Milczenie, czyli ucieczka

Tomasz Lis postrzega świat specyficznie.

Publikacja: 07.10.2012 20:16

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

- Jarosław Kaczyński ma niezłą zabawę, widząc, jak dużą część polskich mediów można prowadzić na sznureczku. Przez tydzień będą gadali o zupełnie nieistotnym kandydacie, przez dwa tygodnie o śmiesznych debatach - mówił w Radiu TOK FM, komentując przyczyny ostatnich PR-owskich sukcesów PiS.

Teza to dość ekstrawagancka, zważywszy np., że zaledwie parę dni przedtem Wojciech Szacki, komentując w „Gazecie Wyborczej” zorganizowaną przez PiS debatę ekonomistów, uspokajał, iż wprawdzie „można było odnieść wrażenie, że w polityce stało się coś ważnego”, ale „wydarzenie to jedno, jego odbiór - to drugie”. A odbiór kształtują media. Te zaś - jak skonstatował Szacki - albo o debacie nie informowały (tabloidy), albo informowały krytycznie i lekceważąco (dziennikarz „GW” wymienia tu TVP i „Fakty” TVN).

Skoro jednak mimo to pojawiło się wrażenie, że system władzy pęka, to Lis, jak rozumiem, proponuje autocenzurę. Po prostu wzywa medialny mainstream: milczmy o Kaczyńskim.

Lis wpisuje się tu w długą tradycję. Przez co najmniej kilkanaście lat obecny lider PiS miał przeciw sobie zdecydowaną większość mediów, które - łagodnie rzecz ujmując - nie krępowały się dać wyrazu tym swoim emocjom.

A mimo to Kaczyński jakoś to przeżywał, co powodowało frustrację tychże środków masowego przekazu. Wyrazem tej frustracji bywała teza, jakoby media były Kaczyńskim zafascynowane jak ptaszek zahipnotyzowany przez węża. I jak by intensywnie w niego waliły, to on od tego staje się tylko mocniejszy, więc lepiej o nim milczeć. Dla dobra demokracji, rzecz jasna.

Taki pomysł demaskuje autora. Bo całkowicie zaprzecza idei wolnych mediów, rozumianych inaczej niż jako pas transmisyjny czy to jakiejś siły politycznej, czy to - szerzej - interesów establishmentu. Wspólnych interesów elit, zagrożonych przez tego kogoś, kto ma być przemilczany.

Taki pomysł jest też rodzajem intelektualnej ucieczki. Bo kiedy ktoś tak uporczywie niszczony równie uporczywie nie daje się zabić, to rozpaczliwe poszukiwanie kolejnych edycji cudownej broni zwalnia z refleksji na temat politycznej diagnozy tego trzymającego się przy życiu delikwenta.

Bo skoro ta diagnoza okazuje się tak odporna, to może zawiera nie same fałszywe elementy?

- Jarosław Kaczyński ma niezłą zabawę, widząc, jak dużą część polskich mediów można prowadzić na sznureczku. Przez tydzień będą gadali o zupełnie nieistotnym kandydacie, przez dwa tygodnie o śmiesznych debatach - mówił w Radiu TOK FM, komentując przyczyny ostatnich PR-owskich sukcesów PiS.

Teza to dość ekstrawagancka, zważywszy np., że zaledwie parę dni przedtem Wojciech Szacki, komentując w „Gazecie Wyborczej” zorganizowaną przez PiS debatę ekonomistów, uspokajał, iż wprawdzie „można było odnieść wrażenie, że w polityce stało się coś ważnego”, ale „wydarzenie to jedno, jego odbiór - to drugie”. A odbiór kształtują media. Te zaś - jak skonstatował Szacki - albo o debacie nie informowały (tabloidy), albo informowały krytycznie i lekceważąco (dziennikarz „GW” wymienia tu TVP i „Fakty” TVN).

Opinie polityczno - społeczne
Marek Cichocki: Kluczowa dla Polski jest zdolność budowania relacji z USA
Opinie polityczno - społeczne
Hity i kity kampanii. Długa i o niczym, ale obfitująca w debaty
felietony
Estera Flieger: Akcja Demokracja na opak
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Szymon Hołownia w debacie TVP przeczył sam sobie
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Debaty, czyli nie chcą, ale muszą