Najnowsza część przygód wielkich robotów nosi podtytuł „wiek zagłady". Transformersy przyciągają do kin miliony widzów na całym świecie, zarabiają miliony dolarów, biją rekordy popularności i nie robią sobie nic ze zmasowanej krytyki pod swoim adresem. Wiadomo, wielkie roboty są zdecydowanie zbyt silne, by przejmowały się recenzjami jakichś tam specjalistów od filmów. Jednak ich złość na ludzi czasem się objawia. Ostatnio pogniewali się na linii Pekin-Hollywood.
Marketing po chińsku
Film o robotach nie dość, że zarabia na każdym rynku, miał na celu podbicie jednego konkretnego – chińskiego. Niektóre sceny kręcono w Państwie Środka, angażowano popularnych chińskich aktorów młodego pokolenia, na jednym z głównych kanałów państwowej telewizji CCTV przeprowadzono casting na kolejną czwórkę postaci, które zagrają u boku Transformersów. Wszystko szyte na miarę pod chińskiego odbiorcę, ponieważ możliwości, jakie oferuje kinowy biznes w Chinach są praktycznie nieograniczone.
Nie obeszło się jednak bez wpadek. Chińskie firmy były gotowe zapłacić setki tysięcy dolarów za możliwość umieszczenia swoich produktów w filmie. Kontrakty na rozrastający się w ogromnym tempie product placement na ekranie niosły jednak wiele zagrożeń i nie wszystko poszło zgodnie z planem. Agencja turystyczna Chongqing Wulong Karst Tourism chce skarżyć amerykańską wytwórnię Paramount za nie pokazanie logo firmy. Kontrakt zapewniał taką ekspozycję, ale Amerykanie dają do zrozumienia, że ich partner nie dokonał żadnej z obiecywanych wpłat. Jedna z chińskich sieci restauracji Zhou Hei Ya narzeka, że ujęcie z jej sztandarowym produktem, grillowanymi szyjkami kaczek, było zdecydowanie za krótkie. Widz może je obejrzeć w lodówce otwartej na ekranie jedynie 3 sekundy. Luksusowy hotel z Pekinu, Pangu Plaza, jest podobnie jak specjaliści od kaczek niezadowolony z tego, że pokazano go stanowczo za krótko w filmie. Paramount musiał podesłać duży model jednego z robotów, Bumblebee, by udobruchać Chińczyków.
Dlaczego warto starać się o chińskie kina?
Chiński rynek filmowy jest obecnie drugim po Stanach Zjednoczonych na świecie. Nic dziwnego, że warto o tamtejszego widza się starać i promować własne produkty na ekranie tak często, jak to tylko możliwe. Product placement to znakomity sposób dla ekipy, by zmniejszać własne koszty produkcji. Sponsorzy obecnie biorą na siebie nawet 30 proc. kosztów. Kwoty uzyskiwane od firm uległy poczwórnemu zwiększeniu w ciągu ostatnich czterech lat i w 2014 roku wynoszą 242 mln dolarów. To dane firmy konsultingowej Connect China.
W najnowszych Transformersach można doliczyć się co najmniej 10 chińskich produktów. Poza wymienianymi są też komputery Lenovo i mleko Yili. W ubiegłym roku średnia ekspozycja na marki Państwa Środka sięgała jedynie 4 na film. W 2010 roku product placement przyniósł jedynie 34 mln dolarów (wobec wspominanych 242 mln w tym roku), zwiększając swoje rozmiary z każdym kolejnym rokiem do odpowiednio 49,5 mln w 2011, 95,1 mln w 2012 i 162 mln dolarów w 2013 roku. Coraz więcej można także zarobić na reklamach wyświetlanych przed pokazami – 194 mln dolarów w obecnym w porównaniu do 62 mln dolarów w 2010 roku; a także na reklamach umieszczonych bezpośrednio w filmach – 105 mln do 45,8 mln dolarów w analogicznym okresie.