty na temat działalności Armii Czerwonej w Polsce w latach 1944-1945: budziki na szyjach, znikające rowery, morderstwa, gwałty kobiet i dzieci; przypadki utonięć w kadzi ze spirytusem czy zatruć chemikaliami, które może i na pierwszy rzut oka przypominały alkohol. Smak i intencje pomiędzy tego rodzaju przedsięwzięcia do złudzenia przypominałyby „odkłamywanie historii Polski” a la gen. Sockow i towarzysze z SWR. Ale byłyby też dwie fundamentalne różnice: w polskim wydaniu byłby nie jeden, a kilkaset tomów dokumentów, a informacje w nich zwarte byłyby prawdziwe.

[i]Autor pracuje w IPN. Artykuł jest wyrazem jego osobistych poglądów[/i]

„Sekrety polskiej polityki. Zbiór dokumentów 1935-1945” to z pewnością książka ciekawa i warta pewnej refleksji. Choć zapewne nie takiej, o jaką chodziło jej wydawcy, Służbie Wywiadu Zagranicznego Rosji.

Zbiór dokumentów wydanych pod redakcją emerytowanego generała SWR (a wcześniej funkcjonariusza KGB) Lwa Filipowicza Sockowa składa się ze wstępu i około 70 dokumentów z lat 1935-1945, mających pokazać nieznane rzekomo oblicze polskiej polityki. Dobór tych archiwaliów jest dość dziwny: zdecydowana większość z nich pochodzi z 1937 r., z pozostałych lat jest jeden dokument, kilka, albo nie ma wcale. Niezwykle ciekawy okres sojuszu niemiecko-sowieckiego (1939-1940) zupełnie pominięto.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska