Ostatnie głośne propozycje premiera Donalda Tuska dotyczące zmiany konstytucji można by uznać za mało realne, zważywszy na istniejący w Sejmie układ sił politycznych. Ponieważ do uchwalenia takich zmian potrzeba większości 2/3 głosów poselskich oddanych w obecności co najmniej połowy ustawowego składu izby, wykluczone jest, by doszło do nich przy sprzeciwie partii opozycyjnych.
[srodtytul]Weto częste w Europie[/srodtytul]
Chyba że... Chyba że między PO a PiS zawarte zostanie stosowne porozumienie polityczne. Polegać by ono mogło np. na ustąpieniu stanowiska prezydenta na kadencję 2010 – 2015 kandydatowi wyznaczonemu przez PiS w zamian za zgodę na dokonanie proponowanych przez PO zmian ustrojowych. Być może do tego rachunku dołączyć by trzeba jakieś inne ustępstwa na rzecz partii Jarosława Kaczyńskiego. W rezultacie obecny premier mógłby zostać kanclerzem z uprawnieniami do samodzielnego prowadzenia polityki państwa.
[wyimek]Czy Rzeczpospolita nie zasługuje na to, by mieć ustabilizowany na dziesięciolecia ustrój państwowy?[/wyimek]
Przypuszczenia te są jednak tylko luźnymi spekulacjami. Jeśli bowiem PiS pozostanie wierne swoim dawniejszym zamiarom wzmocnienia, a nie osłabienia, pozycji prezydenta i nie zechce wdawać się z PO w żadne targi polityczno-personalne, to rachuby Donalda Tuska na realizację jego zamiarów przynajmniej do końca bieżącej kadencji parlamentu legną w gruzach. Pomijając jednak wątek intrygi politycznej, która może się kryć za zgłoszonymi propozycjami, warto się zastanowić nad ich merytoryczną zawartością.