Reklama

Mohery w Człowieku z żelaza - felieton Bronisława Wildsteina

Z okazji rocznicy "Solidarności" obejrzałem raz jeszcze rytualnie pojawiającego się w TVP "Człowieka z żelaza" Andrzeja Wajdy.

Aktualizacja: 05.09.2011 20:19 Publikacja: 05.09.2011 20:17

Nie jest to film wybitny, nie dorasta do swojego poprzednika, "Człowieka z marmuru", ale ma w sobie autentyzm i klimat epoki. Oglądać można go nieco jak dokument o tamtych czasach, zawiera zresztą spore dokumentalne fragmenty. Fikcja i rzeczywistość nakładają się. Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa (jeszcze obok siebie!) grają siebie samych; do filmowej postaci, dziennikarza Winkla, zwraca się o podpisanie autentycznego listu protestacyjnego jeden z jego twórców, Kazimierz Dziewanowski; tytułowy "człowiek", Maciej Tomczyk, uczestniczy w negocjacjach, mijając się  z szefem KW PZPR Tadeuszem  Fiszbachem itd.

Z dzisiejszej perspektywy uderza jednak to, że zbiorowym bohaterem "Człowieka z żelaza" są "mohery".

Po przybyciu do Gdańska Winkiel z okien hotelu słyszy głośną modlitwę strajkującej stoczni. Jeden z pierwszych obrazów strajku to ustawianie krzyża, który ma upamiętniać poległych w grudniu dziesięć lat wcześniej. Na bramie stoczni i jej murach obrazki święte, flagi polskie  z orłem w koronie, fotografie papieża. Stara kobieta – moher tout court – matka Hulewicz, na swoim biednym osiedlu wraz z podobnymi sobie modli się o pomyślność strajku.

Dziennikarka Agnieszka ucieka ze świata pozoru do autentycznego życia, jaki proponują jej tacy właśnie ludzie. I to wszystko Wajda pokazuje wręcz patetycznie. Nie razi go eksponowanie religijnych znaków w sferze publicznej i ich "instrumentalizacja", nie przeszkadza "natrętna" narodowa symbolika.

Obecnie w swojej szkole filmowej miał Wajda proponować jako bohatera naszych czasów Dominika Tarasa, który organizował działania przeciw krzyżowi na Krakowskim Przedmieściu.

Reklama
Reklama

Droga twórcza Wajdy to oprócz ogromnego talentu równie wielkie wyczucie epoki, co nadaje wartość nawet jego gorszym obrazom. Pozostało mu z tego wyłącznie wyczucie koniunktury.

Nie jest to film wybitny, nie dorasta do swojego poprzednika, "Człowieka z marmuru", ale ma w sobie autentyzm i klimat epoki. Oglądać można go nieco jak dokument o tamtych czasach, zawiera zresztą spore dokumentalne fragmenty. Fikcja i rzeczywistość nakładają się. Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa (jeszcze obok siebie!) grają siebie samych; do filmowej postaci, dziennikarza Winkla, zwraca się o podpisanie autentycznego listu protestacyjnego jeden z jego twórców, Kazimierz Dziewanowski; tytułowy "człowiek", Maciej Tomczyk, uczestniczy w negocjacjach, mijając się  z szefem KW PZPR Tadeuszem  Fiszbachem itd.

Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Niezauważalne sukcesy rządu. Dlaczego ekipa Donalda Tuska sprzedaje tylko złe wiadomości?
Opinie polityczno - społeczne
Na decyzji Andrzeja Dudy w sprawie Roberta Bąkiewicza zyska Konfederacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: „Nasi chłopcy”, nasza prowokacja, nasza histeria
Opinie polityczno - społeczne
Nadciąga polityczny armagedon: Konfederacja i Razem zastąpią PiS i PO
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Pożytki z Karola Nawrockiego
Reklama
Reklama