Cenzura, emerytura i Euro, czyli Polska na miarę naszych możliwości

W tym tygodniu dowiedzieliśmy się, że służby miejskie w stolicy zajmują się nie tylko gaszeniem płonących zniczy i usuwaniem kwiatów z ul. Krakowskie Przedmieście.

Publikacja: 12.05.2012 01:01

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Zależne od miasta instytucje te specjalizują się również w cenzurze. A konkretniej w cenzurze ogłoszeń. Ogłoszeń związku zawodowego „Solidarność".

Działacze „S" chcieli przeprowadzić kampanię przeciw reformie systemu emerytalnego, lecz miejska spółka zarządzająca powierzchniami reklamowymi uznała, że taka kampania mogłaby naruszyć prawo. Żartem można by napisać, że sprzeciwianie się woli rządzącej Platformy zaczyna być traktowane przez niektórych jako przestępstwo, ale nie ma w tym nic śmiesznego. Nie odmawiam firmom plakatowym prawa sprzeciwu wywieszania jakichś treści, gdy uznają, że naruszą one czyjeś dobra. Mogę sobie też wyobrazić, że należąca do jakiejś instytucji kościelnej firma odmawia wywieszenie plakatów reklamujących klinikę aborcyjną. I na odwrót, jeśli właściciel jakiejś firmy jest skrajnym lewakiem może nie chcieć wywiesić obwieszczeń skierowanych np. do słuchaczy Radia Maryja. Prywatny przedsiębiorca i prywatne sumienie - jeśli nie chce zarobić - jego sprawa.

Wszystko wygląda jednak inaczej, gdy w grę wchodzą spółki nie prywatne, lecz komunalne. Gdy taka spółka odmawia umieszczenia plakatów krytykujących polityków partii, która również rządzi w stolicy, wszystko pachnie cenzurą i polityczną robotą. Bądź co bądź spółki komunalne nie należą do rządzącej partii, lecz do mieszkańców. Wszystkich, bez względu na poglądy i stanowisko w sprawie podniesienia wieku emerytalnego.

Sęk w tym, że PO już wiele razy udowodniła w Warszawie, że traktuje stolice nie jako miejsce, gdzie może się wykazać jako skuteczna partia, lecz właśnie jako partyjną własność.

? ? ?

„S" była również bohaterką piątkowego oblężenia polskiego Sejmu. Przykro, że padały tam tak chamskie wypowiedzi, ale samo oblężenie to żadna nowość. Oblężenie Sejmu, albo prowadzenie obrad pod wojskiem to spotykane niekiedy w I RP sposoby uprawiania polityki. Nawet konstytucję 3 maja uchwalono za pomocą konfederacji, czyli takiego Sejmu, z którego część posłów wyszła i rozpoczęła obrady na zewnątrz, na przykład w miasteczku namiotowym. Przyznam się szczerze, nie jestem entuzjastą stosowania dziś siły w polityce. A tym było bezsprzecznie straszenie, krzyczenie i przepychanie posłów Platformy przez związkowców.

Zdumiało mnie jednak co innego – całkowite przerażenie koalicji po uchwaleniu tej reformy. Z politycznego punktu widzenia Donald Tusk odniósł dziś sukces. Przeforsował z niezłą większością najważniejszą ustawę, którą zapowiedział w swym exposé. Ustawę bardzo niepopularną, ale dobrze ocenianą przez ekspertów i przez mityczne już rynki finansowe. Efekty tej ustawy widać było jeszcze przed przyjęciem jej przez Sejm. Dziesięcioletnie obligacje sprzedano jak na Polskę bardzo tanio, co oznacza, że inwestorzy nie uważają, że pożyczanie naszemu rządowi pieniędzy to jakieś straszne ryzyko. Jednak w twarzach polityków koalicji próżno było szukać tryumfu, było tam raczej przerażenie. Być może właśnie dziś Donald Tusk zdał sobie sprawę z tego, ile naprawdę może go kosztować ta reforma. Bo powiedzmy sobie szczerze nie o wiek emerytalny tu chodzi. Wszak w piątek ukazały się sondaże, w których po raz pierwszy PiS dogonił Platformą. Stało się tak tylko w jednym z nich, ale badania pozostałych firm pokazują, że dystans między oboma partiami bardzo się zmniejszył. Platforma może się więc słusznie obawiać, że choć nie zużyła się w pierwszej kadencji, w drugiej zużywa się ze zdwojoną szybkością. A zużywaniu temu towarzyszy nieprawdopodobna wręcz seria wpadek.

Przyznam się szczerze, że trudno dziś zobaczyć w Platformie ten entuzjazm, który panował w niej jeszcze kilka miesięcy temu po wygranych wyborach. Ale trudno też nie dostrzec, że nigdy jeszcze partia, która wygrała wybory, nie została dogoniona w sondażach przez partię opozycyjną sześć miesięcy po wyborach. I to przez partię, która jeszcze rok temu, wydawała się niezdolna do niczego, z wygraniem wyborów na czele.

? ? ?

Trudno ocenić wpływ konkretnych wydarzeń na sondaże, ale poparcie dla PO na pewno nie wzrosło po tym, jak wszystkie media zgodnie miesiąc przed Euro podsumowały stan przygotowania do mistrzostw. Uczciwie trzeba powiedzieć, nie jest to jakaś totalna porażka. Ale też nie za bardzo jest się czym chwalić. Mamy stadiony i lotniska – to prawda. Ale i jedne, i drugie budowane bądź remontowane były przez samorządy. Tam gdzie budowniczym było państwo, państwo - poległo. Zgoda, wybudowano wiele dróg i autostrad. Ale nie składają się one na żadną całość – nie otwarto żadnej drogi łączącej dwa duże miasta organizujące Euro. Mimo obietnic połączenie z Warszawy do Poznania nie będzie nawet przejezdne (przejezdna autostrada od zwykłej różni się tym, czym wyrób czekolado podobny od czekolady, przejezdna autostrada z autostradą nie ma nic wspólnego). Z koleją nie jest lepiej – część połączeń wciąż wymaga kilku lub kilkunastu godzin spędzonych w pociągu. Połączenie stolicy z Wrocławiem wciąż zajmuje 6 godzin.

O cywilizacyjnym sukcesie, jakim miało być Euro, czyli przyciąganiu Ukrainy do Europy, pisałem już tu wielokrotnie, nie będę się więc powtarzał.

I znów potwierdziła się stara mądrość – choć państwo nie dało sobie rady z Euro, Polacy (samorządy, przedsiębiorcy, hotelarze itp.) z przygotowaniami poradzili sobie znakomicie. Pytanie tylko dlaczego, choć III RP trwa już dłużej niż trwał II RP, wciąż nie udało nam się zbudować na miarę naszych aspiracji. Nie wierzę, że się nie da.

Zależne od miasta instytucje te specjalizują się również w cenzurze. A konkretniej w cenzurze ogłoszeń. Ogłoszeń związku zawodowego „Solidarność".

Działacze „S" chcieli przeprowadzić kampanię przeciw reformie systemu emerytalnego, lecz miejska spółka zarządzająca powierzchniami reklamowymi uznała, że taka kampania mogłaby naruszyć prawo. Żartem można by napisać, że sprzeciwianie się woli rządzącej Platformy zaczyna być traktowane przez niektórych jako przestępstwo, ale nie ma w tym nic śmiesznego. Nie odmawiam firmom plakatowym prawa sprzeciwu wywieszania jakichś treści, gdy uznają, że naruszą one czyjeś dobra. Mogę sobie też wyobrazić, że należąca do jakiejś instytucji kościelnej firma odmawia wywieszenie plakatów reklamujących klinikę aborcyjną. I na odwrót, jeśli właściciel jakiejś firmy jest skrajnym lewakiem może nie chcieć wywiesić obwieszczeń skierowanych np. do słuchaczy Radia Maryja. Prywatny przedsiębiorca i prywatne sumienie - jeśli nie chce zarobić - jego sprawa.

Pozostało 83% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?