Ale kiedy Władimir Putin wywalił szachownicę, to możemy pograć co najwyżej w bingo.
Żeby nie było wątpliwości – Putin trochę racji co do Krymu ma. Gdy go Chruszczow oddawał Ukrainie, to się wydawało, że przekłada coś z kieszeni do kieszeni. A tu się okazuje, że to marynarka kogo innego.
Prezydent USA mocno przy tym Putinowi robotę ułatwił. Podobnie zresztą jak zajęci filozofią gender przywódcy Unii Europejskiej. Oczywiście, gdyby nie Kosowo, Putin wymyśliłby co innego, ale to właśnie nielegalne, z punktu widzenia prawa międzynarodowego, uznanie niepodległości Kosowa pozwoliło mu pastwić się nad brakiem konsekwencji „Zachodu".
Co trzeba teraz zrobić? Nie znam się na polityce, ale z punktu widzenia teorii ekonomii popartej doświadczeniem sankcje ekonomiczne nie będą skuteczne. Nie byłyby nawet, gdyby były, a co dopiero gdy jedynie udają, że są. A już kuriozalnie wygląda – przynajmniej z punktu widzenia elementarnych zasad negocjacji – rozdwojenie jaźni. Gdy politycy deliberują o sankcjach, przemysłowcy nie tylko głośno przeciwko nim protestują, ale robią z Rosjanami interesy.
Oczywiście trudno mieć do nich pretensje. Już Lenin prorokował, że „kapitaliści sprzedadzą nam sznur, na którym my ich powiesimy". To raczej politycy powinni grzecznie biznesu wysłuchać i sankcji gospodarczych nie ogłaszać – zwłaszcza że te, które ogłosili, są przeciwskuteczne – wywołały tylko śmiech Putina i euforię na moskiewskiej giełdzie.