Warto dodać, że Hall od 1989 r. była jedynym szefem MEN, który miał możliwość zarządzać tym resortem przez pełną czteroletnią kadencję. Wydaje się, że uczciwie byłoby, aby pisząc kolejny tekst, eksminister chociaż w jednym akapicie wytłumaczyła filozofię własnych działań i odpowiedziała na kilka podstawowych pytań. Oto one.
To prawda, że dokumenty strategiczne UE wymagają od państw członkowskich, by upowszechniały edukację, ale dlaczego w Polsce robi się to kosztem jakości? Dlaczego, by pompować statystyki osób ze średnim i wyższym wykształceniem, obniża się progi dostępu do liceów ogólnokształcących i na uczelnie? Jak to możliwe, że absolwent gimnazjum, który według skali rekrutacyjnej zakończył ten etap edukacji z wynikiem 33 punktów na 200 możliwych, co oznacza, że przyswoił około 16 proc. wiedzy, może kształcić się w liceum ogólnokształcącym? Gdzie jest potencjał intelektualny, który powinien otwierać mu drogę do takiej edukacji? Dlaczego system egzaminów zewnętrznych jest parametryzowany w ten sposób, by maturę każdego roku zdawało około 80 proc. uczniów. Skoro uczelnie coraz częściej muszą uruchamiać dla świeżo przyjętych studentów kursy wyrównawcze, to oznacza, że coś tu nie gra.
Wszystkie strony godzą się na taki stan rzeczy, bo finansowanie oświaty jest oparte na parametrach ilościowych, a nie jakościowych, a niż demograficzny dodatkowo pogłębia patologię. Co zrobiła Pani, by ten stan rzeczy zmienić? Przypomnę, że gdy wchodziła Pani do Ministerstwa Edukacji, trwały tam prace nad zmianą systemu finansowania oświaty i uzależnienia go od walorów jakościowych. Dlaczego je przerwano? Dlaczego nie poznaliśmy wyników prac powołanego przez Panią zespołu, który miał opracować zmiany w Karcie nauczyciela i unowocześnić polską szkołę? Czy to nie była tylko gra pozorów, by w efekcie zachować status quo?
Chętnie przywołuje Pani bardzo dobry wynik gimnazjalistów w badaniach PISA 2012. Wskazuje Pani, że to efekt wprowadzonej przez Panią reformy programowej z 2009 r. Ale czy na pewno są one powodem do dumy? Potwierdzają fakt, że uczniowie coraz lepiej radzą sobie z rozwiązywaniem testów, a więc standardowych problemów. Jesteśmy w czołówce, jeżeli chodzi o tę umiejętność. Tylko co z tego, skoro nowoczesna gospodarka opiera się na innowacyjności? Przypomnę, że przestawienie na ten tor europejskiego rynku też jest priorytetem UE. Tymczasem w badaniu PISA badającym kreatywność uczniów wypadliśmy źle. Zdecydowanie poniżej średniej. Czy na pewno ta reforma miała służyć uczniom, czy może miała podnieść pozycję Polski w rankingach?
Przyznaje Pani, że zmiany programowe to temat trudny i kontrowersyjny. Dlaczego zatem nie przeprowadziła Pani pilotażu swoich zmian, dlaczego zignorowała Pani krytykę płynącą z wielu środowisk naukowych (od dyscyplin ścisłych na humanistycznych kończąc)? I pytanie podstawowe: dlaczego prace nad reformą rozpoczęto, nim ze szkół wyszli pierwsi absolwenci reformy ministra Handkego? Oni rozpoczęli naukę w 1999 r., a więc pełen cykl edukacji zakończyli dopiero w 2011 r. Gdzie jest ocena ich wyników, na podstawie których można by wprowadzić korektę systemu?