Dodajmy też, że do pogorszenia sytuacji przyczyniły się rozbudowane w schyłkowej fazie komunizmu nieuzasadnione przywileje emerytalne. W każdym razie problem nabrzmiał, a stopniowo trzeba było się też zmierzyć z konsekwencjami procesu starzenia się ludności.
Były potencjalnie dwie drogi: zreformować system repartycyjny … lub – mniej lub bardziej radykalnie – zdemontować ubezpieczenia społeczne. W pierwszym wariancie należało usunąć przywileje, wzmocnić związek między sumą odprowadzanych składek a wysokością świadczeń i zaakceptować relatywnie niską stopę zastąpienia. W drugim wprowadzić system kapitałowy.
Początkowo rząd SLD/PSL przygotowywał zmiany w ramach pierwszej opcji, ale pod koniec kadencji dokonał radykalnego zwrotu. Dlaczego? Myślę, że przede wszystkim z powodów politycznych. Reforma „kapitałowa” mogła być przedstawiona jako „łatwa i przyjemna”, co przed wyborami miało wielką zaletę. W ciągu dosłownie kilku miesięcy przygotowano i uchwalono (również siłami opozycyjnej UW kierowanej przez Balcerowicza) fundamentalne zmiany. Poważnie ograniczono „zasadę repartycyjną”, a przede wszystkim wysokość emerytur ściśle powiązano (w obrębie obu filarów) z sumą zgromadzonych kapitałów. To przesądziło o ustanowieniu przywilejów dla ludzi o wysokich dochodach, bo gdy wysokość świadczenia jest wprost proporcjonalna do zgromadzonego kapitału, a zamożni żyją dłużej, to „wyjmują” z systemu więcej niż proporcjonalnie.
Człon kapitałowy został zorganizowany przy założeniu, że prywatne firmy przejmujące część składki będą między sobą konkurować w interesie ubezpieczonych. Założono zatem, że ubezpieczeni (wszyscy!) staną się graczami na rynku kapitałowym. Przyjęto również milcząco, że wysokość świadczeń (z drugiego filaru) będzie de facto kształtowana losowo. Faktycznie dwie osoby, które odprowadzą do II filaru tę samą sumę składek, mogą zgromadzić bardzo różną wielkość kapitału. Zależy to przede wszystkim od tego, czy przechodzą na emeryturę, gdy indeksy giełdowe stoją dobrze czy źle.
Przyjęto też (nie przedstawiając wiarygodnych szacunków), że budżet sfinansuje dziurę w ZUS, jaka powstanie wskutek transferów ogromnych sum do prywatnych Powszechnych Towarzystw Emerytalnych (PTE), które w długim okresie będą kumulowały kapitały, nie wypłacając świadczeń albo wypłacając ich bardzo niewiele. Przyjęto pozbawione realizmu założenie, że zostanie to sfinansowane z przychodów z prywatyzacji.
Obiecane złote góry
Twierdzę, że przyjęto opcję zmian społecznie nieakceptowalną, a w sensie ekonomicznym pozbawioną realizmu. Pierwotnie zakładano, że z grupy ubezpieczonych w „środkowym wieku” do II filaru przystąpi połowa. Pod wpływem rozpasanej reklamy obiecującej złote góry (czego rząd nie dementował) zapisali się… prawie wszyscy. To musiało dramatycznie powiększyć obciążenia dla budżetu.