Wypowiedź Janusza Piechocińskiego, że PSL nie poprze wniosku PO o Trybunał Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry, to sygnał, jak będzie się teraz układać współpraca w rządzącej koalicji.
W centrum uwagi
Wielu komentatorów przekonuje, że zmuszenie nowego szefa ludowców przez Donalda Tuska do wejścia do rządu i objęcia fotela ministra gospodarki było porażką tego pierwszego. Piechociński będzie więc czuł się zmuszony, aby takiej opinii zaprzeczać, a więc będzie ostro stawiać się Tuskowi.
Tyle tylko, że lider PSL nie przegrał. Jest zbyt doświadczonym politykiem, by nie wiedzieć, że premier nie zgodzi się na to, by szef partii koalicyjnej pozostał poza rządem. Wiedząc, jak Tusk dba o to, by jego rząd sprawiał wrażenie, że panuje w nim jedność, musiał od początku zdawać sobie sprawę, że zostanie zmuszony do objęcia fotela po Pawlaku.
Mimo to próbował ugrać jak najwięcej zarówno w rozgrywce koalicyjnej, jak i przed wyborcami. To drugie chyba mu się udało, bo w badaniu Homo Homini dla Wirtualnej Polski już w tym tygodniu odnotowano poprawę notowań ludowców o trzy punkty procentowe.
Skoro jednak spora część opinii publicznej uznała, że rozgrywkę z Tuskiem Piechociński przegrał, lider ludowców również w koalicji będzie musiał powalczyć o swoją podmiotowość. Już Pawlak prowadził niezwykle irytującą Platformę grę, dystansując się od wielu reform rządu (tak było m.in. z podniesieniem wieku emerytalnego), permanentnie bawiąc się w podchody, które miały pokazać, że to PO jest winna wszystkiemu złemu, a PSL zabiega o interesy ludzi i rozmiękcza działania głównej partii rządzącej.