Problematyczna jest dla mnie zawarta w artykule sugestia, że polityka to „szukanie konfliktu", a takie samorzutnie powstające grupy szukają pozytywnych rozwiązań. Klasyczna definicja polityki oznacza nie tyle szukanie konfliktu, ile dobra wspólnego. A bez niego wszystkie te inicjatywy hakerskie (chyba jeszcze nie przyzwyczaiłem się do nowego znaczenia tego słowa i coś mi tu zgrzyta), nawet najpiękniejsze, nie wyjdą poza supertwórcze, ale jednak zbiorowe hobby, bo nie będą mogły.
Dlaczego? Powstanie innowacyjnej gospodarki uwarunkowane jest odpowiednim otoczeniem instytucjonalnym, prawnym i regulacyjnym. Patenty, sądy, systemy motywacyjne, podatkowe itd. Za ich sprawne funkcjonowanie w przeważającej mierze odpowiedzialne jest państwo. Grupy i organizacje, o których mowa w artykule, stanowią znakomity przykład krzewienia postaw społecznych wobec innowacji, co jest niezmiernie ważne, ale by stały się one podstawą budowy nowej gospodarki, muszą się znaleźć we wzajemnej sieci oddziaływania edukacji, biznesu i państwa. Nie może więc być mowy o tworzeniu alternatywnego społeczeństwa, ale o pracy nad udoskonalaniem państwa i jego instytucji, by takie inicjatywy umiejętnie wspierały rozwój gospodarczy.
Oczywiście da się zbudować w garażu prototyp komputera, niemniej takich urządzeń nie da się wdrożyć do powszechnego, masowego użytku, budując je chałupniczo. Innowacyjność wymaga właśnie całego biznesowo-wytwórczego „krajobrazu".
Dlatego kultura innowacji i kreatywności nie powinna rosnąć w aurze antypaństwowości. Dolina Krzemowa nie jest antypaństwowa, tak jak nie jest antypaństwowy Uniwersytet Stanforda. To system naczyń połączonych, bo na początku jest dobra polityka. Oparta na racji stanu, szukaniu wspólnego dobra, środków realizacji wspólnego interesu.
Chodzi w końcu o to, by inicjatywy młodych hakerów, wynalazki małych Antków z artykułu Weroniki Adrian, stały się towarami, komercyjnie wykorzystanymi instrumentami lepszego życia dla nas i silniejszej pozycji naszego kraju. Państwa, które czerpią ogromną siłę z innowacji, angażują w nią przecież nawet wojsko (produkty dual-use), a więc ogromną państwową machinę i ogromne środki.
Wieloletnie i drogie badania finansowane przez budżet i wielkie firmy przynoszą owoce, które następnie są niejako oddawane społeczeństwu do cywilnego wykorzystania. Ujmując rzecz symbolicznie, to dzięki silnej armii i mocnemu państwu mały Antek może z sukcesami wymyślać coraz nowsze zabawki! Wreszcie na koniec stawianie innowacyjności w tak mocnym kontrapunkcie do polityki i polityków deprecjonuje tych ostatnich. Taka jest moda od dwudziestu kilku lat. Ale to jest bardzo niedobra moda. Polityka to dbanie o dobro publiczne i jednocześnie o każdego z obywateli. Jeśli zdarzy się polityk, który się sprzeniewierza takiej misji, to niedobrze, ale tak samo zdarzają się nieuczciwi biznesmeni albo organizacje pozarządowe, które karmią same siebie, albo też sportowcy, którzy stosują doping.