Reklama

Popisowcy, którzy zginęli w Smoleńsku

Po popisowcach zostało puste miejsce. Pisząc „popisowcy", nie mam na myśli ludzi popierających koalicję PO - PiS.

Publikacja: 11.04.2012 21:25

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Ten projekt stał się nieaktualny po 2005 roku i była to decyzja Platformy. Piszę o wrażliwości, która przejmowała co najlepsze z tradycji konserwatywno-narodowej i liberalnej. Z ducha buntu przeciw postpeerelowskiemu establishmentowi i pozytywnej pracy na rzecz reform.

Ta wrażliwość poniosła 10 kwietnia 2010 roku ciężkie straty. Wspomnijmy Tomasza Mertę, wiceministra w obu rządach: pisowskim i platformerskim, skoncentrowanego na dziedzictwie narodowej kultury. Władysława Stasiaka, który do końca miał przyjaciół po obu stronach barykady, i Grażynę Gęsicką, którą żegnał na pogrzebie Michał Boni. Janusza Kurtykę wybranego na prezesa IPN głosami obu partii. I Janusza Kochanowskiego, któremu funkcję rzecznika praw obywatelskich oferowały i PO, i PiS.

Wszyscy zginęli, a ich śmierć pogłębiła rowy. Ja się nie dziwię, że dziś smoleńskie wdowy: Magdalena Merta, Zuzanna Kurtyka czy Ewa Kochanowska, mówią twardymi słowami o obecnym rządzie. Nie zrobił wszystkiego, aby wyjaśnić śmierć ich mężów czy choćby bronić godności tej śmierci. Opuścił je, co drastycznie zawęziło pole wszelkich kompromisów. Ale to też nadało tym zgonom dodatkowego dramatyzmu.

Nawet pomawiany o „fundamentalizm" Kurtyka do ostatniej chwili szukał kontaktu ze „starą Platformą", tą tworzoną przez dawnych kolegów z NZS, z Platformą, którą znaliśmy z czasów po aferze Rywina. Tyle że z tamtej Platformy zostało tak mało.

Tych ludzi bito głupio i brzydko. Dlatego Grażyna Gęsicka brutalne ataki na siebie porównywała do rasizmu, bo jako subtelny akademik spodziewała się merytorycznej dyskusji. A rzecznik Kochanowski, będąc jednym z najbardziej niezależnych ludzi w Polsce, był przedstawiany jako marionetka PiS.

Reklama
Reklama

W tej katastrofie zginął i największy popisowiec: Lech Kaczyński. Jak to, powie ktoś, był z obozem PO w najtwardszym sporze. To prawda, i przeciwstawianie go bratu to absurd.

Ale zmiękczał projekt PiS inteligenckim liberalizmem (używam tego słowa z braku lepszego), nie lubił tradycji endeckiej. Był niezwykle otwarty na ludzi z innych środowisk. Jego ciekawości świata bardzo brakuje. Komu by dziś przyszło do głowy organizować pluralistyczne seminaria w Lucieniu?

Rozumiem, że to nie do ocalenia, na długie lata. I bardzo mi tego żal.

Autor jest publicystą "Uważam Rze"

Ten projekt stał się nieaktualny po 2005 roku i była to decyzja Platformy. Piszę o wrażliwości, która przejmowała co najlepsze z tradycji konserwatywno-narodowej i liberalnej. Z ducha buntu przeciw postpeerelowskiemu establishmentowi i pozytywnej pracy na rzecz reform.

Ta wrażliwość poniosła 10 kwietnia 2010 roku ciężkie straty. Wspomnijmy Tomasza Mertę, wiceministra w obu rządach: pisowskim i platformerskim, skoncentrowanego na dziedzictwie narodowej kultury. Władysława Stasiaka, który do końca miał przyjaciół po obu stronach barykady, i Grażynę Gęsicką, którą żegnał na pogrzebie Michał Boni. Janusza Kurtykę wybranego na prezesa IPN głosami obu partii. I Janusza Kochanowskiego, któremu funkcję rzecznika praw obywatelskich oferowały i PO, i PiS.

Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Adam Bodnar ofiarą polityki, w której nie ma miejsca na kompromis
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Prekonstrukcja rządu. Jak Donald Tusk może jeszcze uratować władzę
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Protesty antyimigranckie, czyli czy górale zatęsknią za arabskimi turystami?
Opinie polityczno - społeczne
„To byli i są nasi chłopcy”. Widzieliśmy wystawę w Muzeum Gdańska
Opinie polityczno - społeczne
Niezauważalne sukcesy rządu. Dlaczego ekipa Donalda Tuska sprzedaje tylko złe wiadomości?
Reklama
Reklama