Lewiatan ministra Sienkiewicza

Bartłomiej Sienkiewicz, od niedawna minister spraw wewnętrznych, który zaczął od stwierdzenia, że „od zawsze kochał" ten resort (czym już wzbudził zgrozę wśród niektórych kolegów z opozycji), przeszedł do straszenia sędziów Trybunału Konstytucyjnego.

Publikacja: 02.04.2014 00:26

Prof. Robert Gwiazdowski, Centrum im. Adama Smitha

Prof. Robert Gwiazdowski, Centrum im. Adama Smitha

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Trybunał ma rozstrzygnąć, czy zgodne z konstytucją są przepisy ograniczające podstawowe prawa i wolności obywatelskie na rzecz służb specjalnych. Minister straszy... Putinem! I pomyśleć, że kiedyś ministrowie spraw wewnętrznych straszyli nas... Trumanem!

W przerwach między kolejnymi aferami z ich udziałem – jak akurat będą miały wolną chwilę w wewnętrznej wojnie o to, którego prezesa spółki Skarbu Państwa wyrzucić z roboty ?– służby specjalne będą nas broniły przed złem. W tym celu mają mieć prawo inwigilowania nas w sposób, o jakim nie śniło się służbom stalinowskim. A z mojego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy moje prawa do prywatności naruszałby minister Radkiewicz czy minister Sienkiewicz!

„Chodzi o to, jak szybko i w jakim zakresie służby porządku publicznego będą mogły reagować na zagrożenia dla obywateli i państwa w sytuacji, gdy czas reakcji ma kluczowe znaczenie" – pisze pan minister na łamach „Gazety Wyborczej". Nieprawda! Chodzi ?o przepisy regulujące stosowanie kontroli operacyjnej przez pozyskiwanie danych telekomunikacyjnych czy poddawanie kontroli osób, od których pozyskiwanie informacji objęte jest tajemnicą zawodową. Nawet ministrowie stalinowscy nie posunęli się do tego, by oficjalnie domagać się prawa naruszenia tajemnicy adwokackiej. Może jeszcze dla „bezpieczeństwa" będziemy inwigilowani w konfesjonale?

Skazanie byłego ministra Siemiątkowskiego za udział w „porwaniu" Andrzeja Modrzejewskiego (byłego prezesa Orlenu) pokazuje, jak działają te służby i jak (nad)używają władzy. Bo jeśli zatrzymują ludzi bezprawnie, to czym się różnią od porywaczy? Mundurem?

Zgrozę wzbudza to, że minister spraw wewnętrznych w „demokratycznym państwie prawa" (nawet tym „urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej") powołuje się na Tomasza Hobbesa – ostatniego piewcę absolutyzmu. Ciekawy jestem, czy „Lewiatana" pan minister nie czytał i zgrzeszył tylko ignorancją, czy czytał i grzeszy arogancją, świadomie popularyzując tyranię, która zdaniem Hobbesa jest lepsza od wolności, której ludzie jakoby nadużywają.

Reklama
Reklama

Mam cichą nadzieję, że sędziowie Trybunału Konstytucyjnego Hobbesa czytali. I że może czytali też Johna Stuarta Milla i nie pozwolą panu ministrowi budować nowego Lewiatana.

Autor jest adwokatem, profesorem prawa, prezydentem Centrum im. Adama Smitha

Opinie polityczno - społeczne
Uwaga, dezinformacja! Dlaczego biskup Mering w homilii sięgnął po fake newsy
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Największy błąd Putina. Czy Trump zmusi go, by siadł do stołu?
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Niemcy się zbroją
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Tylko spokój może nas uratować
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Grok z kapustą, czyli sztuczna inteligencja Krzysztofa Bosaka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama