UE, Rosja, Ukraina i gaz - Adam Eberhardt

Czy Unia wywrze presję na Ukrainę, żeby zgodziła się na warunki Moskwy w imię stabilności i dobrego samopoczucia europejskich odbiorców rosyjskiego surowca? – pyta ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich

Publikacja: 14.09.2011 01:18

UE, Rosja, Ukraina i gaz - Adam Eberhardt

Foto: Archiwum

Red

Ukraina nie ma w ostatnich tygodniach dobrej prasy. Instrumentalnie wykorzystując wymiar sprawiedliwości do zemsty na Julii Tymoszenko, władze ukraińskie zszargały swą reputację na Zachodzie. Już dzisiaj ekipa Wiktora Janukowycza płaci za to rachunek. Proces nad byłą premier, który miał wzmocnić siłę argumentów Kijowa w negocjacjach gazowych z Moskwą, odnosi skutek odwrotny do zamierzonego.

Rosyjskie ostrzeżenia, że „dyktat państw tranzytowych" znów może doprowadzić do wstrzymania dostaw gazu, trafiają w Unii Europejskiej na podatny grunt. Mało kto ma ochotę wsłuchiwać się w racje Ukrainy, postrzeganej jako źródło nieustannych kłopotów, a tym bardziej wierzyć jej zapewnieniom, że nie grozi nam żadna nowa wojna gazowa.

Gęba awanturnika

W przeszłości kilkakrotnie dochodziło do rosyjsko-ukraińskich konfliktów na tle relacji energetycznych. Przyczyny były zazwyczaj podobne. Kijów, choć mógł liczyć na preferencyjne ceny rosyjskiego gazu, domagał się większych upustów, podbierał niezakontraktowany surowiec bądź zalegał z płatnościami.

Ukraińskie dolce vita definitywnie się jednak zakończyło. Rosja nabrała asertywności w relacjach z zachodnim sąsiadem i narzuciła Kijowowi coraz mniej dogodne warunki dostaw surowca. Jednocześnie nadal starała się pielęgnować wizerunek Ukrainy jako roszczeniowego państwa tranzytowego, gotowego w imię swych interesów narazić bezpieczeństwo energetyczne Unii Europejskiej.

Spełnienie rosyjskiego żądania dotyczącego fuzji ukraińskiego Naftohazu z Gazpromem oznaczałoby pełną kapitulację Kijowa

Momentem przełomowym był kontrakt ze stycznia 2009 r., podyktowany Ukrainie w sytuacji wojny gazowej, która na ponad dwa tygodnie pozbawiła rosyjskiego surowca kilkanaście państw unijnych. Ówczesna premier Julia Tymoszenko zadowoliła się zamrożeniem ceny surowca na rok, co miało pomóc jej w zbliżających się wyborach prezydenckich. Trudno wyzbyć się wrażenia, że formułą wyliczania ceny gazu na kolejne kwartały jej negocjatorzy nie zaprzątali sobie głów.

Najlepszy kupiec

Zgodnie z kontraktem, Ukraina powinna obecnie płacić ponad 450 dol. za tys. m sześc. błękitnego paliwa. I choć w rzeczywistości cena jest o 100 dolarów niższa (zaraz po dojściu do władzy prezydent Wiktor Janukowycz wynegocjował zniżkę w zamian za zgodę na dalsze stacjonowanie floty rosyjskiej na Krymie), to nadal należy do najwyższych w Europie.

Jeżeli pomnożymy cenę gazu przez olbrzymią ilość surowca, jaką władze ukraińskie zobowiązały się corocznie odbierać (33 mld m sześc. – ponad trzykrotnie więcej niż Polska), to okaże się, że Ukraina jest dziś bezsprzecznie najbardziej intratnym klientem Gazpromu.

Dla porównania – mimo wyraźnie wyższych kosztów transportu surowca Brytyjczycy płacą Gazpromowi poniżej 200 dol., a Niemcy – ok. 270 dol. za tys. m sześc. Negocjując kontrakty z tymi pierwszymi, Rosja musi uwzględniać uwarunkowania w postaci bardzo konkurencyjnego rynku, z tymi drugimi – znaczenie polityczne Berlina oraz potencjał współpracy z niemieckimi koncernami gazowymi.

Rzucić na kolana

Rosyjska strategia wobec Ukrainy jest odmienna – czym wyższa cena surowca, tym efektywniejsze instrumenty presji na ukraińskie władze. Im większe uda się wytworzyć napięcie we wzajemnych relacjach energetycznych, tym łatwiej przekonać Zachód o konieczności budowy kosztownych gazowych by-passów (Nord Stram, South Stream) oraz zniechęcić go do inwestowania na Ukrainie, zarówno w ekonomicznym, jak i politycznym tego słowa znaczeniu.

Wiktor Janukowycz liczył zapewne, że swą deklaratywną prorosyjskością zdoła doprosić się ustępstw ze strony Gazpromu, a w rezultacie poprawić opłakaną sytuację finansów publicznych oraz – co nie mniej ważne – warunki biznesowe wspierających go oligarchów. Jednak domagając się w ostatnich miesiącach obniżenia ceny gazu oraz zmniejszenia ilości zakontraktowanego surowca, Ukraińcy natknęli się na stanowcze „niet".

Uzależnienie renegocjacji ceny od przystąpienia Ukrainy do tworzonej przez Rosję Unii Celnej mają charakter zaporowy – spełnienie tego warunku de facto podważyłoby możliwość dalszego członkostwa Ukrainy w zrzeszającej ponad 150 państw Światowej Organizacji Handlu. Również spełnienie żądania fuzji ukraińskiego Naftohazu z Gazpromem oznaczałoby pełną kapitulację Kijowa w relacjach energetycznych z sąsiadem.

Bezradność Kijowa

Wobec braku lepszych pomysłów na wymuszenie rosyjskich ustępstw, władze ukraińskie zaczęły upubliczniać swoje żądania. Eskalacja sporu jest świadectwem bezradności ukraińskich negocjatorów.

Zerwanie kontraktu gazowego (w postaci jednorazowej decyzji bądź rezygnacji z wypełniania części jego przepisów) uderzyłoby przede wszystkim w Ukrainę. Nie mając możliwości zapewnienia sobie alternatywnych dostaw surowca, Kijów nie jest zainteresowany dawaniem Rosji pretekstu do zakręcenia gazowego kurka.

Trudno sobie wyobrazić, żeby tak konfrontacyjnymi działaniami władze ukraińskie były w stanie wymusić jakiekolwiek ustępstwa ze strony Gazpromu i doprowadzić do zawarcia nowego kontraktu na korzystniejszych warunkach. Presja czasu (a w przypadku wstrzymania tranzytu – również państw zachodnich) grałaby zdecydowanie na korzyść Rosji. Świadoma tego ekipa Janukowycza kategorycznie dementuje więc spekulacje dotyczące możliwości jednostronnego zerwania umowy.

Nie należy spodziewać się również, żeby na stronę rosyjską podziałały formułowane przez Kijów groźby skierowania sprawy do trybunału arbitrażowego w Sztokholmie. Choć Ukraina mogłaby argumentować, że kontrakt podpisany był w obliczu rosyjskiego szantażu, w sprzeczności z ukraińskim prawem oraz w oparciu o niesprawiedliwą formułę cenową, to rozstrzygnięcie sporu mogłoby zająć kilka lat. Przekonanie sądu do ukraińskich racji wymagałoby ponadto zgodnej współpracy obecnych władz z negocjującą warunki kontraktu w 2009 r. Julią Tymoszenko, co jest scenariuszem skrajnie nierealistycznym.

Drugi front

Postawienie byłej premier przed sądem wynikało, jak się wydaje, przede wszystkim z wewnątrzpolitycznych kalkulacji otoczenia Janukowycza oraz żądzy zemsty ze strony kilku jej zapiekłych wrogów. Udowodnienie Julii Tymoszenko, że przekroczyła pełnomocnictwa przy zawieraniu kontraktu gazowego z Rosją, ma jednak służyć również jako argument na rzecz jego renegocjacji.

Problem w tym, że uchybienia proceduralne, których dopuściła się była premier, nie dają podstaw do podważenia prawomocności zawartego kontraktu. Jej proces oraz aresztowanie (nie mówiąc o prawdopodobnym skazaniu) fatalnie wpływają za to na międzynarodowy wizerunek Ukrainy. Janukowycz skonfliktowany z Zachodem na tle przestrzegania standardów demokratycznych nie może liczyć nawet na cień życzliwości w przypadku sporu gazowego z Rosją.

Tym bardziej że Moskwa umiejętnie łączy obie sprawy, wskazując na nieprzewidywalność Ukrainy jako partnera politycznego i gospodarczego. Najważniejszym celem tej strategii jest wykolejenie na ostatniej prostej prac nad unijno-ukraińskim układem stowarzyszeniowym.

Unia świętego spokoju

Choć powtórzenie się rosyjsko-ukraińskiej wojny gazowej analogicznej do tej z 2009 r. jest mało prawdopodobne, a władze ukraińskie się od tego scenariusza kategorycznie odżegnują, to możliwość wstrzymania dostaw gazu do Europy spędza sen z powiek unijnym dyplomatom. W kreśleniu alarmistycznych scenariuszy celuje szczególnie komisarz UE ds. energii Günther Oettinger. Od tego tylko jeden krok do presji pod adresem Ukrainy, żeby zaakceptowała status quo w imię stabilności i dobrego samopoczucia europejskich odbiorców rosyjskiego surowca.

Tymczasem nie powinniśmy zapominać, że postulat renegocjacji ceny surowca w obliczu zmieniających się warunków rynkowych jest działaniem standardowym, formułowanym pod adresem Gazpromu w ostatnich miesiącach przez wiele koncernów energetycznych. Oczekiwania takie przedstawiło ostatnio PGNiG, zaś na skargę przed sztokholmskim trybunałem arbitrażowym zdecydowały się włoski Edison oraz niemiecki E.ON.

Włoski koncern tym krokiem zdołał nawet nakłonić Gazprom do renegocjacji kontraktu. Szkopuł w tym, że na analogiczny gest Rosjan pod adresem ukraińskiego Naftohazu nie należy liczyć – wydaje się, że rosyjskie władze, świadome osamotnienia Ukrainy, zdecydują się na walkę na wyczerpanie.

W kierunku izolacji?

Przez lata polityka zagraniczna Ukrainy opierała się na koncepcji wielosektorowości – utrzymywania równowagi w relacjach z Zachodem i Rosją oraz rozgrywania obu stron, aby czerpać z tego doraźne korzyści. Filozofia ta bliska jest również Wiktorowi Janukowyczowi. Problem w tym, że ukraińska elita ma tendencję do przeceniania swego znaczenia. Tymczasem okazuje się, że konfliktując się z Unią Europejską w kwestii standardów demokratycznych, Kijów nie może liczyć na większą życzliwość, przychylność i ustępstwa ze strony Rosji.

Z kolei spór gazowy z Moskwą nie zapewni Ukrainie automatycznego poparcia państw unijnych ani nie spowoduje, że w imię logiki geopolitycznej będą one skłonne patrzeć przez palce na zaniedbania Kijowa na innych polach. Wielowektorowość Ukrainy A.D. 2011 to przepis na rosnące osamotnienie. Z najdroższymi w Europie cenami na rosyjski gaz oraz bez korzyści w postaci układu stowarzyszeniowego oraz strefy wolnego handlu z Unią Europejską.

Autor jest wicedyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich, wykłada w Collegium Civitas. Z wykształcenia politolog, znawca problematyki wschodnioeuropejskiej

Ukraina nie ma w ostatnich tygodniach dobrej prasy. Instrumentalnie wykorzystując wymiar sprawiedliwości do zemsty na Julii Tymoszenko, władze ukraińskie zszargały swą reputację na Zachodzie. Już dzisiaj ekipa Wiktora Janukowycza płaci za to rachunek. Proces nad byłą premier, który miał wzmocnić siłę argumentów Kijowa w negocjacjach gazowych z Moskwą, odnosi skutek odwrotny do zamierzonego.

Rosyjskie ostrzeżenia, że „dyktat państw tranzytowych" znów może doprowadzić do wstrzymania dostaw gazu, trafiają w Unii Europejskiej na podatny grunt. Mało kto ma ochotę wsłuchiwać się w racje Ukrainy, postrzeganej jako źródło nieustannych kłopotów, a tym bardziej wierzyć jej zapewnieniom, że nie grozi nam żadna nowa wojna gazowa.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?