Reklama

Być jak Słowenia

Czego się boi Radosław Sikorski? Z wywiadu, jakiego udzielił tygodnikowi „Der Spiegel", wiemy, czego się na pewno nie boi. Otóż nie boi się niemieckich czołgów ani rosyjskich rakiet. Nie boi się nawet terroryzmu, odważny minister spraw zagranicznych Słowenii

Publikacja: 14.05.2012 21:13

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

On się boi upadku strefy euro i uważa, że to właśnie jest dzisiaj największym dla Słowenii zagrożeniem. No, może jeszcze w jakimś stopniu boi się - choć o tym oczywiście głośno nie mówi - że w przyszłorocznych wyborach do Bundestagu CDU polegnie i rząd straci swoją protektorkę w osobie Angeli Merkel. Będzie się trzeba docierać z kimś nowym, a to zawsze bywa trudne.

Generalnie szef słoweńskiego MSZ podtrzymuje swoje tezy z pamiętnego przemówienia w Berlinie. Wynika z nich - choć to też nie zostaje powiedziane całkiem wprost - że Słowenia widzi swoje miejsce w Unii jako podwykonawca Niemiec.

W zamian za zaangażowanie Berlina w podtrzymywanie niewydolnej machiny finansowej wspólnej waluty, no i może za w miarę korzystną najbliższą perspektywę budżetową (ostatnią taką), Lublana jest gotowa wiernie i potulnie spełniać u boku niemieckich przyjaciół przynależną jej rolę niewielkiego europejskiego państwa, bez specjalnych ambicji i bez forsowania własnych interesów.

Za nas naszymi interesami zajmą się Niemcy, bo przecież właściwie odmiennych interesów z nimi my, Słoweńcy, nie mamy. Jakieś tam bzdury, o których od czasu do czasu pokrzykuje marginalna, eurofobiczna opozycja.

"Rozmawiamy jak równy z równym" - oświadczył Sikorski, oczywiście nieco kokietując, bo nikt w Niemczech nie traktuje słoweńskiego rządu jako równorzędnego partnera. Ale też trzeba pamiętać, że Sikorski mówił to wszystko w jakimś stopniu na użytek słoweńskiej opinii publicznej, która przecież lubi słyszeć, jaki to ważny i poważany w Unii jest jej kraj.

Reklama
Reklama

Że co? Że Radosław Sikorski jest ministrem spraw zagranicznych nie Słowenii, ale Polski? Nie, proszę państwa. Formalnie to może i owszem. Taki ma napis na ministerstwie i na wizytówkach. Ale mentalnie pan minister już dawno się zredukował do poziomu szefa MSZ małego, europejskiego kraju - takiego jak właśnie, z całym szacunkiem, Słowenia. Kraju, który musi się trzymać poły silniejszego, bo inaczej sobie nie poradzi. I żeby była to tylko samoredukcja wyłącznie ministra Sikorskiego, to by było pół biedy. Niestety, to redukcja naszego państwa do wymiaru Słowenii.

Autor jest publicystą dziennika „Fakt"

On się boi upadku strefy euro i uważa, że to właśnie jest dzisiaj największym dla Słowenii zagrożeniem. No, może jeszcze w jakimś stopniu boi się - choć o tym oczywiście głośno nie mówi - że w przyszłorocznych wyborach do Bundestagu CDU polegnie i rząd straci swoją protektorkę w osobie Angeli Merkel. Będzie się trzeba docierać z kimś nowym, a to zawsze bywa trudne.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: A może czas na reset w sprawie edukacji zdrowotnej?
Analiza
Jacek Nizinkiewicz: Kaczyński jest dziś w gorszej sytuacji niż Tusk
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Rzeczpospolita Babska – czy tylko kobiety odpowiadają za niską dzietność?
Analiza
Andrzej Łomanowski: To był tydzień porażek Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Opinie polityczno - społeczne
Vít Dostál, Wojciech Konończuk: Z Warszawy do Pragi bez uprzedzeń: jak Polska i Czechy stały się wzorem sąsiedztwa
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama