Żeby móc ocenić sens ciszy wyborczej, musimy ująć ją w szerszym kontekście trwających cały czas w naszym kraju przemian demokratycznych. Często narzekamy, że Polacy nie dojrzeli jeszcze do demokracji, że przy urnach podejmują decyzje przypadkowe, pochopne, emocjonalne. Dlatego celem kształtowania demokratycznej postawy wyborczej powinno być stworzenie u wyborców mechanizmu podejmowania decyzji racjonalnych. By to osiągnąć, trzeba zagwarantować wyborcom szansę na nabranie dystansu, wyciszenie się, spokojne przemyślenie ofert wyborczych.
Jednym z mechanizmów do tego prowadzących jest naturalnie cisza wyborcza, która wygasza emocje. Jeśli uważamy, że wyborca przed oddaniem głosu potrzebuje zdystansować się, wyciszyć, bo tylko w taki sposób da się podjąć racjonalny wybór, to nie możemy się zgodzić na radykalne agitowanie pod lokalami wyborczymi. Oczywiście dziś także zdarzają się próby naruszania ciszy, ale one są nieliczne.
Przeciwnicy ciszy nie widzą nic złego w agitacji w dniu głosowania. Powołują się często na przykład demokracji zachodnich, w których agitacja przed lokalami wyborczymi nie prowadzi do żadnych poważnych ekscesów. Twierdzą, że utrzymywanie ciszy wyborczej (od której rozwinięte demokracje przecież odchodzą) oznacza sztuczne zatrzymanie w rozwoju systemu demokratycznego. Jednak szkopuł w tym, że zlikwidowanie ciszy wyborczej nie doprowadzi do zwiększenia racjonalności wyboru Polaków, tylko do zwiększenia emocji w polityce. Pamiętajmy, że nam trochę jeszcze do Zachodu brakuje.
Polska demokracja jest demokracją świeżą, dopiero rodzącą się, pełną radykalnych podziałów politycznych. Dlatego powinniśmy chronić wyborców przed kakofonią agitacji na ostatni dzwonek, bo w interesie nas wszystkich jest, by Polacy wybierali bardziej racjonalnie, a nie emocjonalnie. Do czego prowadziłoby zlikwidowanie ciszy wyborczej? Po pierwsze do ogromnego chaosu przy urnach. Wyobraźmy sobie, że przed każdą komisją wyborczą stałyby dwie grupki ludzi agresywnie agitujące za swoimi partiami i przeciw sobie nawzajem. Prowadziłoby to do tego, że wyborcy jeszcze częściej podejmowaliby decyzje pod wpływem emocji.
Nie liczyłbym na to, że likwidując ciszę wyborczą, zaczęlibyśmy uczyć się prawdziwej demokracji w praktyce. Likwidując ją, wcale nie dołączymy automatycznie do grona demokracji rozwiniętych, stabilnych, w których postawy wyborcze obywateli osadzone są w co najmniej stuletnich tradycjach. Budowa solidnej postawy wyborczej musi trwać, nie da się tego zrobić jedną decyzją. Nie przyśpieszajmy na siłę rozwoju naszej demokracji. Polska rozwija się w miarę równomiernie, a wedle różnych ocen gdzieś za 10, 15 lat nadrobimy dystans cywilizacyjny do krajów najlepiej rozwiniętych. Tym samym nasza demokracja też będzie mniej lub bardziej zbliżona do demokracji zachodnich. Do dyskusji o ciszy wyborczej powróćmy więc po 2025 roku.