W licznych komentarzach na temat przed- i pomeczowych bójek polsko-rosyjskich zabrakło jednej istotnej informacji - był to szczyt trwającej od ponad dwóch tygodni wojny nerwów między Rosją a Polską. Takie wojny nerwów doskonale znają obywatele państw, które graniczą z Rosją. Estończycy, Łotysze, Ukraińcy czy Gruzini.
Gdy w Tallinie władze zdemontowały pomnik Armii Czerwonej, rządowe serwery estońskie stały się obiektem dolegliwego ataku hakerów. Estończycy podejrzewali rosyjskich speców komputerowych, czy to z armii, czy ze służb specjalnych, ale żadnego dowodu nie mieli.
Łotysze mogliby wiele opowiedzieć o nagłym wzroście napięcia w relacjach władz w Rydze z rosyjską mniejszością w tym kraju. Takie konflikty - jak podejrzewają - wybuchają na znak z Moskwy, a na kolejny - gasną. Gruzini opowiedzieliby nam o tym, jak (znów według podejrzeń Tbilisi) pod wpływem rosyjskim wybuchają konflikty z Abchazami i Osetyńcami. My, Polacy, pamiętamy, jak na miejscu katastrofy smoleńskiej Władimir Putin demonstrował przyjaźń wobec Donalda Tuska, a potem śledztwo się wlekło, odmawiano nam zwrotu wraku samolotu, a raport MAK był dla Polski wręcz obraźliwy.
Trudno się więc dziwić, że sąsiedzi Rosji biorą pod uwagę scenariusz takiej oto wyrafinowanej gry - gdy Rosjanom jest to na rękę, jakiś incydent wywołuje ostrą reakcję Kremla, a jednocześnie towarzyszy temu przyjazna retoryka. W światowej prasie rosyjskie działania są opisywane jako dowód prostolinijności, a działania sąsiadów - jako przejaw antyrosyjskich fobii. Na dodatek w opiniach publicznych i medialnych państw, które zderzają się z Rosją, dochodzi do polaryzacji nastrojów. Realiści zachęcają, by nie reagować na zaczepki, a „niepodległościowcy" - że trzeba działać zdecydowanie. W tle są jeszcze tzw. zwykli Rosjanie, którzy ubolewają wprawdzie, że utożsamia się ich z rzekomymi prowokacjami Putina, ale żalą się na antyrosyjskość Łotyszy, Polaków czy awanturnictwo gruzińskiego prezydenta Micheila Saakaszwilego.
Czy chodzi o Estonię, czy o Polskę, stosowana jest podobna taktyka. Nie ma ona natomiast zastosowania wobec wielkich państw Unii takich jak Niemcy czy Francja.