Pełzający raban Franciszka

Papież wytycza nową linię kulturowego sporu. Już nie „cywilizacja życia” kontra „cywilizacja śmierci”. Od teraz „cywilizacja chciwości” kontra „cywilizacja solidarności” – pisze publicysta.

Publikacja: 29.07.2013 21:18

Jarosław Makowski

Jarosław Makowski

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik PG Piotr Guzik

Papież Franciszek, choć należy do pokolenia „starszych juniorów”, to – co pokazały zakończone Światowe Dni Młodzieży w Rio de Janeiro – świetnie dogaduje się z „młodszymi juniorami”. I nie idzie tylko o to, że Franciszek jest człowiekiem otwartym i szczerym. Że doskonale nawiązuje kontakt z ludźmi, którzy stoją lekko z boku Kościoła.

Nie to jest nawet najważniejsze, że ujmuje ludzi pokorą. Jasne, to wszystko też jest ważne. Przede wszystkim jednak Franciszek doskonale rozumie, co znaczy w praktyce zachęta II Soboru Watykańskiego, by Kościół, w tym także księża i biskupi, z uwagą czytali „znaki czasów”.

Nie pouczać świata

A jakie „znaki czasów” dziś biją po oczach?

Po pierwsze, żyjemy w świecie pełnym niesprawiedliwości i nierówności społecznych. Świecie, gdzie „mieć” jest ważniejsze niż „być”. Świecie, gdzie ekonomizacja życia stała się ważniejsza od etyki życia codziennego. Gdzie zysk przedkłada się nad solidarność. Jedną z ofiar tak budowanego świata są ludzie młodzi, których określa się mianem „straconego pokolenia”. Pokolenia pozbawionego nadziei, że jutro będzie tak jak dziś, tylko lepiej. To właśnie z tym pokoleniem papież spotkał się na plaży Copacabana.

Po drugie, papież doskonale rozumie, że największym wrogiem Kościoła nie jest nowoczesny świat, ale sam Kościół. Jeśli wiarygodność Kościoła jest podważana, to nie dlatego, że działają antykościelne media, że przeciw księżom spiskują ciemne siły, ale dlatego że przedstawiciele Kościoła nie żyją słowem Ewangelii, którą każdego dnia czytają i głoszą.

W nauczaniu Franciszka jak na lekarstwo szukać można kwestii związanych z tzw. teologią ciała. Takich jak aborcja czy in vitro

Skandale pedofilskie, afera Vatileaks czy niejasności finansowe Banku Watykańskiego to powody, dla których Kościół przestaje być słuchany przez wiernych. Nie dziwi więc, że zarzuca się księżom, iż nakładają na ludzi ciężary, których sami nie zamierzają nawet tknąć. Na ten rodzaj hipokryzji szczególnie wyczuleni są – co doskonale zdaje się rozumieć papież – ludzie młodzi.

Cóż zatem w takiej sytuacji ma być osią „Kościoła Franciszka”? Co papież zaproponował młodym w „grzesznym mieście” Rio, by ci znów zechcieli się dać porwać Robotnikowi z Nazaretu?

Franciszek zaczyna rewoltę od samego siebie. I od Kościoła, którym dziś zarządza. To zasadniczy rys jego strategii duszpasterskiej, który różni go i od Jana Pawła II, i od Benedykta XVI. Poprzedni papieże chcieli pouczać świat, wyznaczać mu normy postępowania i zasady działania.

Franciszek postępuje inaczej: nim wyjdziemy do świata, powiada, musimy się zmienić my – uczennice i uczniowie Chrystusa. Musimy pokazać, że jesteśmy wiarygodnymi świadkami Chrystusa. Inaczej nikt nie będzie nas słuchać.

Co musimy zmienić? Na początek język głoszenia Dobrej Nowiny. Bo Kościół, tłumaczył papież w sobotniej homilii, porzucił prostotę języka ewangelicznego na rzecz kościelnej nowomowy. „Czasami tracimy ludzi, ponieważ nie rozumieją, o czym mówimy, ponieważ zapomnieliśmy prostego języka i wprowadzamy intelektualizm obcy naszym wiernym” – powiedział.

I rzeczywiście: słuchając rodzimych kazań, mam czasami poczucie, że – gdyby dziś Jezus Chrystus zasiadł w kościelnej ławie – mógłby doznać szoku, słuchając, co rodzimy kaznodzieja jest w stanie wyczytać z Dobrej Nowiny.

Potrząsnąć Kościołem

Franciszek potrafi mówić prosto, co nie znaczy, że płytko. Do młodych, którzy tuż przed jego przyjazdem protestowali na ulicach Rio, że nie chcą mundialu kosztem pogorszenia jakości transportu publicznego czy niedofinansowania edukacji, powiedział, że bycie dobrym katolikiem jest jak trenowanie futbolu. „Jezus jest lepszy od Pucharu Świata. Domaga się, żebyśmy grali w jego drużynie”. Grać w drużynie Jezusa to m.in. rozumieć, że – jak można było przeczytać na jednym z transparentów w czasie protestów – „kraj rozwinięty to nie taki, gdzie biedny jeździ samochodem, ale taki, gdzie bogaty jeździ metrem”!

Jednak bliskie ludziom głoszenie Ewangelii nie wystarczy, by odbudować wiarygodność Kościoła. Bo wiara bez uczynków jest martwa. Jak mówi papież, za jasnym przekazem sprowadzonym do trzech słów – miłość, prostota i przebaczenie – musi iść autentyczność życia. Życia, które nie „sprowadza się do zamykania w parafii”, ale które polega na wyjściu do biednych, których symbolem są brazylijskie favele. Życia, w którym wierny nie jest li tylko sprowadzony do funkcji „kontrolera wiary”, ale świadka, który zawsze staje po stronie wykluczonych, poniżonych, zepchniętych na margines.

Franciszek zachęca więc katolików – księży i świeckich – do postawy, którą w genialny sposób wyraził Paweł VI: „Świat ciągle bardziej potrzebuje świadków niż nauczycieli, a jeśli już słucha nauczycieli, to dlatego że są oni także świadkami”.

Dlatego papież nie lęka się młodych, którzy lubią radykalizm, i wzywa do rabanu. Mówi wprost: „chcę, byście poszli na ulice robić raban. Chcę rabanu w waszych diecezjach. Chcę, żeby Kościół wyszedł na ulice. Żeby odrzucił ziemską powłokę, wygodę, klerykalizm, żebyśmy przestali zasklepiać się w sobie”.

Papież chce, by młodzi potrząsnęli Kościołem, by w ten sposób potrząsnąć też światem. Krótko: w strategii Franciszka ortodoksja (oficjalne nauczanie, które głosi Kościół) jest tak samo ważna jak ortopraksja (sposób życia, który sprowadza się do naśladowania życia Jezusa).

Po trzecie, daje do myślenia, szczególnie z polskiej perspektywy, że w nauczaniu Franciszka jak na lekarstwo szukać można kwestii związanych z tzw. teologią ciała. Jak wiemy, sprawy te – od aborcji poczynając, poprzez prezerwatywy, a na in vitro kończąc – były znakiem firmowym nauczania Jana Pawła II i Benedykta XVI. Zasadnicza oś sporu zaś kreślona była przez obu przywołanych papieży między „cywilizacją życia” a „cywilizacją śmierci”.

Wezwanie do rewolty

Franciszek zmienia optykę. Bardziej niepokoją go nierówności społeczne, niesprawiedliwość, bieda i ubóstwo niż spory bioetyczne. Dziś konflikt rozgrywa się między „cywilizacją chciwości” a „cywilizacją solidarności”.

Papież mówił do młodych z całego świata zaraz po przylocie: „Nikomu nie wolno być obojętnym na nierówności. Każdy musi coś z siebie dać, by położyć kres niesprawiedliwości. Kulturę egoizmu i indywidualizmu musi zastąpić kultura solidarności. Wielkość społeczeństwa poznaje się po tym, jak traktuje najbiedniejszych. Nie wolno nam tolerować kultury zbędnego. Nikt nie jest zbędny. Wszyscy jesteśmy braćmi”. Krótko: inny świat jest możliwy, krzyczy papież do młodych, gdy solidarność stanie się osią naszych braterskich relacji.

Nie dziwi, że słowa papieża trafiają do młodych ludzi. Jego słuchacze bowiem to prekariat, który definiowany jest przez „cztery A”: gniew (anger), anomia (anomie), niepokój (anxiety) oraz alienacja (alienation). Dlatego prekariat, jak notuje Guy Standing, przekształca swoje życie w protest: od ruchu Oburzonych po Occupy Wall Street, od protestujących na placu Taksim po oburzonych w Rio.

Franciszek miał więc dwa wyjścia: albo uspokajać młodych, mówiąc, że niesprawiedliwość jest złem, ale zarazem koniecznym elementem naszego wspólnego świata, albo stanąć po stronie słabych i poniżonych.

Franciszek staje po stronie młodych i zdaje się nawoływać: trzeba robić raban tak długo, jak długo za kryzys finansowy spowodowany chciwością bankierów płacić będą niemal wyłącznie ludzie biedni. Trzeba robić raban, gdy publiczne pieniądze wydaje się na „igrzyska próżności” takie jak mundial, zamiast na dobrą? edukację dla naszych dzieci czy transport publiczny. Trzeba robić raban, gdy Kościoły dbają o zabezpieczenie swojego własnego statusu materialnego, a nie solidaryzują się z ubogimi i poniżonymi. Czy takie nauczanie nie zakrawa na wezwanie do rewolty?

Brazylijskiemu nieżyjącemu już abp. Hélderowi Câmarze zarzucano, że jest marksistą. I dlatego często powtarzał: „Gdy daję biednym chleb, nazywają mnie świętym. Gdy pytam, dlaczego biedni nie mają chleba, nazywają mnie komunistą”.

Czy i Franciszkowi nie grozi to, że – by podważyć głoszoną przez niego społeczną Ewangelię Jezusa – zacznie się mówić, iż jest „czerwonym papieżem”?

Jeden z najważniejszych teologów wyzwolenia, Brazylijczyk Leonardo Boff, gdy słyszał podobne insynuacje, odpowiadał: „Jestem socjalistą nie dlatego, że socjalizm, ale dlatego, że Chrystus”. My pamiętajmy po prostu, że Cieśla z Nazaretu był znacznie wcześniej niż system socjalistyczny. I że dokonał prawdziwej rewolty, gdyż – podobnie jak dziś Franciszek – zaczyna ją od sfery ducha.

Autor jest filozofem, redaktorem naczelnym kwartalnika „Instytut Idei” i dyrektorem Instytutu Obywatelskiego (think tanku PO)

Papież Franciszek, choć należy do pokolenia „starszych juniorów”, to – co pokazały zakończone Światowe Dni Młodzieży w Rio de Janeiro – świetnie dogaduje się z „młodszymi juniorami”. I nie idzie tylko o to, że Franciszek jest człowiekiem otwartym i szczerym. Że doskonale nawiązuje kontakt z ludźmi, którzy stoją lekko z boku Kościoła.

Nie to jest nawet najważniejsze, że ujmuje ludzi pokorą. Jasne, to wszystko też jest ważne. Przede wszystkim jednak Franciszek doskonale rozumie, co znaczy w praktyce zachęta II Soboru Watykańskiego, by Kościół, w tym także księża i biskupi, z uwagą czytali „znaki czasów”.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?