W roku 1909 w Wielkiej Brytanii ukazała się książka Normana Angella „Wielkie złudzenie", w której znany dziennikarz i wykładowca przekonująco dowiódł, że dzięki, mówiąc dzisiejszym językiem, gospodarczej integracji kontynentu udało się definitywnie zażegnać koszmar dręczący poprzednie pokolenia: wojna na kontynencie europejskim  stała się niemożliwa! Europejskie państwa tak powiązały się wspólnymi interesami, że na ewentualnym konflikcie wszyscy musieliby stracić, nie byłoby w nim zwycięzców, wyłącznie przegrani. Poza tym w czasach, gdy odwieczni wrogowie tacy jak Francja i Anglia stali się aliantami, po prostu nie miałby kto z kim walczyć.

Z perspektywy wydarzeń o zaledwie pięć lat późniejszych łatwo się z naiwności Angella śmiać. Ale w chwili publikacji jego tezy spotkały się z dużym odzewem i zyskały liczne grono opiniotwórczych wyznawców, szczególnie wśród lewicujących intelektualistów. W wielu artykułach i komentarzach pokazywano kolejne gwarancje dla europejskiego pokoju. Na przykład upatrywano takowej w rozwoju ruchu socjalistycznego. Nawet gdyby jakiś znajdujący się u władzy szaleniec wydał rozkazy, robotnicy francuscy i niemieccy nie podnieśliby na siebie nawzajem broni. Twierdzono, że po obu stronach granicy jest przecież ten sam proletariat. Nie pozwolą też na wojnę europejskie elity kulturalne i naukowe, które poprzez rosnący w siłę ruch pokojowy wymogły już kilkanaście lat wcześniej konwencję haską i genewską, a potem kolejne, coraz dalej idące zobowiązania rządów i panujących...

Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl