O co powinniśmy grać w Brukseli

Posada szefa unijnej dyplomacji ?dla Radosława Sikorskiego ?to ważny szczebel w jego ?osobistej karierze. Jednak ?dla Polski to ryzyko marginalizacji – pisze redaktor naczelny „Rzeczpospolitej".

Aktualizacja: 01.06.2014 19:03 Publikacja: 01.06.2014 19:02

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

Renata Grochal i Tomasz Bielecki w czwartkowej „Gazecie Wyborczej" (29 maja 2014) budują złudne wrażenie, że uzyskanie dla Polski stanowiska wysokiego przedstawiciela Unii ds. polityki zagranicznej to najważniejsze, co możemy ugrać przy nowym rozdaniu najwyższych stanowisk w brukselskiej administracji. Naturalnym kandydatem miałby być szef MSZ Radosław Sikorski, a o powadze propozycji ma świadczyć włączenie się do gry o tekę szefa unijnej dyplomacji premiera Donalda Tuska, który dotąd nie wypowiadał się w sprawie kandydatury Sikorskiego.

Bez demokratycznego mandatu

O forsowaniu takiego pomysłu mają świadczyć słowa premiera: „Polska uzyskała tak poważny wpływ na politykę zagraniczną UE, że tzw. wysoki przedstawiciel jest w zasięgu naszych zainteresowań".  Trudno w to wątpić, premier nie rzuca słów na wiatr. Pytanie tylko, czy deklaracja, że coś pozostaje „w zasięgu naszych zainteresowań", sama z siebie definiuje walkę o tę tekę dla Sikorskiego jako Polski priorytet? Szczerze wątpię, a jeśli tak jest, mielibyśmy do czynienia z poważnym błędem.

Nie chcę tu dyskwalifikować Radosława Sikorskiego jako poważnego polskiego kandydata do najważniejszych ról w strukturach międzynarodowych. Sikorski ma wszelkie możliwe atuty: odpowiedni wiek, doświadczenie w krajowej polityce, mocną i wyrazistą osobowość, potencjał intelektualny i brak kompleksów, by wyliczyć tylko te najważniejsze. Z pewnością jest pro futuro najlepszym polskim kandydatem do ról sekretarza generalnego NATO czy nawet szefa Komisji Europejskiej.

Wysoki przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej może tyle,  na ile pozwolą mu Paryż i Berlin

Jednak wsadzenie szefa polskiego MSZ w buty wysokiego przedstawiciela już dziś mogłoby prowadzić nie tyle do marginalizacji samego Sikorskiego, ile wycofania się Polski z gry o rzeczywiście ważną stawkę, którą jest objęcie jednej z kluczowych tek gospodarczych w Komisji Europejskiej.

Rozważając rolę i miejsce w strukturach unijnych wysokiego przedstawiciela, trzeba zawsze mieć w tyle głowy, że jego umocowanie ma niewiele wspólnego z osobistymi kompetencjami czy wybitną nawet osobowością. Wysoki przedstawiciel może tyle, na ile mu pozwolą Paryż i Berlin, które faktycznie kreują politykę zagraniczną Unii. Nawet trzeci z filarów – Londyn – jak to często widzieliśmy w minionej kadencji, ustępuje duetowi europejskich stolic, na Służbę Działań Zagranicznych zaś, którą kieruje wysoki przedstawiciel, spycha się mniej istotne i trudne sprawy, takie jak program nuklearny Iranu czy media w Egipcie i Syrii.

Radosław Sikorski ma jeszcze jeden problem, którego do niedawna nie dostrzegano, a który, jak słyszę, coraz głośniej rezonuje w kuluarach Parlamentu Europejskiego. Chodzi o kwestię pochodzącego z wyborów demokratycznego mandatu członków Komisji Europejskiej.

Otóż coraz częściej w grze pomiędzy Komisją a Parlamentem członkom administracji zarzuca się status urzędniczy i faktyczne oderwanie od realiów krajów, które reprezentują, oraz samej Europy. W tym sensie weryfikacja wyborcza, realne poparcie dziesiątek czy setek tysięcy głosujących istotnie wspiera pozycję i siłę kandydata do którejś z kluczowych ról i daje mu dodatkowe atuty.

Radosław Sikorski nie uczestniczył w wyborach do PE i siłą rzeczy argumentu o mocnej demokratycznej legitymacji wykorzystać nie może. A jeśli ktoś chciałby uznać tę kwestię za drugorzędną, przypomnę, że akurat w tym parlamencie, skazanym na twardą demagogię ze strony ugrupowań eurosceptycznych, sprawa może się okazać wyjątkowo aktualna.

O co grać w Komisji Europejskiej? W tej sprawie, poza kwestią wysokiego przedstawiciela, niewiele mnie różni od publicystów „Gazety Wyborczej". Naszym punktem docelowym (jeśli nie brać pod uwagę wciąż moim zdaniem aktualnej sprawy obsadzenia na jednym z dwóch najwyższych krzeseł polskiego premiera Donalda Tuska) powinno być stanowisko wiceprzewodniczącego Komisji z mocnymi kompetencjami w dziedzinie gospodarki.

Oczywiście ważna jest energia, ale w kontekście dużej rozbieżności w tej kwestii między Warszawą a dyktującym główny europejski nurt Berlinem uzyskanie stanowiska komisarza ds. energii jest trudno wyobrażalne. Co prawda mamy mocne atuty w osobie byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego i odbijającą się sporym echem propozycję unii energetycznej, ale dla większości Europy obsadzanie polskiego polityka w tej roli byłoby nie tylko obarczone ryzykiem, że będziemy forsować własne partykularne interesy, lecz także niebezpiecznym drażnieniem Gazpromu i Putina.

Premia za rząd

Co stoi na szczycie stawki? Wydaje się, że rynek wewnętrzny i konkurencja z mocnym położeniem akcentu na ten ostatni. Oba stanowiska łączą się z bardzo szerokimi kompetencjami i dotyczą spraw kluczowych zarówno dla Europy, jak i dla nas samych. Z polskiej perspektywy to newralgiczne pozycje gwarantujące wpływ na równe traktowanie gospodarek aspirujących i gospodarek rozwiniętych. To również wymarzone stanowiska z perspektywy zapobiegania procesom „rozjeżdżania się" w różnych kierunkach krajów strefy euro z tymi, którzy wspólnej waluty nie przyjęli.

Nie można nie doceniać niebezpieczeństwa pogłębienia się podziałów między krajami Europy różnej prędkości, dlatego zdecydowane działania na rzecz jednolitego europejskiego rynku muszą być także, a może przede wszystkim, dla Polski jednym z głównych priorytetów. Nie bez znaczenia są również negocjacje z USA dotyczące porozumienia TTIP, w których niepoślednią rolę odgrywają uprawnienia obu komisarzy.

Czy Polska ma na tyle siły, by pograć o te kluczowe pozycje? Nie mam wątpliwości, że jesteśmy w wyjątkowo szczęśliwej sytuacji. Po pierwsze przysługuje nam „premia" za stabilny rząd. W pokryzysowej Europie rządy rzadko mają ciągłość, w związku z czym do obsadzania stanowisk w Brukseli kierują wciąż nowych ludzi. Brak doświadczenia w roli komisarza zaś skazuje zwykle na drugorzędna funkcję.

Polska jest w tej szczęśliwej sytuacji, że dwoje z wybranych ostatnio eurodeputowanych – Danuta Hübner i Janusz Lewandowski – mają  już za sobą pracę w Komisji Europejskiej. Janusz Lewandowski jako kandydat na komisarza d.s. rynku wewnętrznego czy konkurencji z pewnością bez problemów uzyskałby również fotel wiceprzewodniczącego komisji.

Nie bez znaczenia jest również faktyczna siła Polski w Parlamencie Europejskim. Polska dysponuje drugą najliczniejszą grupą posłów w najsilniejszej frakcji. Przed nami tylko osłabieni Niemcy, daleko w tyle zaś Francuzi, Włosi i Hiszpanie. Na dodatek, gdyby wydarzył się cud i do EPP dołączyłby PiS, to moglibyśmy śmiało dyktować warunki nawet reprezentacji niemieckiej.

Cuda zostawmy jednak siłom wyższym. Niezależnie od decyzji Prawa i Sprawiedliwości i ewentualnego poparcia takiego scenariusza przez koalicjantów PO–PSL Polska i jej alianci w postaci reprezentacji Grupy Wyszehradzkiej w Parlamencie Europejskim bieżącej kadencji tworzą poważną siłę. Stają się ważnym kontrapunktem dla eurosceptyków z Europy Zachodniej i jako licząca się statystycznie grupa głosów mogą lepiej niż dotąd reprezentować interesy państw Europy Środkowej.

Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej z teką rynku wewnętrznego czy konkurencji nie tylko jest w zasięgu naszych ambicji, lecz również realnych możliwości.

Renata Grochal i Tomasz Bielecki w czwartkowej „Gazecie Wyborczej" (29 maja 2014) budują złudne wrażenie, że uzyskanie dla Polski stanowiska wysokiego przedstawiciela Unii ds. polityki zagranicznej to najważniejsze, co możemy ugrać przy nowym rozdaniu najwyższych stanowisk w brukselskiej administracji. Naturalnym kandydatem miałby być szef MSZ Radosław Sikorski, a o powadze propozycji ma świadczyć włączenie się do gry o tekę szefa unijnej dyplomacji premiera Donalda Tuska, który dotąd nie wypowiadał się w sprawie kandydatury Sikorskiego.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?