Będąc sławnym człowiekiem

Wróżono mojej osobie wielką karierę na Czerskiej albo w innym TVN i akurat wtedy, zamiast skorzystać, musiałem wyjechać do Gruzji. Co za pech!

Aktualizacja: 16.04.2012 20:40 Publikacja: 16.04.2012 20:37

Będąc sławnym człowiekiem

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

To, że mój tekst „Nie pójdę więcej pod Pałac" wywoła żywiołowy zachwyt skromnych zasobów obozu niepodległościowego, przewidziałem. Jak donoszą przyjaciele, wzięła mnie w obroty choćby pewna diwa trzeciego obiegu i piątej klepki, jazgotliwa starsza pani, prawicowa odpowiedniczka Waldemara Kuczyńskiego oraz całkiem liczne grono blogerów, których niestety nie kojarzę.

Wszystkich ich informuję, że mój pisk z przedpokoju został zauważony, a transfer do „Krytyki Politycznej" jest w toku. Podobno „Rzeczpospolita" ma za mnie dostać Cezarego Michalskiego i tuzin długopisów.

Ciekawszy jednak i cokolwiek zdumiewający był zachwyt sporej części salonu. Widocznie przeczytał on tylko drugą część mojego artykułu, co przyjmuję ze zrozumieniem, bo trudna sztuka literacji jest w odwrocie. Ale dobrze się stało, bo nigdy przedtem (i zapewne nigdy potem) nie byłem tak fetowany.

Co prawda Kuczyński przestrzegał przed przyjmowaniem mnie w swoje szeregi (panie Waldemarze, bez obaw, pańska pozycja szalonego plwacza jest niezagrożona), ale portal Lisa, w chwili wolnej od promocji orlenowskich parówek, uznał mój tekst za obiecujący. Zaproszono mnie do TVN, chciał ze mną rozmawiać „Newsweek", docenił ks. Sowa, gratulacje przesłał Zbigniew Hołdys, dzwonił Marcin Meller...

Ech, wszystkim wam szczerze dziękuję (i z serca spod Kaukazu błogosławię), ale zagubiona owieczka jest jednak starym, upartym baranem, gestu wyciągniętej ręki docenić nie potrafi.

Najbardziej wzruszył mnie jednak Seweryn Blumsztajn, człowiek, który już od jakiegoś czasu nie rodzi, za to nieustannie, no mniejsza z tym, co on nieustannie robi. Otóż odkrył on nagle, „że obaj jesteśmy ludźmi".  Połechtany niezwykłym awansem gatunkowym zrozumiałem, że prawdziwy homo sapiens (z certyfikatem Blumsztajna) musi krytykować pisowską tłuszczę i jej odrażającego wodza.

Ale nadal nie łapię, kiedy człowieczeństwo zamiera? Już wtedy, gdy krytykuje się arbitra elegancji z plastikowym fiutkiem w dłoni, czy dopiero gdy podaje się w wątpliwość kult słońca? Słońca Peru rzecz jasna.

I, panie Sewerynie, czy jak za rok pojadę na mszę na Wawel, to nadal będę choć typem człekokształtnym?

To, że mój tekst „Nie pójdę więcej pod Pałac" wywoła żywiołowy zachwyt skromnych zasobów obozu niepodległościowego, przewidziałem. Jak donoszą przyjaciele, wzięła mnie w obroty choćby pewna diwa trzeciego obiegu i piątej klepki, jazgotliwa starsza pani, prawicowa odpowiedniczka Waldemara Kuczyńskiego oraz całkiem liczne grono blogerów, których niestety nie kojarzę.

Wszystkich ich informuję, że mój pisk z przedpokoju został zauważony, a transfer do „Krytyki Politycznej" jest w toku. Podobno „Rzeczpospolita" ma za mnie dostać Cezarego Michalskiego i tuzin długopisów.

Opinie polityczno - społeczne
Hity i kity kampanii. Długa i o niczym, ale obfitująca w debaty
felietony
Estera Flieger: Akcja Demokracja na opak
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Szymon Hołownia w debacie TVP przeczył sam sobie
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Debaty, czyli nie chcą, ale muszą
Opinie polityczno - społeczne
Pytania, na które Karol Nawrocki powinien odpowiedzieć podczas debaty prezydenckiej