Ot, prasa doniosła, że Telekomunikacja Polska SA już nie będzie swojską telekomuną, ale Orange. Tak zdecydowali jej francuscy (w większości) właściciele. Taka zmiana szyldu nazywa się teraz po polsku rebranding i oczywiście kosztuje. No, ale furda koszta, gdy Europę trzeba gonić! Ciekawsze jest co innego: otóż po owej zmianie naz, o pardon, po rebrandingu, dawna Tepsa będzie musiała płacić swej pomarańczowej matce jakieś kilka złotych za licencję. W 2011 roku byłoby to drobne 75 mln zł. I tak co roku.
Oczywiście dziennikarze wszystko rozumieją, więc dla nich to jasne. Ja jednak pozwolę sobie spytać: a po co? Po co firma, mająca status niemal monopolisty, musi się podpierać zachodnią marką? Oczywiście źli ludzie owładnięci spiskową teorią dziejów powiedzą, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o przyjaźń polsko-francuską, w tym wypadku wycenianą na te marne kilkadziesiąt baniek rocznie. Ale ja złym ludziom nie wierzę.
Tak samo jak nie wierzę malkontentom. Mówiąoni tak: te wyliczenia, że jak będziemy pracować o dwa lata dłużej (faceci), to emerytura wzrośnie nam o połowę, to bujda na resorach. Znów, jak w 1999 roku, podczas reformy emerytalnej i zakładania OFE, nas wkręcają i znów media to łykają jak gęś karmę. Pamiętacie państwo te obrazki sprzed 13 lat? Polscy emeryci wygrzewają się na plażach Barbadosu, piękni, zdrowi, uśmiechnięci, bo forsy im zbywa?
Dziś, nawet nie tłumacząc tego kryzysem, mówi się: o kurczę, nie wyszło, kasy nie ma, emerytura wystarczy na waciki. Jaki ratunek proponujemy w tym sezonie? Popracujcie dłużej.
I znów dziennikarze to rozumieją, ale ja, tłuk jeden, mam wątpliwości? Instynktownie wierzę, że trzeba pracować dłużej, ale czy aby ktoś znów nie robi znas idiotów? Skoro przez 40 lat odkładana składka wystarczyłaby na dwa tysiące emerytury (taki przykład widziałem w telewizorze), to jakim cudem po dwóch latach więcej wystarczy na trzy tysiące?