Pusta etykietka prawicowości

Współcześni „prawicowcy" wybierają z europejskiej tożsamości tylko to, co jest efektowną etykietką. Dlatego mogą ignorować znaczną część nauczania Kościoła i, jak Breivik, obrzucać papieża obelgami – pisze publicysta

Publikacja: 27.07.2011 19:31

Mateusz Matyszkowicz

Mateusz Matyszkowicz

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Red

Po tragedii w Norwegii człowiek prawicy czyta gazety i zastanawia się, czy jest niebezpieczny. Co ma zrobić komentator, który na co dzień pisze o polityce, o deklaracjach, ich braku, wygranych i przegranych wyborach, także taki, którego interesują zmiany obyczajowe, walczy – jak to się kiedyś mówiło – o lepsze jutro i w ogóle robi wiele pożytecznych społecznie rzeczy – więc, co ma ktoś taki powiedzieć, gdy dochodzi do masowej zbrodni, katastrofy, wybuchu?

Zauważy, po pierwsze, że świat już nie będzie taki jak dawniej, że teraz zmieni się wszystko, może granice zostaną zamknięte albo właśnie otwarte, może armia się dozbroi albo zrozumie, że zbrojenia nie są właściwą drogą. Że teraz musi nadejść czas strzelania do mrówki z bazooki. A więc nic nie będzie po staremu, bo stare razem z tym pyłem i dymem uleciało w powietrze. Jak powiedział Marks, wszystko co stałe wyparowuje.

Po drugie, poszuka winnych. I to szukanie winnych zasługuje na gorące poparcie. W przypadku katastrof zagranicznych sprawca jest znany z imienia i nazwiska dość szybko, więc potrzeba identyfikowania czynników sprawczych przenosi się na wyższy poziom i koncentruje się przede wszystkim na diagnozowaniu społecznych i ideowych determinant.

Trzeba uważać

W przypadku norweskiej masakry ten schemat został zastosowany w sposób wzorcowy. A więc najpierw szok i kontrastowanie obrazów – spokojna Norwegia i zbrodnia na dużą skalę, syte społeczeństwo, odpowiedzialna elita i niezrozumiały dla nikogo szaleniec. To wszystko ma wyznaczać jakiś nowy etap w społecznym postępie: jak nauczyć się żyć z tym, że nie wszyscy akceptują szczęście, jakie daje państwo dobrobytu? Jak zwiększyć zabezpieczenia?

 

 

I wreszcie, co dla nas najciekawsze, jak zidentyfikować społecznego wroga? Bo przecież winny jest nie tylko szaleniec, winne jest przede wszystkim społeczne i ideologiczne tło, w którym przyszło mu przemyśleć, zaplanować i zrealizować krwawy scenariusz. Dla głównych komentatorów wina tutaj jest dość jasna i nie budzi wątpliwości: "chrześcijański fundamentalista" i "skrajny prawicowiec" – to wyjaśnia wiele, a w zasadzie wszystko. Nawet jego proizraelskie sympatie nie są tutaj kłopotem, skoro żyjemy w czasach, kiedy lewica nie przepada za państwem żydowskim.

A więc i u nas takie głosy się zdarzają dość często. Co więcej, pojawiają się wezwania, żeby prawicowym grupom przyjrzeć się w Polsce uważniej, a nuż, jakiś fanatyk szykuje się tu do zamachu. Z prawicą, wiadomo, trzeba uważać.

Zmutowana prawica

Na to środowiska prawicowe i konserwatywne reagują ze słusznym oburzeniem. Wytykają Breivikowi masońską przynależność, choć to akurat nie jest zbyt dobry kontrargument, bo można wymienić wielu prawicowych wodzów, którzy nosili fartuszki. Ale reszta oburzenia jest szczera i, co najważniejsze, adekwatna do sytuacji. Przyklejenie komuś łatki chrześcijańskiego i prawicowego fanatyka jest dość łatwe, nie kosztuje wiele, a na pewno dobrze się sprzedaje.

Nie trzeba spełniać wielu warunków, żeby dosłużyć się tego miana. W zasadzie wystarczy gwałtowny i emocjonalny sprzeciw wobec któregoś z postulatów lewicy i już się jest prawicowym bojownikiem. W przypadku Breivika mamy rzeczywiście do czynienia z zadeklarowaną wrogością wobec marksizującej lewicy i przemian kulturowych, które zainicjowała.

Wszelako Breivik i jemu podobni nie chcą przyznać, że sami są dziećmi tej rewolucji, że z niej wyrastają, z jej "dobrodziejstw" (także tych obyczajowych) chętnie korzystają. Breivik jest jednym z porewolucyjnych mutantów i należałoby na poważnie oraz bez uprzedzeń zapytać, na ile zmutowane jest także to zjawisko, które w Europie nadal nazywa się prawicą.

Jak strzec granic

Odpowiedzią na ideowe zmiękczenie tradycyjnie prawicowych i chadeckich europejskich partii, a jednocześnie sukces lewicowych konceptów kulturowych Zachodu, stało się powstanie nowych partii identyfikowanych z prawicą. Czy to Austria, czy Holandia, czy w pewnym sensie Francja i kraje skandynawskie, po trosze i cała reszta Europy – wszędzie tam poparcie znajdują partie, których prawicowość utożsamiana jest z antyimigranckością.

Wydawałoby się, że słusznie. Sprzeciw wobec kolejnych fal imigrantów wygląda na obronę tożsamości etnicznej i kulturowej, w ogóle na wierze w to, że taka tożsamość istnieje i jeśli tak, to warta jest zachowania. Myśl, która dla przedstawicieli lewicy jest bluźniercza.

A więc z pozoru prawicową odpowiedzią na procesy rozmywania się tożsamości Zachodu powinno być postawienie tamy napływowi obcych – wzmocnienie zarówno granic zewnętrznych, tych fizycznych, których pilnują uzbrojeni strażnicy, jak i granic kulturowych, których integralności strzegą wyznawcy tradycyjnych wartości. Do tego dochodzi socjalne – choć nadal nazywane prawicowym – tło obrony miejsc pracy dla rodzimych robotników i zasiłków dla własnych, a nie importowanych bezrobotnych.

W ten sposób głównym przekazem konserwatywnej prawicy przestaje być trwałość i moc tradycyjnych instytucji, a staje się neurotyczne wyznaczanie granicy między swoimi i obcymi.

Wystarczą nalepki

Wszelako po lewicowej rewolucji takie wytyczenie granicy nie jest proste. Łatwiej zamknąć granice fizyczne, niż powiedzieć obywatelom i przede wszystkim samym elitom, w którym miejscu powinna się kończyć ich skłonność do ustępstw, skoro tożsamość uległa daleko posuniętemu rozmyciu. Najłatwiejsze jest – jak w przypadku Breivika – samoetykietowanie.

Trzeba się nazwać. Jak to na epokę portali społecznościowych przystało: trzeba mieć co wpisać w rubryki na temat poglądów politycznych i religijnych. Już samo takie wpisanie prostych identyfikatorów, dodanie do ulubionych etykietujących stron i linkowanie określonych treści zastępuje to, co dawniej wymagałoby duchowej pracy i przede wszystkich wychowania. Zamiast formowania wystarczą nalepki.

I z takimi nalepkami, etykietami, ulubionymi stronami idzie do walki prawicowiec europejski, jak rosyjski generał obwieszony medalami, które zastępują prawdziwe zasługi. Etykiety – jak medale – nie muszą stanowić spójnej całości, w ogóle to nie musi stanowić żadnej całości, wystarczy, że świeci odpowiednio mocno i razi oczy. Niech od tych etykiet, jak od świecących w słońcu medali, bolą oczy naszych marksizujących oponentów, niech je mrużą i z wściekłości niech obrzucą nas błotem.

Stąd biorą się zaskakujące zestawienia, ideowe kolaże i egzystencjalne sprzeczności współczesnej paraprawicy. Wybierają oni z europejskiej tożsamości to, co stanowi efektowną etykietę, a odrzucają to wszystko, co wymaga pracy i wyrzeczenia. Nie przeszkadza im ani publiczna pochwała praktyk homoseksualnych, ani rozwiązłość. Przywiązanie do rodziny redukują wyłącznie do narzędzia walki z wymieraniem etnicznych Europejczyków. Kościół katolicki nie jest dla nich ani depozytariuszem prawdy objawionej, ani szafarzem sakramentów, ale jedynie cepem na muzułmanów. Dlatego mogą ignorować znaczną część jego nauczania i – jak Breivik – obrzucać papieża obelgami.

I taka prawica jest rzeczywiście niebezpieczna. Trzeba jednak podkreślić, że jest ona tylko zwyrodnieniem samej lewicy, tak jak narodowy socjalizm był jedną z mutacji samego socjalizmu. To obraz duchowej biedy, do której współczesne społeczeństwo zostało doprowadzone wieloletnim planem niszczenia tradycyjnych instytucji.

Autor jest filozofem i publicystą "Teologii Politycznej",  ostatnio wydał zbiór tekstów  "Śmierć rycerza na uniwersytecie"

Po tragedii w Norwegii człowiek prawicy czyta gazety i zastanawia się, czy jest niebezpieczny. Co ma zrobić komentator, który na co dzień pisze o polityce, o deklaracjach, ich braku, wygranych i przegranych wyborach, także taki, którego interesują zmiany obyczajowe, walczy – jak to się kiedyś mówiło – o lepsze jutro i w ogóle robi wiele pożytecznych społecznie rzeczy – więc, co ma ktoś taki powiedzieć, gdy dochodzi do masowej zbrodni, katastrofy, wybuchu?

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
felietony
Życzenia na dzień powszedni