Oczywiście, najhuczniej obchodzą je ci, którzy wtedy najbardziej się bali świętowania, wyobrażając sobie chyba, że rozochocony lud polskich miast i wsi będzie antycypował wizje Jarosława Marka Rymkiewicza i powywiesza na latarniach paru komunistów. Zresztą kto ich tam wie. Może sądzili, jak dziś prezydent Bronisław Komorowski, że jeśli Polacy zaczną tańczyć na ulicach, to do baletu przyłączą się sowieckie czołgi.

Tak czy owak po raz kolejny się okazało, że historia to domena paradoksu, bo dziś to samo środowisko, wtedy skupione wokół Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, później w Unii Wolności, a teraz tu i ówdzie, np. w Kancelarii Prezydenta, zachęca Polaków do świętowania z równym zapałem, jak wtedy zniechęcało. Trochę to potrwało, ale i oni zrozumieli, że symbole są w życiu społecznym równie ważne jak realne zmiany: ustawy czy reformy. I tu kolejny paradoks, można powiedzieć bez zbytniej przesady, że to wielki pośmiertny triumf Lecha Kaczyńskiego.

Oczywiście ten, kto powie, że prezydenckie, rządowe i medialne obchody 4 czerwca wymierzone są w PiS, będzie miał rację. Nie jest to może jedyny ich cel, ale z pewnością podstawowy. Wiadomo przecież, że partia Jarosława Kaczyńskiego najmocniej kwestionuje prawomocność porozumień Okrągłego Stołu, których efektem były pierwsze częściowo wolne wybory. I podobny punkt widzenia w latach poprzedzających katastrofę smoleńską prezentował śp. prezydent. A mimo to będę się upierał, że te obchody to jego wielkie zwycięstwo. Bo to Lech Kaczyński pierwszy zrozumiał potrzebę polityki historycznej i symbolicznych gestów, najpierw przywracając mieszkańcom stolicy pamięć powstania warszawskiego, później organizując odsiecz Gruzji czy odznaczając zapomnianych opozycjonistów z czasów PRL.

Który z braci Kaczyńskich był tu architektem, a który wykonawcą, o to mniejsza, bo w końcu co kogo dziś obchodzi polityczna technologia sprzed dekady. Istotne, że to Lech stał się symbolem takiego myślenia o historii. A siła symboli w życiu społecznym jest tak duża, że to się największym politycznym taktykom nie śniło. Co udowodnił tragicznie zmarły prezydent za życia, i czego dowodzi po śmierci.