Stępiona czujność

O co tak naprawdę chodzi niektórym dziennikarzom i salonowym autorytetom? Czy naprawdę chcą walczyć z pedofilią jako taką? Czy raczej z pedofilią w Kościele? A może z Kościołem za pomocą pedofilii? – pyta publicystka.

Publikacja: 10.10.2013 19:10

Red

Kiedy dziennikarze mówią o pedofilii wśród księży, od razu pojawiają się próby odpierania zarzutów oskarżeniem, że media „atakują Kościół". Sęk w tym, że czasem nie muszą się specjalnie wysilać, żeby Kościołowi przyłożyć. Księża sami wystawiają się do bicia.

Tak było w przypadku abp. Henryka Hosera, który proboszcza z Tarchomina odwołał dopiero po wyemitowaniu przez TVN reportażu o przestępstwach, jakich miał dopuścić się ks. Grzegorz K. Ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej, choć wiedział o ciążących na kapłanie zarzutach, przez długi czas nie odwoływał go z funkcji, dopuszczając do sytuacji, że skazany nieprawomocnym wyrokiem za molestowanie ministrantów ksiądz, wciąż miał kontakt z dziećmi. Na abp. Hosera spadła także odpowiedzialność za wypowiedzi ks. Wojciecha Lipki, kanclerza kurii, o których powiedzieć, że były nie na miejscu, to nic nie powiedzieć.

Powiedział to, co myśli?

Na medialne pożarcie wystawił się także abp Józef Michalik, sugerując winę dzieci za to, że padły ofiarą molestowania seksualnego. Zwołana niemal natychmiast konferencja prasowa (mistrzostwo świata w wykonaniu rzecznika Episkopatu, ks. Józefa Klocha), przeprosiny i wyraźne zapewnienie, że nikt nie zamierza czynić dzieci winnymi pedofilii, zdają się jednak na nic. Od wtorku dziennikarze od prawej do lewej strony dokonują medialnego linczu na abp. Michaliku. Część komentujących posiada jakieś paranaturalne zdolności, kiedy odgaduje, co miał na myśli przewodniczący KEP. Ba, niektórzy wiedzą nawet, że metropolita przemyski wreszcie powiedział, co naprawdę sądzi na temat pedofilii, a jego przeprosiny są nieszczere, bo dokonane pod presją mediów, jemu samemu zaś zależy tylko na tym, aby nie stracić posady.

Gdyby jakiś przybysz z kosmosu wylądował dziś nad Wisłą, odniósłby wrażenie, że 99,9 proc. polskiego kleru to zboczeńcy

„Serio? Tak doskonale znacie poglądy abp. Michalika? Tak dużo wiecie o tym, co i jak robi w wyjaśnianiu takich spraw? Krytykujcie głupią wypowiedź, pokazujcie jej porażającą absurdalność, biczujcie za brak precyzji. Ale nie wmawiajcie człowiekowi, że jest wielbłądem. Kto jak kto, ale on akurat nie jest" – przekonywał Tomasz Sulewski, reprezentujący Catholic Voices Polska. Publicysta przypomniał również zdecydowaną i niemożliwą do nadinterpretacji wypowiedź abp. Michalika w wywiadzie rzece „Raport o stanie wiary w Polsce" z 2011 roku. „Molestowanie seksualne dzieci jest wielką krzywdą im wyrządzoną, czymś obrzydliwym, czego nie wolno nam nigdy tolerować. Choć znam wyniki badań, które mówią, że wśród księży jest statystycznie mniej takich sytuacji niż wśród lekarzy czy nauczycieli, nie zmienia to mojej oceny – gdyby zdarzyło się to nawet zaledwie raz, jest to zgorszenie i potworna duchowa zbrodnia, zaś obowiązkiem biskupa jest sprawdzić każde takie oskarżenie i reagować" – stwierdził hierarcha.

Przeprosiny abp. Michalika powinny zakończyć sprawę, tymczasem głos w sprawie jego niefortunnej wypowiedzi zabrali nie tylko wszyscy ważniejsi publicyści czy część polityków, ale także rzecznik praw dziecka Marek Michalak (choć zabrakło go, kiedy tydzień temu w Sejmie próbowano przeforsować ustawę chroniącą dzieci chore, niepełnosprawne i z wadami genetycznymi), a nawet sam premier Donald Tusk. Gdyby jakiś przybysz z kosmosu wylądował nad Wisłą 9 października AD 2013, odniósłby wrażenie, że 99,9 proc. polskiego kleru to zboczeńcy w sutannach, których kryje „obleśny dziad", szefujący Episkopatowi i posądzający dzieci o sprowadzanie biednych księży na złą drogę (ten 0,01 proc. poza podejrzeniami to oczywiście stali „asystenci kościelni" TVN24 i „Gazety Wyborczej"). Witryny internetowe najważniejszych serwisów informacyjnych praktycznie od góry do dołu zapełniały komentarze do wypowiedzi abp. Michalika, która wielokrotnie została rozłożona na czynniki pierwsze. Czyżby w Polsce i na świecie nie działo się już nic ważnego? Taka wypowiedź oczywiście nie powinna była paść z niczyich ust (nie tylko duchownego), ale metropolita przemyski za nią przeprosił. Co jeszcze miałby zrobić, aby dziennikarze udzielili mu rozgrzeszenia? Podać się do dymisji?

Skrzywdzone po raz drugi

Abp Michalik jednym wywiadem przekreślił godne pochwały reakcje Kościoła w sprawie pedofilii (vide: bp Józef Guzdek), ale przyjrzyjmy się na chwilę jego największym krytykom. Czy naprawdę zależy im na dobru dzieci – ofiar przestępstw seksualnych? Jeśli tak, to dlaczego nikomu nie przeszkadzał artykuł w jednym z tygodników (litościwie pominę tytuł), w którym ze szczegółami opisano wydarzenia z udziałem Jacka S. (już nie księdza)?

Autorka tekstu (notabene wiceprzewodnicząca Rady Etyki Mediów), posługując się aktami sądowymi, precyzyjnie opisała seksualne wyczyny duszpasterza oraz relacje, jakie łączyły go z dzieciakami. Znaczna część reportażu to esemesy, jakie zwyrodnialec wymieniał z deprawowanymi chłopcami i dziewczętami. „Skandaliczny jest brak troski autorki reportażu i redakcji pisma o dobro opisywanych osób – ofiar pedofila. Umożliwiając ich identyfikację, dziennikarze przyczyniają się do pomnożenia ich krzywd i tragedii, które i tak są już niewyobrażalnie potworne" – ocenił Zbigniew Nosowski na blogu Laboratorium „Więzi". Pani, która swoim artykułem umożliwiła identyfikację ofiar Jacka S., krzywdząc dzieciaki i ich rodziny po raz drugi niewątpliwie zasłużyła na nominację do dziennikarskiej Hieny Roku...

Nie zamierzam odbijać piłeczki z zarzutami, oskarżając dziennikarzy o to, że piszą o problemie pedofilii. Niech piszą! W końcu media pełnią rolę nie tylko informacyjną, ale także prewencyjną i kontrolną. Dzięki reportażowi TVN ks. Grzegorz K. został odsunięty z funkcji proboszcza na Tarchominie. Rolę dziennikarzy docenił także bp Wojciech Polak podczas specjalnej konferencji prasowej dotyczącej pedofilii.

Apeluję jednak z tych łamów do koleżanek i kolegów dziennikarzy – nie krzywdźcie dzieci po raz drugi! Zbrodnia, jakiej dopuścili się zwyrodnialcy, odcisnęła na ofiarach i tak już ogromne piętno, zburzyła ich spokój i zaufanie, nieraz złamała całe życie. Hieny dziennikarskie, które ze szczegółami opisują takie bolesne przypadki, pozwalając bez większego trudu zidentyfikować, o jaką miejscowość i które dzieciaki chodzi, krzywdzą ofiary po raz drugi.

Księża jak nauczyciele, trenerzy, dziennikarze

I wreszcie pojawia się pytanie – o co tak naprawdę chodzi niektórym dziennikarzom i salonowym autorytetom? Czy naprawdę chcą walczyć z pedofilią jako taką? Czy też może chcą walczyć jedynie z pedofilią w Kościele, a może (choć to daleko idące stwierdzenie) z Kościołem za pomocą pedofilii?

Małgorzata Szwejkowska, przygotowując książkę „Skazani z zaburzeniami preferencji seksualnych. Studium karnoprawne i kryminologiczne", odwiedziła osoby przebywające w polskich więzieniach. Na 90 tys. osadzonych, pedofilami okazało się niespełna 150. Wśród nich dr Szwejkowska – jak mówi w rozmowie z „Polityką" – spotkała jednego (sic!) księdza. Amerykańskie badania przeprowadzone przez Jay College of Criminal Justice również nie pozostawiają wątpliwości – na blisko 110 tys. pracujących w Stanach księży, w więzieniach za pedofilię odsiadywało 100. Do 60 proc. przypadków wykorzystywania seksualnego dzieci dochodzi w rodzinach patologicznych. Pedofilów nie brak w takich grupach zawodowych, jak nauczyciele, trenerzy, wychowawcy, a nawet dziennikarze (do tego wrócę za chwilę).

Tymczasem Kościół w Polsce – mimo że jest bodaj jedyną instytucją, która opracowała precyzyjny system reagowania na przypadki pedofilii we własnych szeregach (w środę episkopat przyjął trzy aneksy do już obowiązujących wytycznych) – regularnie zbiera cięgi za pojedyncze przypadki pedofilii. Choć akurat ilość ma tu niewielkie znaczenie, o czym przypomniał Benedykt XVI w liście do „La Repubblica", pisząc: „Nie jest też powodem do pocieszenia wiedza, że zgodnie z badaniami socjologów procent księży winnych takich przestępstw nie jest wyższy od tego w innych podobnych kategoriach zawodowych".

Klapki na oczach

Nie sposób nie zapytać więc o analogiczne wytyczne dla nauczycieli, wychowawców, trenerów, opiekunów wyjazdów kolonijnych etc. Wracając zaś do dziennikarzy, to skąd pewność, że jacyś zboczeńcy nie znajdują się w naszych szeregach?

Legendarny prezenter BBC Jimmy Savile w latach 70. wykorzystał seksualnie nawet 400 ofiar! Latami bezkarnie molestował dzieciaki i choć jego współpracownicy podejrzewali (czy wręcz wiedzieli!), co się dzieje, nie kiwnęli nawet palcem. By zatuszować sprawę pedofila, BBC przerwała nawet dziennikarskie śledztwo, a dopiero prywatna stacja wyemitowała reportaż o „wyczynach" Savile'a. Ktoś zająknął się choć słowem, że dziennikarze kryją pedofilów w swoich szeregach?

Ktoś inny powie, że przypadek Savile'a jest odległy (zarówno czasowo, jak i geograficznie). Przypomnijmy więc, że na początku 2013 roku aresztowany został lokalny dziennikarz z Nowego Dworu Mazowieckiego. Redaktor usłyszał siedem zarzutów dotyczących molestowania nieletnich i posiadania treści pedofilskich. Przypominają sobie państwo zainteresowanie głównych mediów tą sprawą?

Pytanie o prawdziwe intencje „tropicieli pedofilii" pojawia się także w kontekście domagania się odszkodowań od Kościoła. Ciągłe nawoływanie do ich wypłacenia przez instytucję i mówienie o odpowiedzialności zbiorowej wydaje się być zdejmowaniem tej odpowiedzialności z przestępcy. Dziennikarze, powołując się na wzór zachodni, domagają się, by Kościół płacił odszkodowania, a przecież jeśli pozostawienie tego obowiązku na barkach pedofila ma nie tylko wymiar wychowawczy, ale także prewencyjny – przestępca do końca życia będzie musiał płacić za wyrządzoną krzywdę z własnej kieszeni i być może dzięki temu nie tknie już żadnego dziecka? Jeśli nie ma z czego płacić? Niech siedzi w więzieniu tak jak ci, którzy nie płacą alimentów.

I na koniec smutny wniosek – skupiając się na tropieniu zwyrodnialców w sutannach, stępiamy swoją czujność na przestępców z innych grup zawodowych. Działamy, jakbyśmy założyli sobie klapki na oczy. Konsekwencje tego poniosą niewinne dzieci...

Autorka jest publicystką „Frondy"

Kiedy dziennikarze mówią o pedofilii wśród księży, od razu pojawiają się próby odpierania zarzutów oskarżeniem, że media „atakują Kościół". Sęk w tym, że czasem nie muszą się specjalnie wysilać, żeby Kościołowi przyłożyć. Księża sami wystawiają się do bicia.

Tak było w przypadku abp. Henryka Hosera, który proboszcza z Tarchomina odwołał dopiero po wyemitowaniu przez TVN reportażu o przestępstwach, jakich miał dopuścić się ks. Grzegorz K. Ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej, choć wiedział o ciążących na kapłanie zarzutach, przez długi czas nie odwoływał go z funkcji, dopuszczając do sytuacji, że skazany nieprawomocnym wyrokiem za molestowanie ministrantów ksiądz, wciąż miał kontakt z dziećmi. Na abp. Hosera spadła także odpowiedzialność za wypowiedzi ks. Wojciecha Lipki, kanclerza kurii, o których powiedzieć, że były nie na miejscu, to nic nie powiedzieć.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?