Zgoda Sejmu to sprawiła, że nam wolność przywróciła/Wiwat krzyczcie, wszystkie stany, niechaj żyje król kochany!".
Mogliśmy sobie pośpiewać „Poloneza 3 maja" tylko w domowym ogródku, bo 230. rocznica uchwalenia Ustawy Rządowej, która okazała się łabędzim śpiewem I Rzeczypospolitej, przeszła niemal niezauważona. Przykryła ją epidemia i uliczna promocja szczepionek oraz Krajowy Plan Odbudowy. Szkoda, bo to jeden z najbardziej niesamowitych momentów naszej historii, gdzie w jednym punkcie zbiegły się nasza wielkość i wszystkie nasze najgorsze cechy.
Nawet pan prezydent nie miał okolicznościowego wystąpienia, a takie przecież wygłaszał z lubością w czasach przedepidemicznych każdego 3 maja. Tak się jednak składa, że w żadnym z nich ani on, ani żaden inny polityk nie wspominał o tym, co w konstytucji kontrowersyjne.
Temat oszustwa, do którego uciekli się animatorzy wydarzeń – Kołłątaj, Potocki, Poniatowski – w ogóle nie istnieje. A przecież posłów oszukano, zwołując sesję pospiesznie, nim duża część z nich zdołała przyjechać do Warszawy z domów, dokąd udali się na święta. Była to także pierwsza sesja w miesiącu, a ta miała być zarezerwowana dla spraw finansowych, nie zaś ustrojowych. Nikomu też nie udostępniono wcześniej projektu ustawy, choć posłowie powinni mieć możliwość zapoznania się z nim przed głosowaniem. Właściwie nie wiem, dlaczego dziś rządzący o tym nie wspominają – wszak mogliby w swoich działaniach powoływać się na piękne historyczne wzorce.
Przede wszystkim jednak nie wspomina się o odrębnej ustawie, ale będącej częścią integralną reformy ustrojowej: prawie o sejmikach, uchwalonym wcześniej, 24 marca 1791 r. To tam znalazły się zasady cenzusu majątkowego, efektywnie wykluczające szlachtę gołotę z procesu wybierania przedstawicieli na Sejm. Dlaczego o tym przedstawiciele władzy, tak chętnie odwołujący się do trzeciomajowej tradycji, milczą?