Superman zstępujący

Mamy na ekranach kolejny reboot filmowej wersji nieśmiertelnego komiksu Joe Shustera i Jerry’ego Siegela z 1938 r. o niezniszczalnym przybyszu z planety Krypton.

Publikacja: 25.06.2013 13:13

Henry Cavill w swej pierwszej dużej roli filmowej musi zmierzyć się z legendą Supermana

Henry Cavill w swej pierwszej dużej roli filmowej musi zmierzyć się z legendą Supermana

Foto: WARNER BROS.

Red

Imponujący od strony realizacyjnej

Człowiek ze stali

Zacka Snydera jest siódmym pełnometrażowym, aktorskim filmem o

Supermanie

. Właściwie jednak - staje się jakby pierwszym z nowej serii, mierzącym się przede wszystkim z popularnością innych komiksowych bohaterów, którzy od dobrych dwudziestu lat zdominowali masową wyobraźnię miłośników kina hollywoodzkiego.

A przecież wszystko zaczęło się właśnie od Supermana – ubranego w czerwono-niebieskie trykoty superbohatera, powołanego do życia przez dwóch amerykańskich komiksiarzy żydowskiego pochodzenia, którzy w postaci Supermana zamknęli swoje wyobrażenie Boga przybywającego na Ziemie z kosmosu, by zbawić rodzaj  ludzki.

W filmie

Hollywoodyzm: Żydzi, kino i amerykański mit

(1998), w reż. Simchy Jacobovichiego  (opartym na książce Neala Gablera) postać Supermana jawi się jako popkulturowe ziszczenie judaistycznego marzenia o Mesjaszu, Boskim Pomazańcu, który z miłości do ludzkiego rodzaju zstępuje na ziemię, by nie tylko dzielić człowiecze trudy i znoje, ale - przede wszystkim - dawać ludziom wzór do naśladowania. Superman w ujęciu swych ojców miał więc być ni mniej ni więcej jak „bogiem wcielonym”.

I takim też tropem idzie najnowsza produkcja o Kal–Elu vel Clarku Kencie, prezentująca Supermana jako figurę mesjańską.

Nie znaczy to wcale, że i we wcześniejszych ekranizacjach komiksów Shustera i Siegela nie było takich „mesjańskich” tropów. W kanonicznej, realizowanej od lat 70. serii z Christopherem Reeve’em (jak dotychczas najlepszym z wykonawców roli Supermana), choć zrealizowanej w konwencji pastiszowej (zwłaszcza, kiedy za reżyserię odpowiadał Richard Lester), już mieliśmy do czynienia z biblijnymi odwołaniami. Choćby w wątku starcia superbohatera z jego śmiertelnym wrogiem Lexem Luthorem, wcieleniem Szatana. Podobnie zresztą starcie Kal-Ela z renegackim generałem Zodem (którego w filmie z 1980 r. zagrał Terence Stamp) miało znamiona walki Boga z Upadłymi Aniołami, próbującymi zafundować Ziemi Armageddon.

Jednak nikt, do czasu filmu Snydera, nie poważył się w sposób tak śmiały i bezpośredni zaakcentować element boskości, metafizyki, w historii przybysza z Kryptonu. Nawet w dość ciekawym, choć raczej niecieszącym się wielką popularnością  filmie

Superman – powrót

z 2006 r., w reżyserii specjalisty od filmowych komiksów Briana Singera, mieliśmy wyraźne odwołanie do boskości Supermana: kiedy Superman ratował zagrożoną śmiercią rodzinę Lois Lane (i chwytał za rękę męża Lois, by ostatkiem boskich sił wyciągnąć zagrożonych śmiercią z wraku helikoptera), czy też gdy – przy pomocy kryptonitu (skały z Kryptona dającej superbohaterowi siłę) – był dosłownie krzyżowany przez Lexa Luthora.

Jednak dopiero w

Człowieku ze stali

elementy „mesjańskie”, metafizyczne wręcz, zdają się dominować. Nie tylko w scenach tak bezpośrednich jak ta, kiedy Clark Kent idzie do kościoła, by porozmawiać z księdzem, a kamera zdejmuje twarz Henry’ego Cavilla na tle obrazu Chrystusa. Także w rozwiązaniach bardziej subtelnych fabularnie, sugerujących bardziej złożone rozumienie mesjańskiej idei zamkniętej w postaci Supermana. Bo oto „mesjaszami” w

Człowieku ze stali

zdają się być zwykli ludzie, którzy spieszą z pomocą, wykazując się odwagą i poświęceniem. Jak przybrany ojciec bohatera (wspaniały, godny Oscara Kevin Costner), oddający życie dla ratowania uwięzionego w samochodzie psa. Jak odważny generał poświęcający się w walce z wrogiem, czy też dziennikarze z „Daily Planet”, próbujący pomóc uwięzionej w ruinach budynku koleżance.

Ta ostatnia scena jest najbardziej znacząca w całym filmie, ponieważ zmontowana jest z sekwencją niszczenia przez Supermana statku obcych równających Nowy York z ziemią. Oto więc „boska” energia niszczy kosmiczne zło, ale ta sama „boska” energia znajduje się w ludzkich sercach popychających ludzi do poświęceń. Mesjanizm Supermana z filmu Snydera (za rewitalizacją którego stoi przecież Christopher Nolan – odpowiedzialny również za sukces „urealnionego” Batmana), zamyka w modelowy wręcz sposób, w filmie o

Człowieku ze stali,

rozumienie idei Mesjasza w szerokim ujęciu judeochrześcijańskim. Nie tylko upatrującym zbawiciela w Synu Boga, ale przede wszystkim w człowieku, gotowym, bez względu na okoliczności, spieszyć na pomoc bliźniemu swemu.

Imponujący od strony realizacyjnej

Człowiek ze stali

Pozostało 99% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?