Zmienny jak Donald Tusk - Rożyński

Niełatwo będzie przekonać społeczeństwo do obligatoryjnego wydłużenia wieku emerytalnego, gdy jeszcze pół roku temu głosiło się coś zupełnie innego – ocenia publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 27.02.2012 19:12

Paweł Rożyński

Paweł Rożyński

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Obecny system emerytalny, aby mógł zapewnić wypłacanie dziś i w przyszłości emerytur, jest systemem obowiązkowym, przymusowym w samej swej istocie. A wprowadzenie dobrowolności w kwestii momentu przechodzenia na emeryturę, choć bliskie sercu każdego człowieka, oznacza de facto ruinę systemu emerytalnego – mówił Donald Tusk w piątek na spotkaniu z działaczkami OPZZ i "Solidarności".

I tłumaczył, dlaczego tak jest. Jak to ujął, "doświadczenie z czasów, gdy nie było obowiązkowego ubezpieczenia, pokazywało, że bardzo niewielki odsetek ludzi był gotów inwestować w swoją starość". Okazuje się, że obywatele przy niewielkich pensjach wolą wziąć emeryturę i ewentualnie dorobić na czarno zamiast po prostu pracować dłużej.

Czy to tylko  przedwyborcza gra

Argumentacja premiera jest jak najbardziej logiczna, a w kierunku przymusowego wydłużenia wieku emerytalnego podąża cała Europa i pewnie tego nie unikniemy.

Tyle że premier i jego minister finansów Jacek Rostowski jeszcze pół roku temu przekonywali, że to możliwe, a zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem jest wybór. Bo przecież jeśli kobieta przepracuje więcej, otrzyma znacznie wyższą emeryturę. "To się opłaca, a jako liberał ufam, że ludzie są racjonalni. Nie wierzę w liberalizm knuta polegający na zaganianiu do pracy" – mówił Rostowski w wywiadzie dla "Dziennika Gazeta Prawna". I tłumaczył: "Jeśli nie wierzymy w skuteczność zachęt, to albo istnieją bariery powodujące, że pracodawcy nie chcą takich ludzi zatrudniać, i musimy takie przeszkody likwidować, albo uważamy, jak niektórzy nasi pseudoliberałowie, że ludzie nie są racjonalni. Ale to nie jest żaden liberalizm".

Tylko krowa nie zmienia poglądów. Ale w pół roku? Czy to była gra przed wyborami? Czy rząd dostał nagle jakieś nowe niepokojące dane? Od rządu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej oczekiwałbym zdecydowanie więcej stałości.

Cenny argument  dla opozycji

Co więcej, premier Tusk niespodziewanie znów zakwestionował reformę emerytalną Jerzego Buzka, mówiąc na spotkaniu z Solidarną Polską, że nie jest entuzjastą II filaru i jest otwarty na dyskusję dotyczącą przyszłości OFE. Zasiał tym samym ziarno niepewności.

Tymczasem jeszcze rok temu rząd bronił już zmodyfikowanego przez siebie systemu jak lew. Politycy PO zwracali uwagę, że to dzięki reformie emerytalnej, według obliczeń Komisji Europejskiej i MFW, "Polska ma najlepiej zrównoważone finanse publiczne w długim horyzoncie czasowym". Jest bowiem jedynym krajem UE z ujemnymi długookresowymi kosztami starzenia.

Demonstrowana właśnie zmienność poglądów niesie ze sobą poważne konsekwencje. Opozycja, koalicjant i związki zawodowe zyskały cenny argument. Skoro premier i jego najważniejszy minister tak łatwo zmieniają zdanie, powinni równie łatwo sami dać się przekonać albo przynajmniej pójść w kierunku kompromisu. W dodatku mamy inne przykłady takiej łagodzonej nieustępliwości, jak podwyżki dla mundurowych, ustawa refundacyjna i ACTA.

Każdy chce więc coś ugrać lub choćby zwrócić na siebie uwagę. Prezes PSL Waldemar Pawlak liczył, że wymusi wprowadzenie do rządowej propozycji ulg dla kobiet – trzy lata za każde dziecko, rozwiązania korzystnego szczególnie dla ubezpieczonych w KRUS, czyli mieszkających na wsi (i tym samym wzmocni swoją pozycję w partii). PiS zachwala model kanadyjski z minimalną i jednakową dla wszystkich składką.

Nawet w PO doszło do podziału. Z własnym pomysłem wyskoczył senator Jan Rulewski. Zakłada on dowolność – na emeryturę można by przejść już w wieku 62 lat, ale za każdy rok przepracowany dłużej przysługiwałaby premia.

I co? Na razie nic. Wszyscy zgłaszający kolejne pomysły nie ukrywają poczucia zawodu, a nawet irytacji. Bo tym razem premier jest twardy jak skała.

Obecny system emerytalny, aby mógł zapewnić wypłacanie dziś i w przyszłości emerytur, jest systemem obowiązkowym, przymusowym w samej swej istocie. A wprowadzenie dobrowolności w kwestii momentu przechodzenia na emeryturę, choć bliskie sercu każdego człowieka, oznacza de facto ruinę systemu emerytalnego – mówił Donald Tusk w piątek na spotkaniu z działaczkami OPZZ i "Solidarności".

I tłumaczył, dlaczego tak jest. Jak to ujął, "doświadczenie z czasów, gdy nie było obowiązkowego ubezpieczenia, pokazywało, że bardzo niewielki odsetek ludzi był gotów inwestować w swoją starość". Okazuje się, że obywatele przy niewielkich pensjach wolą wziąć emeryturę i ewentualnie dorobić na czarno zamiast po prostu pracować dłużej.

Pozostało 81% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?