Ziemniaczany samuraj
Albo najlepiej kilku. Na pierwszy ogień – samuraj. W wersji 2.0. Na głowie zamiast tradycyjnego kapelusza ze słomy ma miskę od zupy ramen. Zamiast dwóch mieczy, dwie... frytki zatknięte za pas. Za nim kroczy ogromny niedźwiedź z czerwonymi policzkami. Przypomina bardziej kreskówkową Barbapapę z francuskich bajek dla dzieci, gruszkowaty, ciężkawy, ale zawsze uśmiechnięty. Do tego zdarza mu się udzielać wykładów. Ostatnio był na Harvardzie.
Drodzy Państwo, nie zwariowałem. Tak wygląda nowoczesna twarz Japonii, która bezpardonowo walczy o ocieplenie własnego wizerunku. Kraj toczy wiele chorób – wspominane problemy ze stagnacją gospodarki ma rozkręcić śmiały plan reform obecnego rządu. Nowy-stary premier Japonii, Shinz? Abe (wrócił na stanowisko po 6 latach przerwy) chce wielu zmian. Żeby postawić gospodarkę na nogi, mówi o rewolucji w polityce inflacyjnej i zmianie roli banku centralnego. Paul Krugman, znany ekonomista, laureat nagrody Nobla uważa, że Japonia pokaże światu, jak wyjść z kryzysu, ale pozostali specjaliści nie są tak optymistyczni.
3 strzały premiera
Strategię Shinz? Abe nazywa się „abekonomią" (w oryginale abenomikusu, po angielsku abenomics, ale wygodniej po polsku jest krzyżować nazwisko polityka z o sylabę dłuższym fragmentem słowa „ekonomia"). Jest dość bezkompromisowa – podniesienie celu inflacyjnego z 1 do 2% - może wydawać się zmianą dość niewielką, ale dla Japonii pogrążonej kolejną dekadę w stagnacji to prawdziwa rewolucja. Niezależność banku centralnego jest poważnie wystawiana na próbę. Idźmy dalej – obietnica bezterminowego skupowania obligacji od przyszłego roku – począwszy od 2014 roku co miesiąc Bank Japonii będzie skupował na rynku obligacje i bony skarbowe za 145 miliardów dolarów. Operacja również na ogromną skalę, ponieważ dla porównania bank centralny Stanów Zjednoczonych drukuje miesięcznie 85 miliardów dolarów, a w cyklach tak zwanych LTRO (pożyczek dla banków komercyjnych) EBC wypuściło na rynek prawie bilion euro. Japonia musi się spieszyć, od 20 lat ceny spadają i nie ma mowy o żadnej inflacji. Zamówienia sektora publicznego rosną, ale pieniądze pompowane są w inwestycje, które znakomicie prezentują się na papierze, a w rzeczywistości nie są potrzebne zwykłym obywatelom. W Japonii wybetonowano 70% nabrzeża morskiego, zbudowano setki kilometrów doskonałych dróg, po których jeździ zaledwie 1/5 przewidywanych pojazdów. Niewielkie mieściny na prowincji mają do dyspozycji nowoczesne estakady i rozjazdy rodem z przyszłości oraz kilometry tuneli wykutych w górzystym kraju – kilometr takiego tunelu potrafi kosztować milion dolarów. Sytuację pogarsza fakt, że spora część tej infrastruktury zdążyła się już zestarzeć i może stanowić realne zagrożenie dla życia jej użytkowników. Pod koniec 2012 roku doszło do zawalenia fragmentu tunelu w okolicy góry Fuji, zginęło 9 osób.
Problemów jest coraz więcej
Nowy premier Abe wie, że musi się spieszyć. A reforma ekonomiczna to tylko wierzchołek góry lodowej problemów. Elektrownie atomowe wciąż czekają na bocznym torze na dalsze wytyczne polityków, reaktory nie produkują potrzebnej energii i Japonia musi jej coraz więcej sprowadzać z zagranicy. W Azji skroplony gaz LNG jest o połowę droższy niż w Europie, koszty importu energii zatem rosną. I to w astronomicznym tempie, bo odnotowany deficyt handlowy potroił się w stosunku do 2011 roku. Nie ma co liczyć na dotychczas osiągane nadwyżki w wymianie towarów dzięki japońskim produktom. Wielkie korporacje z Japonii gubią się wśród światowej konkurencji i nie są w stanie dotrzymać kroku koreańskiemu Samsungowi, amerykańskiemu Apple czy tajwańskiemu HTC. Do tego Japonia starzeje na potęgę, dzieci wciąż rodzi się za mało i prawdopodobnie w niedalekiej przyszłości starszymi Japończykami będą musieli opiekować się napływowi pracownicy z innych krajów. W 2000 roku 24 proc. populacji miało ponad 60 lat, obecnie liczba ludności praktycznie się nie zmieniła, ale starszych osób w tym samym wieku przybyło do poziomu 30 proc. Do Japończyków należą rekordy długowieczności, najstarszym mężczyzną na świecie był 116-letni Jir?emon Kimura, najstarszym obecnie żyjącym człowiekiem jest 115-letnia Japonka, Misao Okawa.
Staruszkami zaopiekują się prawdopodobnie imigranci z Chin i Filipin, ale by było to możliwe na taką skalę, jakiej będzie wymagało tempo starzenia się społeczeństwa, Japonia musi złagodzić przepisy imigracyjne. Jak na razie cudzoziemiec to wciąż ktoś „z zewnątrz" nazywany pejoratywnym określeniem „gaijin", potencjalny złodziej i osoba podejrzana z założenia. Ale nawet zakładając, że cuda się zdarzają i Japonia otwiera granice, to spory napływ Chińczyków nie może przejść bez echa. W końcu Chiny to aktualny wróg numer jeden ze względu na spór o wysepki Senkaku (dla Japończyków) czy Diaoyu (dla Chińczyków). Stworzenie przez Chiny specjalnej strefy powietrznej (ADIZ – Air Defense Identification Zone, powstała 23 listopada 2013 roku) nie świadczy wyłącznie na niekorzyść Chin. Jest to bezpośredni skutek dyplomatycznego zacietrzewienia czołowych japońskich polityków. Przez taką ciągłą próbę sił ucierpiał handel z Chinami, zdążyliśmy się napatrzeć na akty przemocy wobec japońskich dyplomatów, przedsiębiorców, a nawet zwykłych ludzi w państwie środka (na parkingach wywracano nawet samochody japońskiej produkcji). To wszystko woda na młyn dla rozwoju nacjonalistycznych tendencji, polityków-krzykaczy w rodzaju długoletniego burmistrza Tokio, Shintar? Ishihary, który sporo namieszał podczas ostatniej kampanii wyborczej do japońskiego parlamentu. Niepokorni ministrowie w rodzaju Tar? As? (w obecnym rządzie od finansów) potrafią publicznie stwierdzić, że dla dobra państwowego budżetu starzy Japończycy powinni się pospieszyć i szybko umrzeć...