"Transformers: Wiek zagłady" na chińskim rynku filmowym

Biznesowi partnerzy czasami się denerwują. Złość jest częścią robienia interesów. Co jednak robić, gdy w gniew wpadają ogromne Transformersy występujące w filmie z zagładą w tytule?

Publikacja: 10.07.2014 16:14

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Najnowsza część przygód wielkich robotów nosi podtytuł „wiek zagłady". Transformersy przyciągają do kin miliony widzów na całym świecie, zarabiają miliony dolarów, biją rekordy popularności i nie robią sobie nic ze zmasowanej krytyki pod swoim adresem. Wiadomo, wielkie roboty są zdecydowanie zbyt silne, by przejmowały się recenzjami jakichś tam specjalistów od filmów. Jednak ich złość na ludzi czasem się objawia. Ostatnio pogniewali się na linii Pekin-Hollywood.

Marketing po chińsku

Film o robotach nie dość, że zarabia na każdym rynku, miał na celu podbicie jednego konkretnego – chińskiego. Niektóre sceny kręcono w Państwie Środka, angażowano popularnych chińskich aktorów młodego pokolenia, na jednym z głównych kanałów państwowej telewizji CCTV przeprowadzono casting na kolejną czwórkę postaci, które zagrają u boku Transformersów. Wszystko szyte na miarę pod chińskiego odbiorcę, ponieważ możliwości, jakie oferuje kinowy biznes w Chinach są praktycznie nieograniczone.

Nie obeszło się jednak bez wpadek. Chińskie firmy były gotowe zapłacić setki tysięcy dolarów za możliwość umieszczenia swoich produktów w filmie. Kontrakty na rozrastający się w ogromnym tempie product placement na ekranie niosły jednak wiele zagrożeń i nie wszystko poszło zgodnie z planem. Agencja turystyczna Chongqing Wulong Karst Tourism chce skarżyć amerykańską wytwórnię Paramount za nie pokazanie logo firmy. Kontrakt zapewniał taką ekspozycję, ale Amerykanie dają do zrozumienia, że ich partner nie dokonał żadnej z obiecywanych wpłat. Jedna z chińskich sieci restauracji Zhou Hei Ya narzeka, że ujęcie z jej sztandarowym produktem, grillowanymi szyjkami kaczek, było zdecydowanie za krótkie. Widz może je obejrzeć w lodówce otwartej na ekranie jedynie 3 sekundy. Luksusowy hotel z Pekinu, Pangu Plaza, jest podobnie jak specjaliści od kaczek niezadowolony z tego, że pokazano go stanowczo za krótko w filmie. Paramount musiał podesłać duży model jednego z robotów, Bumblebee, by udobruchać Chińczyków.

Dlaczego warto starać się o chińskie kina?

Chiński rynek filmowy jest obecnie drugim po Stanach Zjednoczonych na świecie. Nic dziwnego, że warto o tamtejszego widza się starać i promować własne produkty na ekranie tak często, jak to tylko możliwe. Product placement to znakomity sposób dla ekipy, by zmniejszać własne koszty produkcji. Sponsorzy obecnie biorą na siebie nawet 30 proc. kosztów. Kwoty uzyskiwane od firm uległy poczwórnemu zwiększeniu w ciągu ostatnich czterech lat i w 2014 roku wynoszą 242 mln dolarów. To dane firmy konsultingowej Connect China.

W najnowszych Transformersach można doliczyć się co najmniej 10 chińskich produktów. Poza wymienianymi są też komputery Lenovo i mleko Yili. W ubiegłym roku średnia ekspozycja na marki Państwa Środka sięgała jedynie 4 na film. W 2010 roku product placement przyniósł jedynie 34 mln dolarów (wobec wspominanych 242 mln w tym roku), zwiększając swoje rozmiary z każdym kolejnym rokiem do odpowiednio 49,5 mln w 2011, 95,1 mln w 2012 i 162 mln dolarów w 2013 roku. Coraz więcej można także zarobić na reklamach wyświetlanych przed pokazami – 194 mln dolarów w obecnym w porównaniu do 62 mln dolarów w 2010 roku; a także na reklamach umieszczonych bezpośrednio w filmach – 105 mln do 45,8 mln dolarów w analogicznym okresie.

Skąd tyle nieporozumień?

Dlaczego zatem kontrakty spisane pomiędzy obiema stronami przynoszą tak wiele zamieszania? Winę za to ponosi komunikacja z chińskimi biznesmenami, która sama w sobie jest dość wymagająca. Azjaci mają odmienne od ludzi zachodu podejście do cierpliwości i przechodzenia do sedna sprawy, dlatego negocjacje z Chińczykami mogą ciągnąć się bez końca. Partnerów z zachodu lepiej jest najpierw przetestować, a dopiero później decydować się na konkretne interesy. Pośrednicy także mają na sumieniu powstające między USA a Chinami niedomówienia. Część rzeczy jest pomijana ze względu na ich oczywistość dla jednej ze stron i potem dochodzi do takich wpadek jak z organizacją turystyczną Wulong. Amerykanie błędnie uznali, że napis „most zielonego smoka" to logo rezerwatu.

Konsekwencje umieszczania produktów z jednego rynku w filmie skierowanym do międzynarodowej publiczności mogą czasem okazać się zgubne. Dlaczego na środku pustyni w Teksasie ma być pod ręką akurat chiński napój albo dlaczego Amerykanin ma posługiwać się chińską kartą płatniczą. Marketing jednak nic sobie z tego nie robi. Bilanse po obu stronach mają się zgadzać, a liczba zer w kontraktach musi rosnąć. Ewentualne skargi rozwiążą wielkie roboty.

Najnowsza część przygód wielkich robotów nosi podtytuł „wiek zagłady". Transformersy przyciągają do kin miliony widzów na całym świecie, zarabiają miliony dolarów, biją rekordy popularności i nie robią sobie nic ze zmasowanej krytyki pod swoim adresem. Wiadomo, wielkie roboty są zdecydowanie zbyt silne, by przejmowały się recenzjami jakichś tam specjalistów od filmów. Jednak ich złość na ludzi czasem się objawia. Ostatnio pogniewali się na linii Pekin-Hollywood.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?