Kaczyński wywołał konflikt na zjeździe Solidarności

Ze zjazdu "Solidarności" w Gdyni zapamiętaliśmy, że premier został wybuczany, Jarosław Kaczyński wywołał konflikt, a na koniec wystąpiła Henryka Krzywonos – twierdzi polityk, były działacz NSZZ "Solidarność"

Publikacja: 05.09.2010 20:43

Bogdan Lis

Bogdan Lis

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Uroczysty zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdyni z okazji 30. rocznicy Sierpnia 80 nie powinien być spotkaniem i miejscem na formułowanie żądań, negocjacje czy zajmowanie się polityką. To miała być uroczystość z okazji święta "Solidarności" i w związku z tym jak święto powinna zostać potraktowana. Mieliśmy się cieszyć z tego, że po wielu, wielu latach możemy się spotkać i ze spokojem wspominać dawne czasy. Tak się jednak nie stało.

[srodtytul]Kopniaki dla premiera[/srodtytul]

Scenariusz tego zjazdu został przygotowany inaczej, niż powinien. Liderzy "Solidarności" wiedzieli, do czego tak skonstruowany plan może doprowadzić, i nie chcieli temu przeciwdziałać. Na zjazd zaproszono na przykład premiera Donalda Tuska. Ale przyjrzyjmy się, jak wyglądało wystąpienie szefa rządu.

Można je obrazowo przedstawić tak: ktoś zaprasza mnie do swego domu na uroczystość, ale już w drzwiach dostaję kopniaka. Wchodzę jednak do środka, próbuję dziękować za zaproszenie i wtedy dostaję kolejnego kopniaka. Wychodzę, a kolega zrzuca mnie ze schodów. Tak właśnie został potraktowany premier, którego wystąpieniu od samego początku towarzyszyły gwizdy i buczenie. Dlatego zapytał: "Gdzie jest tamta "Solidarność" sprzed lat?".

Niestety, żaden z organizatorów zjazdu nie zareagował. Dlaczego? Bo nikt nie chciał zareagować. Mimo że wszyscy dobrze wiedzieli, do czego taka sytuacja może doprowadzić. Nie chcę sugerować, że to było z góry zaplanowane, nie wiem tego. Wiem natomiast, że brak reakcji organizatorów spotkania rzuca złe światło. Rozmawiałem z wieloma delegatami na zjazd, którzy byli oburzeni tym, co się stało.

Pokazuje to również, że w samej "Solidarności" nie ma jednego wspólnego stanowiska.

Dziwi mnie, że przewodniczący związku Janusz Śniadek na to wszystko pozwolił. Do tej pory uważałem go za człowieka, który w sposób kompromisowy podchodzi do wielu spraw i rozwiązań. Być może to zbliżający się wyborczy krajowy zjazd delegatów spowodował, że postanowił iść z prądem i podporządkować się woli tych, którzy krzyczą najgłośniej. Jeśli tak, to wybrał złą drogę. W ten sposób nie wygra wyborów.

Autorytetu nie zdobywa się, idąc z prądem. Należy raczej pokazywać, że ma się mocny charakter i jest się człowiekiem przyzwoitym. Jeśli podczas tego zjazdu Janusz Śniadek chciał zdobyć dodatkowe punkty, to nic z tego nie wyszło.

[srodtytul]Kto dał głos Kaczyńskiemu?[/srodtytul]

Nie rozumiem też, dlaczego podczas święta "Solidarności" występował Jarosław Kaczyński. Kiedy na tak szczególną uroczystość zaprasza się gości i daje im możliwość przemawiania, to wystąpienia powinny być ułożone według logicznego scenariusza.

Na początku klucz był zrozumiały: premier, prezydent, przewodniczący Parlamentu Europejskiego i przewodniczący "Solidarności". Skąd jednak na mównicy znalazł się Jarosław Kaczyński? Nie wiem. Jeżeli dano mu głos jako przewodniczącemu partii, to należało zaprosić także innych przewodniczących i też dać im prawo do przemawiania. Udzielenie głosu Jarosławowi Kaczyńskiemu było błędem. Jego wystąpienie zakończyło się skandalem. Jeśli prezes Prawa i Sprawiedliwości tym wystąpieniem chciał ugrać coś dla swoich celów politycznych, to podobnie jak Janusz Śniadek odniósł skutek odwrotny do zamierzonego.

Na dodatek jego wystąpienie zaszkodziło pamięci jego brata Lecha i sprawiło, że temat historyczny stał się tematem politycznym. W tej sytuacji nie dziwię się Henryce Krzywonos, która jest impulsywna i wystąpiła z przemówieniem w sposób ogromnie emocjonalny. Gdyby nie ona, to na pewno wystąpiłby ktoś inny – może Tadeusz Mazowiecki, może Bogdan Borusewicz albo ja. Kiedy jednak po przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego zastanawialiśmy się, co w tej sytuacji zrobić, ona już była na mównicy. Bo tej sprawy nie można było zostawić bez komentarza.

Ze zjazdu z okazji 30. rocznicy powstania "Solidarności" wszyscy zapamiętaliśmy tylko, że premier został wybuczany, Jarosław Kaczyński wywołał konflikt swoim wystąpieniem, w którym wspomniał o doradcach Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, a na koniec wystąpiła Henryka Krzywonos. Wniosek nasuwa się jeden – miał być radosny zjazd, a wyszła kompromitacja.

[i]-not. maty[/i]

[i]Bogdan Lis jest politykiem. W 1980 roku był członkiem Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej i sygnatariuszem Porozumień Sierpniowych, działaczem "Solidarności"; uczestnik Okrągłego Stołu, od 1997 roku był członkiem Unii Wolności, Partii Demokratycznej, a obecnie Stronnictwa Demokratycznego[/i]

Uroczysty zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdyni z okazji 30. rocznicy Sierpnia 80 nie powinien być spotkaniem i miejscem na formułowanie żądań, negocjacje czy zajmowanie się polityką. To miała być uroczystość z okazji święta "Solidarności" i w związku z tym jak święto powinna zostać potraktowana. Mieliśmy się cieszyć z tego, że po wielu, wielu latach możemy się spotkać i ze spokojem wspominać dawne czasy. Tak się jednak nie stało.

[srodtytul]Kopniaki dla premiera[/srodtytul]

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem