Polowanie na arcybiskupa Hosera

Nie twierdzę, że w sprawie ludobójstwa w Rwandzie trzeba Kościół zostawić w spokoju. Trzeba wyjaśnić wszystkie niejasności. Niestety, w tej kwestii „Newsweek” i jego naczelny obrali tabloidową metodę oblewania szambem. Nawet jak się umyjesz, to smród zostanie – pisze publicysta „Rz”.

Publikacja: 11.07.2013 19:16

Tomasz Krzyżak

Tomasz Krzyżak

Foto: Fotorzepa, Adam Burakowski Adam Burakowski

Ordynariusz warszawsko-praski to dziś ucieleśnienie całego zła w polskim Kościele. Bezpłodnym Polakom odbiera prawo do posiadania dzieci, posłom grozi ekskomuniką, knebluje niewygodnego księdza i wysyła go na przymusową emeryturę. A jakby tego było mało, jest jeszcze współodpowiedzialny za wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy ludzi w Rwandzie. Dowiedzieliśmy się też, że sypie antysemickimi grepsami. Po prostu diabeł skrywający się tylko pod postacią duchownego.

Obrażanie kogoś wyłącznie za to, że stoi na straży własnych przekonań, jest po prostu kuriozalne i chamskie

Taki obraz arcybiskupa Hosera serwują społeczeństwu tzw. mainstreamowe media z Tomaszem Lisem, Aleksandrą Pawlicką, Moniką Olejnik czy Katarzyną Wiśniewską na czele. Z życzliwością wspiera ich nie tylko ksiądz Wojciech Lemański, ale także środowisko „Tygodnika Powszechnego”. Powód? Arcybiskup Hoser jest ustami Kościoła w sprawie in vitro. Jasno i wyraźnie mówi o tym, że jest ono niedopuszczalne. To zaś liberalnym mediom się nie podoba.

Nadzieja liberałów

Warto przy tym zauważyć, że optyka dziennikarzy z Czerskiej, Domaniewskiej czy Wiertniczej w ciągu ostatnich pięciu lat uległa radykalnej zmianie. Gdy w 2008 roku z Watykanu przyszła informacja, że nowym biskupem warszawsko-praskim będzie dotychczasowy sekretarz pomocniczy Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów i jednocześnie przewodniczący Najwyższej Rady Papieskich Dzieł Misyjnych arcybiskup Henryk Hoser, „Gazeta Wyborcza” piórem Katarzyny Wiśniewskiej pisała w komentarzu zatytułowanym „Otwarty biskup Hoser”: „Mój znajomy ksiądz stwierdził (trawestując toruńskiego klasyka) złośliwie, że awanse w polskim Kościele polegają na ogół na wyborze marki BMW: bierny, mierny, ale wierny. Na pewno nie jest to przypadek abp. Hosera (...). Wieloletni misjonarz z doświadczeniem w Watykanie i strukturach Unii Europejskiej, bliski środowisku paryskiej »Kultury« to – w tandemie z rozważnym metropolitą Kazimierzem Nyczem – zysk dla Kościoła warszawskiego”. Dalej zaś Wiśniewska przewidywała, że nowa twarz w polskim episkopacie z trzeźwym spojrzeniem na sprawy Kościoła wpłynie m.in. na styl listów czy komunikatów kierowanych do wiernych. „Wiele wskazuje na to, że będzie to spojrzenie hierarchy, który w świecie współczesnym nie szuka czyhających wokół wrogów i któremu obca jest mentalność nakazowo-zakazowa. A to polskiemu episkopatowi może wyjść na dobre” – kontynuowała Wiśniewska.

Kulisy konfliktu ks. Lemańskiego z abs. Hoserem

Zachwyt minął szybko. Już w pierwszych dniach swojego pobytu w kraju arcybiskup Hoser został bowiem przewodniczącym Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski. W tym samym czasie w Polsce trwała pierwsza dyskusja nad uregulowaniami prawnymi kwestii zapłodnienia pozaustrojowego, czyli in vitro. To właśnie w 2008 r. ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz po raz pierwszy powiedziała, że trwają prace nad refundacją in vitro z budżetu państwa. Także wtedy w Sejmie szła batalia o projekt ustawy bioetycznej, który zakładał unormowania prawne w tej dziedzinie. Jarosław Gowin z PO chciał m.in. zakazu tworzenia i mrożenia dodatkowych zarodków. Z kolei Bolesław Piecha z PiS przedstawił projekt całkowicie zakazujący in vitro. „Gazeta Wyborcza” natychmiast zajęła stanowisko w sprawie, twierdząc, że in vitro powinno być dozwolone bez żadnych ograniczeń i refundowane z budżetu. Na myślących inaczej z łamów posypały się gromy. Siłą rzeczy najwięcej dostawało się Kościołowi, który głośno i dobitnie zaczął przypominać prawa moralne.

I to jest, moim zdaniem, geneza dzisiejszej nagonki na arcybiskupa Hosera. Ale cofnijmy się jeszcze raz wstecz. Oto ta sama Katarzyna Wiśniewska, która w maju 2008 r. zachwycała się ordynariuszem warszawsko-praskim, w październiku 2010 pisała, że „hierarcha wchodzi w sumienia polityków”, i dowodziła, że „żaden biskup nie jest od wystawiania glejtu przynależności do Kościoła”. Potem język komentarzy tylko się zaostrzał. Arcybiskupowi Hoserowi zarzucano, że groził posłom ekskomuniką. Aż w końcu – w ostatnich dniach komentując sprawę księdza Lemańskiego – publicystka „Gazety” zasugerowała hierarsze odejście na emeryturę. Powód? Kneblowanie niewygodnego księdza, sprzeciw wobec in vitro i prowadzenie Kościoła w kierunku praktyk szamańskich. Ten ostatni zarzut to aluzja do głośnych rekolekcji na Stadionie Narodowym, które poprowadził na zaproszenie arcybiskupa charyzmatyczny duchowny z Ugandy, ojciec John Bashobora. To zdaniem Wiśniewskiej jedyne osiągnięcia arcybiskupa Hosera w diecezji warszawsko-praskiej.

Strażnik nauczania Kościoła

Trzymajmy się wątku in vitro, który jest, jak wspomniałem, przyczyną medialnych ataków na hierarchę. Nawet jeśli w niektórych wypowiedziach dotyczących zapłodnienia pozaustrojowego jego język był zbyt mocny, to trzeba pamiętać, że jest to człowiek wierzący, kapłan i biskup, który ma strzec praw ustanowionych przez Boga. Jeśli zaś Kościół od wieków mówi (potwierdzając to w różnych dokumentach – np. instrukcji „Donum vitae”), że poczęcie dziecka może nastąpić tylko w sposób naturalny, w akcie współżycia płciowego kobiety i mężczyzny, a wszystkie inne techniki reprodukcyjne są moralnie nie do przyjęcia, to, czy hierarsze wolno poddawać to w wątpliwość? Nie. Jego obowiązkiem jest ciągłe przypominanie o tym i walka o to, by człowiek nie sprzeciwiał się Bogu. Tylko tyle i aż tyle. I nawet dziś, gdy Kościół ustami arcybiskupa Józefa Michalika mówi o potrzebie szukania kompromisu w sprawie in vitro, to nie oznacza to dopuszczenia stosowania tej metody, ale jedynie ograniczenie jej złych skutków. Zaznaczmy też jasno: Kościół mówi o kompromisie na płaszczyźnie prawnej, a nie moralnej. Moralność jest niezmienna.

Dlatego obrażanie kogoś wyłącznie za to, że stoi na straży własnych przekonań jest po prostu kuriozalne i chamskie. Zwłaszcza że strzały oddaje się z coraz większych armat. Gdyby się trzymać logiki liberalnych mediów, które w kontekście sprawy księdza Lemańskiego mówią o łamaniu praw człowieka, to ten sam zarzut należy postawić także im – ciskając gromy w stronę arcybiskupa Hosera, łamią jego prawo do wolności sumienia, obrony przekonań religijnych i swobody wypowiedzi.

Jedyne, co można zarzucić Kościołowi i arcybiskupowi Hoserowi, to zbyt mało czytelny język przekazu oficjalnych dokumentów, który na dodatek zostawia furtki do różnych interpretacji. Najczęściej Kościołowi nieprzychylnych i powielanych przez media, a potem przez społeczeństwo. Zresztą ten problem jest jeszcze głębszy. Ze świecą bowiem szukać duszpasterzy, którzy swoim parafianom potrafią dokładnie wytłumaczyć, o co tak naprawdę idzie w sprawie in vitro. Śmiem twierdzić, że nawet tak światły i pokrzywdzony dziś kapłan jak ksiądz Lemański lekcji tej również nie odrobił. Wracam do niego, bo jego konflikt z arcybiskupem Hoserem też ma związek z dyskusją o in vitro.

Tak, ale nie

Jednym z powodów usunięcia księdza Lemańskiego z probostwa w Jasienicy jest – jak napisano w dekrecie – „brak szacunku i posłuszeństwa (…) nauczaniu biskupów w Polsce w kwestiach bioetycznych”. Każdy wie, że rzecz idzie o in vitro. Krytycy arcybiskupa Hosera twierdzą, że jasienicki proboszcz w żadnej ze swoich wypowiedzi nie kwestionował nauczania Kościoła w tym zakresie

Nieprawda. Oto przykład z ostatnich dni. W poniedziałek, 8 lipca, ksiądz Lemański był gościem Moniki Olejnik w „Kropce nad i”. Dziennikarka pyta: „Ksiądz jest przeciwny metodzie in vitro”. Ksiądz odpowiada: „Ja nie jestem zwolennikiem tej metody”. Gdy Olejnik ponawia pytanie, dostaje identyczną odpowiedź. Duchowny tłumaczy, że nie widziałby problemu w tym, gdyby np. zapładniano jedynie trzy komórki i trzy implantowano do macicy. Sformułowanie „nie jestem zwolennikiem” – nie jest jednak tożsame ze stwierdzeniem „jestem przeciwny”. Gdyby ksiądz Lemański, jak twierdzi, stał twardo na straży nauczania Kościoła, zaprzeczyłby w sposób zdecydowany. Nie robi tego jednak. Zostawia furtkę do interpretacji.

Czy w tej sytuacji, zostawiając zupełnie z boku kwestie dialogu chrześcijańsko-żydowskiego oraz niepodporządkowanie się zakazowi wypowiadania w mediach, miejscowy biskup ma jakieś inne wyjście? Ma. Istnieje w Kościele kara suspensy, czyli zakaz pełnienia posługi kapłańskiej. Biskup wybiera jednak mniej dotkliwe sankcje: usunięcie z urzędu i skierowanie do domu emeryta (co nie jest równoznaczne z wysłaniem na emeryturę!), ba, zostawia furtkę i dopuszcza, by niepokorny ksiądz został rezydentem w jakiejś parafii, jeśli znajdzie się proboszcz, który go w tym charakterze przyjmie. Iście anielska cierpliwość.

Zostaje jeszcze jedna rzecz: zarzuty „Newsweeka” oraz portalu NaTemat.pl wobec arcybiskupa Hosera, jakoby był współodpowiedzialny za zbrodnie ludobójstwa w Rwandzie. O nierzetelności zebranego przez Aleksandrę Pawlicką materiału powiedziano już wiele – dla przypomnienia arcybiskup Hoser nigdy nie był nuncjuszem apostolskim w tym afrykańskim kraju. Jako wizytator apostolski już po wojnie domowej odtwarzał na terenie Rwandy struktury Kościoła katolickiego. Owszem, można się zgodzić z tym, że ten czy inny ksiądz czy jakaś zakonnica mają kogoś na sumieniu. Ale jeśli nawet Kościół rzeczywiście nie robił przed 20 laty nic, co mogłoby zapobiec ludobójstwu, to, czy wolno rzucać oskarżenia pod adresem osób, których tam nie było? Czy to, że ktoś, będąc przez lata misjonarzem, wyjeżdża przed rozpoczęciem wojny, oznacza, że ucieka, bo ma nieczyste sumienie? Nie twierdzę, że trzeba Kościół w tej sprawie zostawić w spokoju. Trzeba wyjaśnić wszystkie niejasności. Niestety, „Newsweek” i jego naczelny już dawno obrali tabloidową metodę oblewania szambem. Nawet jak się umyjesz, to smród zostanie.

Sumienie dziennikarzy

Wymowny jest cytat z portalu NaTemat.pl: „Ani Kościół, ani arcybiskup Hoser nie mają powodów do chwały za Rwandę. Wszystko wskazuje, że mają powody do wstydu. Że mają powody co najmniej do tego, do czego regularnie wzywają wiernych: do spowiedzi i rachunku sumienia”.

Jestem przekonany – mam nadzieję, iż się nie mylę – że arcybiskup Hoser, podobnie jak każdy chrześcijanin, rachunek sumienia robi codziennie. Kłopot w tym, że my jako dziennikarze o nim zapominamy. A chyba powinniśmy popracować przynajmniej nad cnotą rzetelności. Rzetelności w zbieraniu materiału, ale także rzetelności przekazu.

Ordynariusz warszawsko-praski to dziś ucieleśnienie całego zła w polskim Kościele. Bezpłodnym Polakom odbiera prawo do posiadania dzieci, posłom grozi ekskomuniką, knebluje niewygodnego księdza i wysyła go na przymusową emeryturę. A jakby tego było mało, jest jeszcze współodpowiedzialny za wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy ludzi w Rwandzie. Dowiedzieliśmy się też, że sypie antysemickimi grepsami. Po prostu diabeł skrywający się tylko pod postacią duchownego.

Obrażanie kogoś wyłącznie za to, że stoi na straży własnych przekonań, jest po prostu kuriozalne i chamskie

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?