Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy" – twierdził Alexis de Tocqueville. Zaakceptowane 11 grudnia przez parlament, a 27 grudnia przez prezydenta Bronisława Komorowskiego zmiany w systemie emerytalnym są jednym z dobitnych przykładów na obciążanie obywateli przez rząd, kiedy trzeba pilnie poprawić statystyki finansów publicznych.
Obywatele, w tym znani ekonomiści i prawnicy, liczyli na to, że wygłaszane publicznie przez prezydenta wątpliwości – jak ta, że większe uzależnianie naszych emerytur od państwowego ZUS kosztem OFE to „krok wymuszony przez sytuację" i rozwiązanie, które „nie jest pozytywne" – znajdą swoje odzwierciedlenie w działaniach głowy państwa. Jednak mimo że prezydent obawiał się, iż zmiany nie będą korzystne dla przyszłych emerytów, podpisał ustawę, na której ekspresowym przyjęciu zależało rządowi Donalda Tuska. Ustawę, która manipuluje składkami emerytalnymi obywateli w celu zapewnienia większych dochodów budżetu na bieżące wydatki i obniżenia statystyk długu publicznego.
Historia się powtarza
Podobnie jak w 2011 r., kiedy parlament uchwalił pierwsze rządowe niekorzystne zmiany emerytalne, znacznie ograniczające wysokość składki kierowanej do prywatnych funduszy, prezydent Komorowski i tym razem podpisał nowelizację ustawy emerytalnej mimo „uważnego wsłuchiwania się w głosy osób mających poważne wątpliwości wobec zmian w OFE", w tym konsultacji z autorytetami ekonomicznymi i prawniczymi. Tak samo jak dwa lata temu prezydent najpierw publicznie się wahał, aby później na podstawie utajnionych przed społeczeństwem analiz stwierdzić, że zmiany są słuszne. Takie działania stały się bowiem stałym elementem strategii prezydenta, który stara się dystansować od macierzystej partii, lecz ostatecznie w kluczowych sprawach idzie jej na rękę.
Już w połowie 2010 r. premier Tusk jasno dał do zrozumienia, że interesuje go „tu i teraz", a nie los przyszłych pokoleń.
Choć prezydent skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, to jednocześnie nie utrudnił rządowi pozyskania pieniędzy z OFE, które z absolutną pewnością było już wpisane w ustawie budżetowej na 2014 r. Kierując nowelizację do zbadania, prezydent jednocześnie ją podpisał, pokazując przy tym, że nie chce psuć rządowi planu polepszenia sytuacji fiskalnej wątpliwą metodą manipulowania składkami emerytalnymi, nawet jeżeli ma zastrzeżenia co do konstytucyjności zmian. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że skierowanie ustawy do TK po jej podpisaniu to trik PR-owy, mający uspokoić rzeszę przeciwników zmian w OFE.