Zapowiedział, że po powrocie powrocie z Kanady zwróci się do niego, "żeby bez żadnych dwuznaczności, kategorycznie przeprosił... i zapewnił, że nigdy więcej zachowywać się tak nie będzie".
Jest to wiadomość bardzo dobra, i trudno nie stwierdzić, że premier postąpił słusznie.
I nie zmienia tej konstatacji oczywisty skądinąd fakt, że to Tusk jest wśród rządzących w największej mierze odpowiedzialny za wykreowanie przemysłu pogardy, który stworzył zjawisko pt.Niesiołowski, i za wieloletnie, pełne satysfakcji tolerowanie i wspieranie tego zjawiska. Ani też spore niestety prawdopodobieństwo (nie chcę użyć słowa pewność), że wypowiedź premiera jest wyłącznie wynikiem politycznej kalkulacji, że wynika z szybkiej analizy jakichś badań fokusowych i ich możliwego wpływu na słupki sondażowe, a nie odruchu kogoś, kto kieruje się przekonaniem, że reguły dobrego wychowania obowiązują, a pewnych rzeczy po postu się nie robi.
Bo nawet jeśli czyjemuś postępowaniu możemy zarzucić hipokryzję, to nie znaczy to automatycznie, że jest ono niesłuszne. Hipokryzja w ogóle często prowadzi do dobra.
Jeśli więc Tusk potrafił skorzystać z podpowiedzi, by w danej sprawie nie eskalował i zachował się, umownie mówiąc, miękko, to oznaczać to może że nie jest do tego stopnia zafiksowany na uprawianiu polityki według paradygmatu totalnej wojny domowej, jak się dotąd wydawało. A jeśli, tak jak podejrzewam, sugestia by wezwać Niesiołowskiego do przeprosin wynikła z socjologicznego badania elektoratu (obie główne partie prowadzą takie badania stale, często wręcz codziennie, więc jest to prawdopodobne) to świadczyć to może o tym, że wyborcom, w tym platformerskim, mija kibolskie zaczadzenie. Że postrzeganie polskiej sceny publicznej w kategoriach "kto kogo?", "żeby tylko nasi wdeptali w glebę tych s...synów" przestaje być dominujące.