Kiedyś popularne były dowcipy o szczytach. Szczycie bezczelności czy szczycie głupoty. Do tej serii można byłoby dołożyć dowcip o szczycie politycznej nielojalności. Co jest więc szczytem politycznej nielojalności? Namówić kilka tysięcy ludzi do trudnej politycznej drogi, wyciągnąć kilkunastu polityków z dużej partii, przekonać ich, by zaryzykowali własne kariery, a potem przy pierwszej przeszkodzie, kiedy pojawią się kłopoty, zostawić ich wszystkich i przejść do bogatego konkurenta, którego celem jest przejęcie wyborców tegoż ugrupowania.
Aniołek Kaczyńskiego
W bogatej historii polskich transferów politycznych to była decyzja najbardziej spektakularna. Joanna Kluzik-Rostkowska w ciągu kilku miesięcy zaliczyła trzy polityczne ugrupowania. Rok temu przekonywała, że Jarosław Kaczyński jest najlepszym kandydatem na prezydenta, dziś chce go otaczać kordonem sanitarnym i przekonuje, że PiS – w którym była wiele lat bardzo blisko prezesa – jest w stanie podpalić Polskę.
Była dziennikarka, wchodząc wiele lat temu do ugrupowania mało lubianego przez elity, od początku budziła sympatię zarówno osób, które PiS akceptowały, jak i tych, które odrzucały partię Jarosława Kaczyńskiego.
W przeciwieństwie do wielu innych polityków od początku zajęła się bardzo konkretnymi sprawami. Wyspecjalizowała się w kwestiach społecznych. Swoją wrażliwość społeczną wzmocniła kompetencją, wiedzą i pracowitością. Szybko stała się powszechnie cenionym ekspertem. Unikała walk czysto partyjnych, bez kompleksów wchodziła natomiast w spory merytoryczne.
Kiedy została wiceministrem, od początku zbierała dobre oceny. Już wtedy chwalili ją i zwolennicy, i przeciwnicy PiS. Została jednym z "aniołków" Jarosława Kaczyńskiego, które miały zmieniać wizerunek partii. Dziesiątki razy tłumaczyła, dlaczego przyszła do PiS: że lubi i ceni Kaczyńskiego, że zrobiła to dla niego, bo zna go od wielu lat. I zawsze go chwaliła jako świetnego premiera.