Polska staje się coraz bardziej spolaryzowana. Oznacza to, że społeczeństwo jest podzielone na dwie wielkie grupy, być może w przybliżeniu równej wielkości, może nieznacznie się różniące. Między nimi istnieje przepaść. Polaryzacja polityczna nie jest mierzona wielkością grup, które wpisują się w odmienny sposób postrzegania świata, ale raczej jest mierzona poprzez głębokość rowu, jaki je oddziela. Gdy ta przepaść-zarówno konceptualna (a więc odnosząca się do pojęć, jakich używa każde wielkie ugrupowanie), jak i normatywna (odnosząca się do wartości, jakie leżą u podstaw dominujących postaw) - staje się nie do pokonania i nie do zasypania społeczeństwo rozjeżdża się jak dwie kry lodowe, z których każda dryfuje w kierunku przeciwnym.
Dwa artykuły, zamieszczone w Rzeczpospolitej w ostatnim czasie (Janusz Czapiński, „Państwo z karabinem na plecach" z dn. 14.04. 2011 oraz Andrzej Zybertowicz, „Dwie wrażliwości, Dwie Polski" z tego samego dnia) pokazują jak głęboki jest rozziew pomiędzy stanowiskami dwóch wybitnych publicznych intelektualistów: jednego kojarzonego z opcją Platformy Obywatelskiej a drugiego-z opcją PiS. Obrazuje ona rozziew pojęciowy jaki dzisiaj charakteryzuje Polskę. Polemika Piotra Zaremby z Wojciechem Sadurskim obrazuje rozziew wartości. Pojęcia pozwalają nam na zbudowanie mapy terenu, po którym się poruszamy. Wartości ukierunkowują nasze drogi. Występowanie obu zjawisk naraz nazwę tu polaryzacją progresywną. Takie zjawisko powoduje konflikt, który z reguły jest trudny do rozwiązania. W przededniu wyborów parlamentarnych pora zdać sobie sprawę z tego, że Polska, pęknięta jak kra lodowa, gotuje się od głębokiego konfliktu.
Istnienie konfliktu nie jest samo w sobie groźne dla społeczeństwa. Od z górą sześćdziesięciu lat zróżnicowanie interesów, a zatem i polaryzacja uważane są za nieodłączny element demokracji. Wewnątrz-społeczny konflikt jest elementem napędzającym zarówno pomysłowość, jak i aktywność społeczeństwa pod jednym wszak warunkiem: że istnieje wiele nieprzecinających się linii nieporozumienia. Prowadzi to do konkurencji wewnątrzgrupowej, zróżnicowania instytucjonalnego, a w rezultacie czyni społeczeństwo bardziej otwartym. Przecinanie się interesów, a także wielość grup, z jakimi człowiek się identyfikuje i do przynależności z którymi się poczuwa zmniejsza możliwość otwartego wybuchu. Ale polaryzacja może również stawać się społecznie niebezpieczna, gdy powoduje, że ludzkie tożsamości krystalizują się wokół, lub raczej fiksują się na jednym układzie interesów, i gromadzą się w postaci dwóch wysoce antagonistycznych frakcji.
W sytuacji, gdy obywatelskiej odpowiedzialności nie starcza Premierowi i Prezesowi, odpowiedzialność za uspokojenie społecznych nastrojów powinny wziąć media
Progresywna polaryzacja powoduje tendencje do radykalizacji stanowisk, to znaczy, że politycy, ale także, w swoim mniemaniu niezależni, publiczni intelektualiści dryfują ku krańcowym poglądom, określanym często ekstremalnymi. Wybory parlamentarne przyjmują więc osobliwą formę: przestają być walką o zagospodarowanie politycznego centrum, gdzie jedno ugrupowanie jest trochę bardziej na lewo, a drugie trochę bardziej na prawo, a stają się wielkim ślizgiem w kierunku krańcowych skrzydeł i odłamów. W 1950 roku Samuel Huntington zdiagnozował to zjawisko jako wysoko niebezpieczne, albowiem zamiast mobilizować głosy centrystycznie usytuowanych wyborców (którzy i tak by zagłosowali, a kwestią jest tylko w jakim kierunku oddadzą swój głos) prowadzi ono do mobilizacji wyborców usytuowanych esktremalnie, często marginalnie, którzy w warunkach polaryzacji tylko konceptualnej zapewne nie braliby udziału w głosowaniu.