Dla znacznej części mojego pokolenia, które nie pamięta PRL, oficjalne, państwowe uhonorowanie Wojciecha Jaruzelskiego podczas pogrzebu, a w szczególności pomysł ogłoszenia żałoby narodowej po jego śmierci, można porównać do uczucia, jakie miałoby pokolenie starsze w przypadku uhonorowania Adolfa Hitlera czy czołowych nazistów. Bo przecież też od biedy można powiedzieć, że Hitler sam, dobrowolnie odszedł ze stanowiska albo nawet, że sam (od siebie) rozpoczął denazyfikację...
Zbrodniarz, ale tylko trochę
W oczach ludzi młodych obecne czasy są od PRL tak odległe jak dla starszego pokolenia PRL od okupacji niemieckiej, i to nie w sensie lat, ale stopnia wolności i represji. Nikt tak naprawdę nie wyobraża sobie życia w systemie komunistycznym, a każdy, kto w nim uczestniczył, popełnił zbrodnię na takich wartościach jak wolność czy demokracja. Miejsce zbrodniarza odpowiedzialnego za śmierć wielu ludzi, którzy chcieli wolności, za zniewolenie kraju i wiele innych spraw jest w więzieniu, a nie na pomnikach. Nie przekonuje mnie argument, że nie jest to taka czarno-biała postać, bo przecież ostatecznie zgodził się na demokrację, a podobno nie musiał. Gdyby się nie zgodził, mógłby skończyć jak wielu innych dyktatorów – zawisłby na latarni, nie doczekawszy się swoich dni w wygodnej willi, ewentualnie musiałby uciekać z kraju. Oczywiście, jeśli nie chciałby odpuścić, urządziłby swojemu narodowi krwawą łaźnię. Argument, że przecież on był tylko trochę zbrodniarzem (nie tak jak Hitler, który był zbrodniarzem w pełni), mógłby być dobry, gdybyśmy rozważali, czy skazać go na śmierć, ale nie wtedy, gdy chcemy kogoś wyróżnić.
Nigdy nie zrozumiem, jak demokratyczne państwo może się zastanawiać, czy byłego dyktatora pochować z honorami, nawet jeśli na mocy przymusowego kompromisu pełnił przez krótki czas ważny urząd w nowej Rzeczypospolitej. Być może nie jesteśmy jeszcze aż tak demokratyczni, jak byśmy chcieli, co pokazują niektórzy dziennikarze starszego pokolenia, u których dominuje albo syndrom sztokholmski, albo wręcz jawny sentyment do PRL, bo w końcu im żyło się w tym państwie całkiem wygodnie. Z góry muszę zaznaczyć, że przyjmując taki punkt widzenia, odrzucam wszelkie prawicowe oszołomstwo. Lekturę takich książek jak „Resortowe dzieci" uważam za zaśmiecanie sobie głowy.
Neutralność ?nie budzi uznania
Tymczasem Agata Passent chyba nie do końca odcina się od tradycji poprzedniego systemu. To, czego najbardziej nie lubię, to sytuacji, w których osobom dzisiaj opowiadającym się za postępem, nowoczesnością i demokracją (w dodatku – jak w przypadku Jerzego Urbana – deklarującym się jako wolnomyśliciele i zarazem niezważającym na to, że owej wolnej myśli były zajadłymi wrogami) z butów wyłazi słoma w postaci sentymentu do systemu będącego absolutnym zaprzeczeniem tej triady wartości. Mam tu konkretnie na myśli program w TVN 24, w którym gościli Jacek Żakowski i właśnie wspomniana Agata Passent. Żakowski robił wszystko, żeby w sprawie Jaruzelskiego nie wydać jednoznacznego werdyktu. Zachował neutralność, bronił tezy, że generał nie był aż taki straszny, że miał też zasługi. Publicysta opowiedział się za tym, żeby decyzję o jego pochówku zostawić prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu.
Cieszę się, że Jacek Żakowski nie poparł honorowania Jaruzelskiego, jednak neutralnością w tej sprawie nie zdobył mojego uznania. Stwierdził, że nie ma powodu, żeby iść na pogrzeb, ale nie ma też powodu, żeby nie iść. Ja osobiście mam powód bardzo wyraźny i jednoznacznie wskazujący, którą stronę w tym konflikcie wybrać, nawet za cenę posiadania niezbyt ciekawych sojuszników. Tym powodem jest pół wieku narzuconego z zewnątrz, realizowanego przy pomocy rodzimych zdrajców woli narodu, totalitarnego (czy później autorytarnego), zbrodniczego systemu. W systemie tym Jaruzelski grał jedną z głównych ról. I naprawdę nie równoważy tego rzekomo dobrowolne oddanie przez niego władzy, bo ładnych kilkadziesiąt lat upłynęło, zanim to zrobił. A przy tym zbyt wiele zła wyrządził. Ponadto chciałbym zaznaczyć, że dla mnie już samo bycie dyktatorem jest złem, i wydaje mi się to poglądem oczywistym w demokratycznym społeczeństwie. Widać jednak nasze społeczeństwo tak do końca demokratyczne nie jest, skoro w debacie publicznej w ogóle się na ten temat nie dyskutuje. Z tego wynika, że wielu Polaków ma wyraźnie autorytarne sympatie, a demokracja i wolność nie są dla nich najwyższymi wartościami, jakimi powinno się kierować społeczeństwo.