W rosyjskich mediach społecznościowych słowo brexit nabrało nowego znaczenia: żegnasz się, ale nie wychodzisz. Wasilij Pietrowicz wypił pół litra wódki, potłukł cenną zastawę, obraził gospodarzy, powiedział „do widzenia", siedzi przy stole i pije. Jednym słowem: brexituje. Chciałbyś go wypchnąć na dwór, ale to stworzyłoby więcej problemów, niż zatrzymanie go w środku.
Ta anegdotka odzwierciedla dylemat, przed którym obecnie stoi Europa. Przez wiele lat Wielka Brytania korzystała z dobrodziejstw integracji europejskiej, nie próbując przy tym stać się konstruktywnym, nie mówiąc już, że zaangażowanym, członkiem Unii Europejskiej. Dwa lata temu zdecydowała się opuścić UE, ale wciąż zastanawia się, czy wyjść przez drzwi, przez okno czy przez komin. Wielka Brytania wciąż siedzi przy stole, przypominając pijanego Pietrowicza i irytując resztę Europy. Chcesz ją wypchnąć na dwór, ale to z różnych powodów może okazać się problematyczne.
Wspólny problem
Nie chodzi o wieloletnią przyjaźń. Państwa mają interesy, a nie przyjaciół, a nawet jeżeli kiedyś można było mówić o jakiejś nici sympatii, to brytyjscy politycy i większość prasy zrobili wszystko, by ją zerwać. A jednak Europa jest dziś wysoce zintegrowanym bytem politycznym. Nie można się wyplątać z 20 tys. wspólnych regulacji bezboleśnie i bez skutków ubocznych. Można by z powodzeniem powiedzieć, że Brytyjczycy powinni zapłacić za swoje okropne zachowanie. Jeżeli jednak posłucha się kontynentalnych firm, to wiadomo, że ból odczują również one i ich pracownicy. Nie mówiąc już o milionach europejskich obywateli, których los zależy od utrzymania modus vivendi z „perfidnym Albionem".
Twierdzenie, że brexit stanowi tylko brytyjski problem, jest argumentem bałamutnym i niebezpiecznym. Rozwód to nigdy nie jest prosta sprawa; jak głosi stare powiedzenie, do tanga trzeba dwojga. W Brukseli zdaje się nie być nikogo, kto byłby skłonny wziąć odpowiedzialność za utratę Wielkiej Brytanii: Barnier wynegocjował uczciwy układ z premier May i jeżeli brytyjskiemu parlamentowi się on nie podoba, to trudno. Jednak udział UE w sprawie rozwodowej nie ogranicza się tylko do dopełnienia formalności prawnych. UE ma prawo nalegać na backstop w sprawie granicy irlandzkiej (by na granicę między Irlandią i Irlandią Północną nie wróciły kontrole – red.); ulegnięcie w tej kwestii presji ze strony Demokratycznej Partii Unionistycznej Irlandii Północnej oznaczałoby zdradę Republiki Irlandii, czyli tego kraju członkowskiego, który najboleśniej odczuje brexit.
Małżeństwa jednak zazwyczaj rozpadają się przez dłuższy czas, za sprawą wygaśnięcia uczucia i niemożności zrealizowania pierwotnych oczekiwań, jeżeli nie wręcz marzeń. Pytanie, które unijni urzędnicy powinni sobie zadać, brzmi: dlaczego brytyjscy obywatele zdecydowali się na wyjście? Sugerowanie, że Brytyjczycy są z jakiś względów mniej europejscy, nie jest specjalnie przekonywającą odpowiedzią. Trudno też uwierzyć, że zostali po prostu zmanipulowani przez eurosceptyczne tabloidy.