Wychowanie poza rodziną biologiczną powoduje określone skutki wychowawcze i rodzinne, stanowi też rosnące obciążenie dla finansów państwa. Tylko w ciągu jednego miesiąca 2008 roku na ten cel wydawano ok. 152 mln zł (na rodziny zastępcze ok. 64 mln, a na dzieci w placówkach opiekuńczo-wychowawczych – ok. 88 mln zł).
[srodtytul]Konieczne zmiany[/srodtytul]
Aby poprawić obecny stan rzeczy, najczęściej postuluje się powołanie kolejnych służb czy nowe rozwiązania ustawowe. Takie działania są też przewidywane w rozważanej obecnie w Sejmie ustawie o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, która ma m.in. wprowadzić asystentów rodzinnych. Mają oni wspierać i uczyć rodziców właściwego wypełniania ich ról. Jest to zapewne potrzebne, a nowa ustawa, jeśli zostanie przyjęta, w znacznym stopniu uporządkuje sferę pieczy zastępczej.
Trzeba jednak pamiętać, że trwającemu od lat rozrostowi służb i powołaniu na przykład dużej liczby publicznych i niepublicznych ośrodków adopcji nie towarzyszy zmniejszanie liczby dzieci w opiece zastępczej. Nie ma zatem pewności, że po przyjęciu ustawy o pieczy zastępczej sytuacja ta ulegnie automatycznie zmianie.
Popełniamy banalne błędy wzmacniające wzrost liczby dzieci w systemie zastępczym. Na przykład masowo zwalnia się rodziców z opłacania – adekwatnie do ich możliwości – kosztów pobytu ich dzieci w środowiskach zastępczych. Organizatorzy opieki wolą udowadniać, że rodzice nie mają wystarczających dochodów. Otrzymują wówczas z budżetu pokrycie całości kosztów utrzymania podopiecznych. Jest to znacznie łatwiejsze niż walka z rodzicami o pokrycie chociaż fragmentu tych wydatków. Tymczasem tutaj nie chodzi tylko o pieniądze. Rodzicom zwalnianym z opłat za utrzymanie ich dzieci obniża się motywacja, aby walczyć o ich powrót do domu, gdzie o ich utrzymanie będą musieli sami zadbać.
W ostatnim czasie wzrosły standardy w placówkach opiekuńczych, wiele z nich zapewnia doskonale warunki swoim wychowankom. Warto się zastanowić, czy nie zniechęca to ich rodziców do zabieganie o ich powrót do domu rodzinnego, do warunków diametralnie gorszych. Nie sugeruję oczywiście, że placówki opiekuńcze powinny być siermiężne, ale jedynie to, by były one na podobnym poziomie, na jakim żyją przeciętne polskie rodziny. Te zaś najczęściej żyją skromnie, a nie w pięknych willach z dostępem do morza, jaką niedawno gmina Gdańsk zapewniła części swoich podopiecznych.