Zwycięstwo Tradycji

Wbrew obawom części prawicy obchody rocznicy Powstania Warszawskiego stały się świętem narodowej dumy i miłości do ojczyzny - pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 07.08.2012 19:45

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Za nami kolejne dni pierwszosierpniowe, czyli specyficzny czas tuż przed i tuż po rocznicy Godziny W. Przeszły dość spokojnie i w zasadzie nie były przedmiotem większych kontrowersji.

A to jest znamienne. Jeszcze kilka lat temu te dni były czasem sporu. Czasem artykułowanego, częściej nie, ale przecież wyczuwalnego, wiszącego w powietrzu.

Zaczęło się to mniej więcej wraz z rozpoczęciem budowy Muzeum Powstania Warszawskiego (choć już dekadę wcześniej „Wyborcza" rocznicę 1 sierpnia uczciła specyficznie - artykułem o tym, jak to w czasie powstania „AK i NSZ wytłukły mnóstwo niedobitków z getta").

Powstańcze obchody, wcześniej lokalne, warszawskie i w zasadzie ograniczające się do wizyty na cmentarzu, zaczęły zyskiwać nową rangę - podstawowego święta narodowej dumy i miłości do ojczyzny. W oczywisty sposób nie podobało się to tym, którym uczucia patriotyczne (podkreślmy: nie tylko polskie, jakiekolwiek) źle się kojarzą, i przez kolejne lata okolice pierwszego sierpnia były czasem niedopowiedzianej próby sił Tradycji i Antytradycji.

Antytradycja jedynie z rzadka pozwalała sobie na wystąpienie z otwartą przyłbicą. Częściej objawiała się próbami tworzenia specyficznej atmosfery. Za notkami w „GW", serwisami radiowymi, dyskusjami na antenie można było wyczuć myśl: no dobrze, powstańcy byli OK, ale po co ta przesada? Po co kreować atmosferę, która dla kogoś może być ciężka i kojarzyć się z moralnym przymusem?

Po co nam to poczucie wspólnoty, wspólnoty starego, narodowego typu, gdy znakiem czasu są wspólnoty nowe, mniejsze i mniejszościowe, bo jak powszechnie wiadomo, społeczeństwo składa się z różnych mniejszości? Po co przesadnie wspominać mężczyzn walczących z bronią w ręku o swój kraj, podczas gdy postępowość polega na lansowaniu wizji kobiet, działających bez broni dla dobra powszechnego? Itd., itp.

Antytradycja w odwrocie

Tak było, ale tak już nie jest. Ten rok pokazał, że Tradycja odniosła widowiskowe zwycięstwo nad Antytradycją. Żeby dostrzec tą drugą w pierwszosierpniowe dni, trzeba było się w tym roku naprawdę napracować.

Jest to uderzające zwłaszcza wobec rozrostu powstańczych uroczystości. Z roku na rok mają one coraz więcej wątków. Oprócz tradycyjnego, czyli cmentarnego, mamy całą paletę działań, z sukcesem animowanych przez Muzeum Powstania Warszawskiego, które potrafi mówić o powstaniu do współczesnej młodzieży inteligentnie i nowatorsko. Mamy wreszcie ostry nurt kibiców zatrzymujących ruch w centrum stolicy - nurt może kontrowersyjny, bo spolityzowany, ale też będący objawem prawdziwego przeżywania rocznicy.

Właśnie, przeżywania. Bo nie tylko obchody się rozrastają, ale też - takie jest w każdym razie moje wrażenie - coraz więcej ludzi je przeżywa. W różnej formie, w różny sposób, ale coraz bardziej. W tym roku w Warszawie o 17 zatrzymało się więcej przechodniów niż rok temu, rok temu więcej niż dwa lata temu...

A wszystko to powoli rozlewa się na cały kraj.

Zauważmy też, że dni pierwszosierpniowe to najbardziej spektakularny, ale niejedyny przejaw pewnego procesu. Oto już drugi raz obchodziliśmy w tym roku Dzień Żołnierzy Wyklętych. Zważmy - chodzi tu o święto zupełnie nowe, nieoparte na jakiejkolwiek Tradycji, przy tym czczące zjawisko przez wielu uznawane za kontrowersyjne (powojenną partyzantkę, w odróżnieniu od wojennej, nie wszyscy kochają).

A przecież 1 marca już przebił się do świadomości społecznej. Dzień Żołnierzy Wyklętych obchodzi mniejszość, ale zauważalna i rosnąca.

Na naszych oczach Tradycja Rzeczypospolitej odnosi - powolne i niestuprocentowe, ale bezsprzeczne - zwycięstwa. Totalnie wygrała już z Tradycją Peerelowską, której spadkobiercy robią wszystko, aby nie być jako tacy odbierani.

Wątpiących proszę o zastanowienie się nad krótkimi pytaniami. Czy nie jest tak, że powodem do dumy, a przynajmniej do dobrego samopoczucia w niemal wszystkich środowiskach jest posiadanie dziadka z AK? I że coraz bardziej dotyczy to też dziadka z powojennej partyzantki? Natomiast dziadek z KBW, UB czy nawet PPR jest w obecnej rzeczywistości raczej obciążeniem, czymś ukrywanym.

Dziadka z AK chciałby mieć każdy. A czy ktoś z Czytelników jest w stanie wyobrazić sobie kogoś marzącego o tym, żeby mieć dziadka z KBW?

Moja 14-letnia córka, uczennica warszawskiego publicznego gimnazjum o humanistycznym i na pewno niekonserwatywnym charakterze, niedawno po lekturze „Kamieni na szaniec" poprosiła, abyśmy poszli na groby „Alka", „Rudego" i „Zośki". Od tej pory byliśmy tam kilkakrotnie.

Mój wpływ? Chyba nie wyłącznie, bo wiem od niej, że podobnie na książkę Kamińskiego zareagowały jej koleżanki pochodzące przecież z różnych rodzin.

Tradycja RP wygrywa też, jak starałem się wykazać powyżej, nie tylko z Tradycją PRL, ale również i z Antytradycją, od Tradycji PRL nowocześniejszą i atrakcyjniejszą, z jednej strony wabiącą europejskością, a z drugiej chłoszczącą pedagogiką wstydu.

Nie chcą widzieć zwycięstwa

Polski patriotyzm ma się dobrze. I to nie tylko wewnątrz najbardziej Tradycjonalnych środowisk i grup, bezpośrednio - czyli często genealogicznie - związanych z Tradycją II RP i „Solidarności". Przejawił siły żywotne i wygrywa.

Paradoksalnie nie chcą tego często zauważyć właśnie ci, których powinno to najbardziej cieszyć. Przedstawiciele środowisk najbardziej czynnych w dziele przechowania polskiej dumy, często zasłużeni w tym osobiście.

W latach 90. czytywałem opowiadania fantastyczne związane z nurtem fantastyki prawicowej. Działy się w przyszłości, nieokreślonej, ale w zasadzie można uznać, że w drugiej dekadzie XXI wieku... Ich autorzy przedstawiali świat opanowany przez Siły Zła. I Polskę, zamieszkaną w większości przez jakąś wymóżdżoną polskojęzyczną hołotę, wśród której ukrywali się patriotyczni konspiratorzy.

Ten świat nie nastał. Dlaczego? Można powiedzieć, że autorzy tych opowiadań od początku nie mieli racji i fundamentalnie się mylili. Można też uznać, że ich wizje nie ziściły się właśnie dlatego, że zostały zwerbalizowane. Że zostaliśmy ostrzeżeni. Że Tradycja Rzeczpospolitej przetrwała i zwycięża dzięki ciężkiej walce, w której orężem bywały takie właśnie ostrzeżenia.

Tak czy tak - wygrała czy przynajmniej wygrywa, a jej obrońcy bardzo nie chcą tego zauważyć.

Piotr Zaremba w ostatnim „Uważam Rze" przedstawił rzetelny rejestr kulturowych działań strony Antytradycji i ich błyskotliwą analizę. Sęk w tym, że są to działania nieskuteczne, że ta strona przegrywa. Gołym okiem widać przecież, że od realizacji swojego celu - czyli radykalnego przeformatowania polskiej tożsamości na taką, w której brak miejsca na Tradycyjną dumę i miłość ojczyzny, jest dalsza niż była kiedykolwiek.

Polski po prostu nie ma

Cechą polskiej prawicy jest głęboki pesymizm. Jest on uwarunkowany historycznie, kolejnymi polskimi klęskami. A także... wielodziesięcioletnią recepcją marksizmu z jego wizją nieuchronnego postępu, niosącego zagładę wszystkiemu, co konserwatyście bliskie. Wizją na poziomie świadomości odrzucaną, ale odkładającą się w podświadomości.

Klasykiem tego nurtu jest profesor Ryszard Legutko. Z jego kulturowych i historiozoficznych wizji wynika - to przesada, ale niewielka - że prawdziwy patriota powinien żyć w żałobie i w żałobie umrzeć. I to wcale nie ze względu na Smoleńsk, tylko dlatego, że Polska nawet nie jest okupowana, tylko po prostu nie istnieje. Bo kraj bez Lwowa, Wilna i Krzemieńca nie jest już Polską.

Legutko nosi żałobę po II Rzeczpospolitej i dlatego wcale nie jest najbardziej radykalny. Bo są przecież i widoczni publicznie ludzie - inteligentni, sympatyczni i zasłużeni - którzy do dziś nie mogą przejść do porządku dziennego nad... rozbiorami, utratą dalszych Kresów i zagładą cywilizacji szlacheckiej. W ich oczach nawet II RP bywa czymś podejrzanym, zbytnio skażonym ówczesnymi wzorcami światowymi, zachodnimi, kosztem próby restytucji oryginalnych wzorców sarmackich...

Pesymizm prawicy bywa też uwarunkowany poprzez swego rodzaju tożsamościową zachłanność. Zachłanność, objawiającą się wewnętrznym brakiem zgody na to, aby część Polaków funkcjonowała w ramach tożsamości innej niż Tradycyjna.

Kostium dla rewolucji

Wreszcie - bywa kostiumem dla pewnego projektu politycznego.

W ostatnim „Uważam Rze" Jacek Karnowski stwierdza rzecz z jego punktu widzenia niepokojącą: oto platformerski rząd i prezydent, którzy powinni przecież 1 sierpnia grillować, a najlepiej uczestniczyć w seminarium organizowanym przez „Krytykę Polityczną", a dekonstruującym warszawskich powstańców - uczestniczą w obchodach. Nie sprzeciwiają się mitowi Powstania (a przecież jako zdrajcy powinni), odwrotnie - włączyli się aktywnie nie tylko w jego celebrację, ale i kreowanie.

Zaburzają zatem klarowność podziału, ale nie jest to w oczach Karnowskiego jedyne zło wynikające z perfidnego planu PO.

„Mit powstania w rękach władzy znacząco zmienia swój sens" - pisze on. „Dla IV RP był świętym początkiem, który do dziś nie znalazł swojej ostatecznej puenty, był zobowiązaniem do wypełnienia testamentu powstańców, ich marzenia o w pełni niepodległej, wiernej wartościom Polsce. Dla III RP... jest początkiem, który ma już dziś swój szczęśliwy, spełniony finał w dzisiejszej Polsce...".

Innymi słowy: nie chodzi o oddawanie czci powstańcom. Nie jest więc też samoistną wartością rozszerzanie patriotyzmu, ugruntowywanie jego pozycji wśród młodszych pokoleń, spychanie Antytradycji i Tradycji PRL przez Tradycję Rzeczpospolitej. Ważny jest projekt rewolucyjny. Oddawanie czci powstańcom powinno mu służyć, powinno być dla niego kamuflażem. Kamuflażem dla głoszenia tezy, że Polska obecna nie jest niepodległa.

A jeśli nie spełnia roli tego kamuflażu - no to mamy kolejny powód do pesymizmu. Kolejny znak, że świat i Polska chylą się w przepaść.

Nie znam z historii przykładu sytuacji, w której tak wszechogarniający pesymizm przysłużyłby się jakiemukolwiek krajowi.

Za nami kolejne dni pierwszosierpniowe, czyli specyficzny czas tuż przed i tuż po rocznicy Godziny W. Przeszły dość spokojnie i w zasadzie nie były przedmiotem większych kontrowersji.

A to jest znamienne. Jeszcze kilka lat temu te dni były czasem sporu. Czasem artykułowanego, częściej nie, ale przecież wyczuwalnego, wiszącego w powietrzu.

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?