Wszystko spier..." tak Donald Tusk w chwilach gorszego nastroju krzyczy do swoich współpracowników – opisują w swej książce "Daleko od miłości" Paweł Reszka i Michał Majewski. Choć trzeba przyznać, że premier nieco przesadza, to nie sposób też zauważyć, że dokonania jego rządu i osiągnięcia jego partii, są nieporównanie skromniejsze od tego, co przypisuje sobie Platforma.
Historia pisana na nowo
Dokument przygotowany przez PO to znacznie więcej niż zestaw obietnic partii politycznej, która chce wygrać wybory. To w dużej mierze próba napisania na nowo historii Polski ostatnich czterech, sześciu lub nawet dwudziestu lat. Jednak rządząca partia na końcu kadencji, podczas której w praktyce samodzielnie kierowała krajem, a w ciągu ostatniego półtora roku dzierżyła wszystkie stanowiska państwowe, by móc wiarygodnie składać wyborcze obietnice, powinna teoretycznie najpierw rozliczyć się z tych, które złożyła cztery lata temu.
Jednak o obietnicach ogłaszanych w poprzednim programie wyborczym dokument "Następny krok. Razem" milczy, podobnie jak o stu kilkudziesięciu deklaracjach złożonych przez Donalda Tuska podczas swego sejmowego expose cztery lata temu. Tegoroczny program jest więc logiczną konsekwencją prowadzonej od początku sierpnia akcji "Polska w budowie" mającej za zadanie przekonać Polaków, że nie warto rozliczać PO z obietnic, nie warto pytać o osiągnięcia – najważniejsze jest to, co się Platformie przez cztery lata rządów udało rozpocząć. A skoro już zmieniliśmy Polskę w "największy plac budowy w Europie" (Platforma chwali się tym sformułowaniem w nowym programie kilka razy), musimy wygrać wybory, by dokonać następnego kroku – budowy te skończyć.
Program Platformy może robić wielkie wrażenie na obcokrajowcach i osobach mało orientujących się w polskim życiu publicznym. Dla osób śledzących wydarzenia społeczne i polityczne jest właśnie zaskakującą próbą przedstawienia zupełnie innej rzeczywistości niż ta, z którą mają do czynienia miliony Polaków.
Prawdy jej też nie powie
Oto garść przykładów: "Zbudowaliśmy 100-tysięczną armię zawodową". Sformułowanie to sugeruje, że przed czterema laty Polska była państwem, które w ogóle nie posiadało wojska, zostało ono stworzone przez Platformę. Oczywiście to PO zniosła pobór powszechny i kontynuowała proces uzawodowienia armii, lecz podkreślanie z dumą "zbudowania armii" kilka tygodni po dymisji w atmosferze absolutnej kompromitacji ministra obrony narodowej może trafić tylko do największych ignorantów. Każdy, kto słyszał choć jedną tezę z raportu Jerzego Millera, doskonale zdaje sobie sprawę, w jak katastrofalnej kondycji znajdowało się przynajmniej polskie lotnictwo, znajomość polskich realiów zaś pozwala sądzić, że nie dotyczyło to tylko tego rodzaju sił zbrojnych.