Jarosław Kaczyński idzie po władzę dla PiS

Prezes PiS zwiera szyki do ostatecznej wojny ze złem nad Wisłą, do politycznego Armagedonu. Liczne rzesze by chciały, żeby przegrał, ja też, ale że tak się skończy, głowy bym nie dał

Publikacja: 20.09.2010 20:35

Waldemar Kuczyński

Waldemar Kuczyński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Słychać narzekania, że zamiast "ważnych tematów", w debacie politycznej dominuje Jarosław Kaczyński; co się z nim dzieje, jak rozumieć to co robi i mówi. To skupienie uwagi jest zasadne. Szef PiS w skutek splotu okoliczności i korzystania z nich w sposób budzący zachwyt u części, a niepokój, czy wręcz przerażenie u większości ludzi, skupia na sobie uwagę.

 

 

Dla zachwyconych jest kolejną, od Stanisława Tymińskiego poczynając, nadzieją na zdjęcie z nich trosk i zrobienie Polski, takiej, jaką sobie każdy zachwycony wyobraża. Dla przerażonych to podpalacz, a gdy taki ktoś się zjawia, to inne sprawy schodzą z drogi. Rząd może wiele zepsuć, ale kraju nie podpali. Słusznie więc szef PiS jest w centrum uwagi i także to, co się dzieje z jego partią, należy do pytań najważniejszych.

 

 

Różne odpowiedzi na nie padają. Podam i swoją. Jarosław Kaczyński, wybitne zwierzę polityczne, jest politykiem z wizją państwa bardzo odmiennego od tego, które powstało przez minione 21 lat. W państwie PiS-owskim, w IV RP, prawa wspólnoty, dokładnie narodu, byłyby nadrzędne nad prawami jednostki, nad prawami obywatela i te w razie konfliktu musiałyby im ustąpić.

Naród jednak, jako podmiot uprawnień nie występuje wprost, jak jednostka, lecz musi go zastąpić coś, a najczęściej ktoś, biorąc pod uwagę przykłady historyczne. Ten ktoś to zwykle "przywódca narodu", o takiej czy innej funkcji formalnej, otoczony czcią czy wręcz kultem. To on definiuje, co jest tożsamością narodu i jakie naród ma cele, a także to co nimi nie jest i skoro nie jest, jak powinno być traktowane.

To państwo o władzy osobistej, mniej lub bardziej autorytarnej, wzorcem władza Józefa Piłsudskiego po roku 1926. Jeżeli Kaczyński tej wielbionej z siłą obsesji wizji nie zrealizuje, będzie, jak sądzę, uważał swoje życie, a także brata, za niespełnione, a czasu ma coraz mniej, bo lata lecą. Narasta stres i niecierpliwość, coraz silniej ingerujące w sposób myślenia.

Wie on już, że IV Rzeczypospolitej nie stworzy w koalicji. Może ją stworzyć sam, mając w ręku przynajmniej parlament i rząd. Więc trzeba je zdobyć, ale przegrane wybory prezydenckie przekonały go, że nie zrobi tego, przyklejając obcą mu twarz i język, by okłamawszy wyborców środka, zdobyć ich poparcie. Pozostaje jedna jedyna droga, ogromny rezerwuar niegłosujących, połowa elektoratu, do którego nikt niczym do tej pory nie trafił. Prawie się o nim nie pamięta, ale on jest, jak ten gaz w łupkach. By go dostać, trzeba metody.

 

 

Zaskakująca, pozornie bezsensowna zmiana postępowania szefa PiS już w dzień wyborczej porażki, to nie był powrót do umacniania twardego elektoratu, bo PiS go ma i nie musi go utwardzać. To nie był też wybuch stłumionej na czas kampanii żałobnej wściekłości, nad którą nie zapanował. Chwilami zdumiewa nieznajomość tej postaci. Ów zwrot to początek kampanii mającej na celu poruszenie i zdobycie niegłosującego masywu, o czym już kiedyś pisałem. Kampanii, która ma być, jak żadna w minionym dwudziestoleciu, bo dla wykonania zadania, którego nikt dotąd nie wykonał.

To zamiar szaleńczy, pewno nierealny, ale Kaczyńskiemu tylko to zostało i wzmocniony, a nie osłabiony czy zagubiony, przez śmierć brata zmierza od początku lipca w tym kierunku. Konsekwentnie, z dewizą "mierz siły na zamiary", z "wiarą, która góry przenosi", więc może i biernych wyborców do urn skieruje.

Prezes PiS wie, że ów bierny elektorat nie ruszy z miejsca w atmosferze i pejzażu zwykłej kampanii wyborczej, musi dostać impuls, wstrząs, szok, jakiego dotąd nie było. To nie może być atakowanie polityki rządzących, choćby totalne i brutalne, bo to standard i nuda. To, po treści, słownictwie i tonie jego wystąpień wnosząc, musi być coś, co rozogni ludzkie lęki, rozczarowania i złości z jednostkowych powodów i zespoli je w wielki lęk i gniew gromadny, masowy, skierowany przeciw rządzącym i wrogom PiS zwanych establishmentem, skierowany przeciwko państwu. W gniew uszlachetniony, a przez to silniejszy, bo wobec tych, co władzę posiedli przez pomyłkę, a więc nieprawnie i niemoralnie.

Na domiar złego oni i establishment odpowiadają za śmierć dobrego i wielkiego prezydenta, tak kochającego Polskę. Kult Lecha Kaczyńskiego ma wzmocnić poczucie zbiorowej straty i rozpalać nienawiść do sprawców. A oni jeszcze wysługują się ościennym potęgom, robią z Polski rosyjsko-niemieckie kondominium, wyprzedają niepodległość. To wszystko, a prawie cytuję tu prezesa PiS, brzmi, jak idiotyzm, w który nikt nie może uwierzyć i wobec tego uważa się te wypowiedzi prawie za objaw obłędu. Ale bez trudu w złowieszczych dziełach nieodległej historii znajdziemy cytaty bardziej bzdurne, które nakręciły zbiorową nienawiść i wywołały nieszczęścia. Z tego, że pukamy się w czoło, słuchając słów prezesa, nie wynika, że tak zrobi reszta.

 

 

Jarosław Kaczyński chce w jak największej liczbie ludzi wzbudzić lęk przed gruntem, na którym żyjemy wszyscy, chce pokazać, że obecne państwo to nie bezpieczna opoka, lecz zdradliwe osuwisko niosące śmiertelne zagrożenia. Uformowane przez złych ludzi mających władzę i wpływy, a w niszczeniu tych, co widzą czynione przez nich zło, posuwający się aż do współudziału w zbrodni.

Ma on nadzieję, że rzucane oskarżenia wzbudzą gniew i agresję. Z nimi będzie można defilować po ulicach z pochodniami, a w dzień wyborów popchnie się je do oddania głosów na partię, która winnych nieszczęść kraju usunie raz na zawsze z polityki, co zapowiedział ze 100-procentową pewnością. I zbuduje państwo na nowo, do którego Prezes, będzie mógł wreszcie wrócić wraz z prawdziwym narodem.

Przyszłoroczne wybory mają się odbyć w stanie nadzwyczajnym, w oparach przypominających wojnę domową. Tak odczytuję strategię i cel Jarosława Kaczyńskiego, dla którego dosłownie wszystko prowadzi przez zdobycie i sprawowanie władzy. Słyszę komentarze, że on jej już nie chce, tylko chce wyjaśnić katastrofę smoleńską. To naiwność! Dla szefa PiS wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej znaczy tyle, co zdobycie władzy, wszystko, co nie jest zdobyciem władzy, nie będzie wyjaśnieniem.

Czy ta strategia da sukces? Na pewno może liczyć na większość swej partii i jej wyborców, ale czy na wszystkich? PiS-owskie gołębie, twarze kampanii Kaczyńskiego, odegrały, choćby w dobrej, lecz naiwnej wierze, paskudną rolę skrywających prawdę o kandydacie, by nabrać wyborców. Ale tylko oni mogą wypreparować z PiS partię konserwatywną, krytyczną wobec obecnego państwa, nie wrogą.

 

 

Taka partia jest potrzebna, lecz nie powstanie inaczej, jak przez rozpad Prawa i Sprawiedliwości. To jest związek dwu płyt politycznych, różnych i skłóconych, lecz spojonych przez osobę Kaczyńskiego. Jedną są konserwatyści, drugą płyta klerykalno-nacjonalistyczna, wierna bardziej Tadeuszowi Rydzykowi niż liderowi PiS, decydująca o sile, zdolności mobilizacyjnej, a także politycznym obliczu tej partii. Ci pójdą za prezesem do końca, lecz jak daleko gotowi będą iść za nim konserwatyści? Czy zgodziwszy się na rolę fałszywych masek wezmą też w ręce zapałki do podpalania kraju? Wątpię.

Nie można nadto wykluczyć, że część głosujących na PiS, elektorat socjalny, "skradziony" SLD, jak kiedyś mówił Mieczysław Rakowski, wróci do Sojuszu, nie godząc się z PiS-owskim awanturnictwem. Kaczyński może też liczyć na niemałą część kleru, od proboszczów do sporej grupy hierarchów przestraszonych napierającą laicyzacyjną falą z Zachodu, która znajduje coraz głośniejszy odzew nad Wisłą. Tym przestraszeniem tłumaczę wyjątkowo mocne zaangażowanie duchownych w kampanię na rzecz Kaczyńskiego, a przeciw Komorowskiemu.

No i jest związek zawodowy "Solidarność", nie gigant, ale i nie mały, bardzo prawicowy, bardzo upolityczniony i bardzo sfrustrowany stopniowym topnieniem, któremu być może chciałby zapobiegać, sięgając znowu po udział we władzy, w sojuszu z Prawem i Sprawiedliwością. To są niemałe siły, ale do sukcesu potrzebny byłby jeszcze jeden sojusznik, wyraźne pogorszenie się warunków życia. Wtedy mogłoby być bardzo groźnie. Przeszliśmy jednak przez kryzys łagodnie, a wskaźniki gospodarcze się poprawiają; podnosi się tempo wzrostu PKB i spada bezrobocie. Finanse wymagają reformy, ale niekoniecznie w roku wyborczym.

Choć więc są zapałki i ręce chętne do podpałek, to grunt na razie mało palny. Jarosław Kaczyński zwiera szyki do ostatecznej wojny ze złem nad Wisłą, do PiS-owskiego Armagedonu. Sądzę, że przegra i może, jak powiada Igor Janke ("Ostatnia wojna prezesa Kaczyńskiego", "Rz", 13 września 2010), będzie to jego bój ostatni. Liczne rzesze by tego chciały, ja też, ale głowy bym nie dał. To wybitna postać politycznej ciemnej strony mocy.

Autor jest ekonomistą i publicystą. Był ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, doradzał także premierom Włodzimierzowi Cimoszewiczowi i Jerzemu Buzkowi

Słychać narzekania, że zamiast "ważnych tematów", w debacie politycznej dominuje Jarosław Kaczyński; co się z nim dzieje, jak rozumieć to co robi i mówi. To skupienie uwagi jest zasadne. Szef PiS w skutek splotu okoliczności i korzystania z nich w sposób budzący zachwyt u części, a niepokój, czy wręcz przerażenie u większości ludzi, skupia na sobie uwagę.

Dla zachwyconych jest kolejną, od Stanisława Tymińskiego poczynając, nadzieją na zdjęcie z nich trosk i zrobienie Polski, takiej, jaką sobie każdy zachwycony wyobraża. Dla przerażonych to podpalacz, a gdy taki ktoś się zjawia, to inne sprawy schodzą z drogi. Rząd może wiele zepsuć, ale kraju nie podpali. Słusznie więc szef PiS jest w centrum uwagi i także to, co się dzieje z jego partią, należy do pytań najważniejszych.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA