Slavoj Žižek, jeden z przenikliwszych lewicowych intelektualistów, wyznał kiedyś, że opatrzność, czy los – jak kto woli – po to zesłała kryzys gospodarczy i ekonomiczny, by ostatecznie pokazać niemoc lewicy. Intuicja słoweńskiego filozofa jak ulał pasuje do kondycji rodzimych socjaldemokratów. Gdy kryzys gospodarczy zaczyna łomotać do naszych bram, gdy rośnie – nie tylko zresztą w Polsce – bezrobocie, polska lewica bezradnie rozkłada ręce. Gdzie zatem tkwią źródła jej słabości, gdy wszystkie sondaże zdają się pokazywać, że taka partia mogłaby liczyć na około 25-proc. poparcie?
Piekło Palikota
Janusz Palikot miał być zbawcą lewicy. Tyle że w krótkim czasie polityczny sukces zmienił w polityczną klęskę. Piekło, jakie Palikot sam sobie zgotował, grając odwołaniem wicemarszałek Wandy Nowickiej, jest zwieńczeniem jego politycznego amatorstwa i hucpiarstwa.
Jak to się stało, że Palikot roztrwonił swój polityczny kapitał? Otóż uwierzył, po pierwsze, że politykę da się robić tylko, gdy nie wychodzi się ze studia telewizyjnego. Zapomniał, że źródłem jego sukcesu wyborczego było odrzucenie mediów na rzecz bezpośrednich kontaktów z ludźmi. Dziś Palikot, non stop siedząc w studiu telewizyjnym, plecie, co ślina na język przyniesie – o Gombrowiczu, którego trywializuje, o Freudzie, z którego potrafi powtórzyć jedno słowo: podświadomość itd.
Po drugie, Palikot sprowadził swoją formację do partii jednej sprawy – walki z Kościołem i promowania apostazji. Brzmi to mało wiarygodnie w ustach człowieka, który jeszcze kilka lat temu był promotorem ultrakatolickiego tygodnika „Ozon” i fanem mitycznego pokolenia JP2. Zgoda: Polacy są krytyczni wobec Kościoła, ba, bywają nawet antyklerykalni, ale nie są antychrześcijańscy! Kto tej subtelnej dystynkcji nie rozumie, nie powinien się w Polsce zabierać za politykę.
Po trzecie, Palikot sposób uprawiania polityki sprowadza wyłącznie do happeningu. I znów: o ile rodacy lubią się pośmiać, szczególnie gdy politycy odgrywają role kabaretowe, to już nie bardzo takim ludziom oddaliby stery państwa. Palikot jako błazen – tak. Palikot jako polityk decydujący o losie państwie – nie. Droga od mesjasza lewicy do grabarza lewicy jest – jak widać – zadziwiająco krótka.