Emerytalne trupy w szafie

Cięcie OFE da politykom możliwość przejadania rezerw przez kilka lat. Niczego jednak nie załatwi. Nasze systemy emerytalne są bowiem trwale niewydolne z powodu nieuzasadnionych przywilejów – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 21.04.2013 21:09 Publikacja: 21.04.2013 20:28

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Debata o OFE to tak naprawdę temat drugorzędny w obliczu katastrofalnej niewypłacalności naszych systemów emerytalnych, spowodowanej niechęcią i strachem polityków przed zmierzeniem się z prawdziwymi problemami. Wystarczy powiedzieć, że do emerytur podatnicy dopłacą w tym roku 64 mld zł. To niemal tyle, ile zapłacą z tytułu PIT i co piąta złotówka, jaką wyda w tym roku budżet państwa. OFE odpowiada za zaledwie 17 proc. tego manka – wpłacimy tam 11 miliardów zł. Nie jest zatem tak, jak chce minister finansów Jacek Rostowski, że to wyłącznie z winy II filaru rośnie nam dług publiczny.

Bez zmian w systemach emerytalnych dopłaty do nich będą coraz wyższe. A za kilka lat mogą się stać niewypłacalne

Na tym nie koniec złych wieści. Bez zmian w systemach emerytalnych dopłaty do nich będą coraz wyższe, co przy pogarszającej się demografii skazuje nas właściwie na ich niewypłacalność. Rząd, zamiast robić przegląd działania II filaru, powinien przede wszystkim zreformować wszystkie trzy systemy emerytalne działające w Polsce. Zatrzymując się wyłącznie na cięciach OFE, skazani jesteśmy – wcześniej czy później – albo na coraz wyższe podatki, albo nawet na to, że nie dostaniemy emerytur.

Umierający pacjent

Na początek uporządkujmy to, o czym rząd nie mówi lub woli nie mówić. W Polsce działają trzy odrębne systemy emerytalno-rentowe: pracowniczy (ZUS), rolniczy (KRUS) i służb mundurowych (MSWiA, MON, MS). Każdy z nich rządzi się innymi prawami – inaczej opłaca się do nich składki i nabywa prawo do świadczeń. Każdy ma też bolączki.

Paradoksalnie stosunkowo najlepiej jest z systemem pracowniczym. To tam, gdzie działa „przeklęte” OFE. Wprowadzona w 1999 roku reforma daje mglistą nadzieję na poprawę jego kondycji. Oczywiście nie obejdzie się bez odważnych reform.

Na drugim biegunie jest system rolniczy, który można porównać do umierającego pacjenta w bardzo ciężkim stanie, żyjącego wyłącznie dzięki kroplówkom i aparaturze podtrzymującej życie. Podobnie system mundurowy – ten jest właściwie żywym trupem.

ZUS na kroplówce

W tym roku dopłacimy do emerytur w ZUS 43 mld zł. Taka będzie różnica między składkami, które wpłyną od nas do systemu, a wypłatami na świadczenia. W tej kwocie OFE „odpowiadają” za 11 mld zł dopłat. Co więcej, musimy pamiętać, że transferując tam pieniądze, tworzymy rezerwę i „odkładamy na przyszłość”. A ta jest ponura.

ZUS przygotowuje prognozy wypłacalności administrowanego przez siebie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – tam wpływają nasze składki na emeryturę czy rentę, stamtąd dostajemy świadczenia. Z najnowszej prognozy, przygotowanej na lata 2014–2018, wynika, że do emerytur będziemy dopłacać coraz więcej. W 2018 r. prawie 46,5 mld zł (w wartościach dzisiejszych). Co więcej także prognoza długoterminowa wskazuje, że w latach 20. tego wieku czekają nas dopłaty sięgające nawet 60 mld zł.

Nie jest to wynik działania OFE, ale wielu czynników, o których rząd lecz chce pamiętać ani mówić. A na większość z nich miała i ma wpływ polityka. Na przykład w roku 2005 (po demonstracjach górników przed Sejmem i przed wyborami) i 2007 (też przed wyborami) rządy SLD i PiS podjęły decyzję o wydłużaniu o kolejny rok przywilejów emerytalnych. W efekcie na wcześniejsze emerytury masowo odchodziły 55-letnie kobiety i 60-letni mężczyźni. W 2008 roku ZUS przyznał 340 tys. nowych emerytur!

Przekupywanie przywilejami nie jest nowością. Wcześniej w okresie stanu wojennego rządy przyznały prawo odchodzenia z rynku pracy wielkiej grupie osób przynajmniej formalnie zatrudnionych w tzw. szkodliwych warunkach lub całym grupom zawodowym (np. nauczycielom czy zatrudnionym w PKP). Przywileje te nie były jednak uzasadnione, bo np. prawo do nich miały kasjerki sprzedające bilety na pociągi. Fala ucieczki na wcześniejsze emerytury i renty odbyła się też w latach 90., gdy rządy traktowały te świadczenia jako poduszkę bezpieczeństwa przed niezadowoleniem osób tracących pracę w wyniku restrukturyzacji.

Tymczasem osoby odchodzące wcześniej na emeryturę nie odkładają na nią wystarczającego kapitału. Do ich świadczeń muszą więc dopłacać podatnicy i stąd tak olbrzymie manko w FUS.

Sytuacja ZUS wciąż jest więc trudna i to mimo odważnych i potrzebnych reform rządu PO – wygaszenia od początku 2009 roku większości przywilejów emerytalnych oraz podniesienia wieku emerytalnego. Płacimy bowiem za świadczenia, które zostały przyznane wcześniej stosunkowo młodym (wcześniejsze emerytury) ludziom. Ale to nie koniec. Kosztowne są też wciąż obowiązujące przywileje. Na przykład emerytury górnicze kosztują rocznie FUS ok. 7 mld zł. Budżet będzie też musiał dopłacać do nauczycieli, którzy zyskali prawo do tzw. świadczeń kompensacyjnych czy prawie 300 tys. osób uprawnionych do emerytur pomostowych. Te przywileje, jeśli chcemy myśleć o jakimkolwiek świadczeniu, także powinny zostać zlikwidowane lub ograniczone. Rząd powinien też przyjrzeć się systemowi rentowemu. To działania na tych polach trwale poprawią sytuację ZUS. Cięcie OFE tylko odłoży problemy w czasie.

Agonia KRUS

ZUS ma jeszcze zatem szanse na wypłacalność, choć wymagałoby to radykalnych i odważnych reform. Inaczej wygląda sytuacja w systemie rolniczym, o czym w ogóle się nie wspomina – oczywiście ze względu na trwałość koalicji – przy okazji debaty o OFE. A KRUS jest trwale niewypłacalny i nieefektywny. Bierze się to stąd, że ponad 90 proc. rolników opłaca składkę w wysokości 120 zł miesięcznie. A zyskuje dzięki temu m.in. prawo do emerytury, renty, renty rodzinnej, zasiłków chorobowych czy macierzyńskich. To właśnie niewspółmierność ponoszonych kosztów w stosunku do wysokości świadczeń powoduje, że ponad 90 proc. świadczeń z KRUS finansują podatnicy. W tym roku do emerytur rolników dopłacimy 11 mld zł.

By uzmysłowić sobie tę zależność – płacę niewiele, dostaję dużo – wystarczy prosta kalkulacja. Osoba ubezpieczona w KRUS wpłaca np. na emeryturę 60 zł miesięcznie, a otrzymuje ją w wysokości 800 zł. Przy założeniu, że emerytura ta byłaby wypłacana przez 25 lat, podatnicy muszą dołożyć do tego świadczenia ok. 250 tys. zł. Trzeba zatem jak najszybciej zamknąć dostęp do KRUS na obecnych zasadach kolejnym osobom. Nowi uczestnicy są źródłem ogromnych zobowiązań.

Obrońcy obecnej formuły KRUS wskazują, że aby zreformować system, trzeba połączyć wysokość składki z wprowadzeniem na wsi systemu podatkowego. Wtedy wyliczą dochód i będzie można wskazać, ile mogą wpłacać do KRUS. Nie jest to konieczne. Wprowadzenie obligatoryjnego systemu podatkowego dla rolników będzie wiązać się z ogromnymi kosztami – zarówno dla nich, jak i z tytułu rozrastania się biurokracji. Można do KRUS przenieść sposób opłacania podatków i składek osób prowadzących działalność w ZUS i rozliczających się uproszczonymi formami podatkowymi, np. kartą podatkową czy ryczałtem ewidencjonowanym. Nie wyliczają one dochodu. Wpłacają na świadczenia zryczałtowane składki do ZUS (wystarczające, aby nikt nie musiał ich dotować), podatki też płacą w zryczałtowanej formie. Rolnicy płacą już podatek gruntowy i można urealnić jego wysokość, a nawet wprowadzić dla nich odliczenia od tego podatku – chodzi głównie o ulgę rodzinną. Nie trzeba wtedy tworzyć odrębnego aparatu skarbowego na wsi.

Pozostaje rozstrzygnąć, kto miałby zacząć opłacać do KRUS wyższą składkę. Biorąc pod uwagę szybko rosnące dochody rolników, nie byłoby problemu, aby część ubezpieczonych w KRUS z dnia na dzień zaczęła płacić składki porównywalne z prowadzącymi firmy w ZUS.
Rząd na razie tylko udaje, że coś robi w tej sprawie. Woli atakować OFE – to łatwiejsze politycznie. Nie był nawet w stanie wprowadzić po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego trwałego mechanizmu opłacania przez rolników składek do NFZ. Sędziowie uznali, że budżet nie powinien opłacać ich za wszystkich rolników bez względu na ich majętność. Przedłużane są tu „bezpieczne politycznie” prowizorki.

Mundurowe absurdy

Trzeci system emerytalny, tzw. służb mundurowych oraz sędziów i prokuratorów, też funkcjonuje odmiennie niż pozostałe. Żołnierze i funkcjonariusze nie opłacają w trakcie służby składek na emeryturę, a ich świadczenia finansuje budżet. Cieszą się też licznymi przywilejami, z których największy to możliwość odejścia na emeryturę po 15 latach służby. Otrzymują wtedy 40 proc. ostatniego uposażenia.

W efekcie zdecydowana większość z nich decyduje się na przejście na emeryturę, mając niespełna 50 lat. Przykłady? W 2011 r. 7,6 tys. osób otrzymujących emerytury z MSW i MON nie miało 39 lat! Średnia emerytura z systemu mundurowego wynosi 3 tys. zł.
Rząd wprowadził tu kosmetyczne zmiany. Tylko ci mundurowi, którzy wstąpią do służby w tym roku, będą musieli pracować dłużej. To zdecydowanie za mało – zmiany powinny objąć także już służących funkcjonariuszy, a mundurowi powinni trafić do systemu powszechnego.

Ściana nie zniknie

II filar wymaga zmian. Trzeba m.in. obniżyć koszty jego funkcjonowania, uruchomić realną konkurencję wynikami, dopiąć sprawę wypłat, przyjrzeć się polityce inwestycyjnej. Jego cięcie nie rozwiąże jednak strukturalnej niewypłacalności naszych systemów.
Jeśli rząd chce uczciwie debatować na temat naszej przyszłości, powinien wyłożyć na stół wszystkie karty. Nie tylko prostą narrację – złe i pazerne OFE winne są wzrostu długu, a po ich likwidacji czeka nas raj. Skok na OFE tylko odwlecze zderzenie ze ścianą.

Debata o OFE to tak naprawdę temat drugorzędny w obliczu katastrofalnej niewypłacalności naszych systemów emerytalnych, spowodowanej niechęcią i strachem polityków przed zmierzeniem się z prawdziwymi problemami. Wystarczy powiedzieć, że do emerytur podatnicy dopłacą w tym roku 64 mld zł. To niemal tyle, ile zapłacą z tytułu PIT i co piąta złotówka, jaką wyda w tym roku budżet państwa. OFE odpowiada za zaledwie 17 proc. tego manka – wpłacimy tam 11 miliardów zł. Nie jest zatem tak, jak chce minister finansów Jacek Rostowski, że to wyłącznie z winy II filaru rośnie nam dług publiczny.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?