Barack Obama jest niewątpliwie beneficjentem rewolucji, którą chciał zainicjować Tadeusz Kościuszko. Polak dał temu wyraz w swoim testamencie. Przeznaczył w nim własne amerykańskie dobra na wyzwolenie z niewolnictwa czarnoskórych mieszkańców Ameryki i przyuczenie ich do wypełniania „obowiązków obywatelskich, nauczając ich, jak być obrońcami swojej wolności i kraju oraz dobrego porządku społecznego". Obama zaś swoje pierwsze i drugie wybory prezydenckie wygrał dzięki dużej mobilizacji ludności murzyńskiej.
Naród ciągle niezastąpiony
Warto tu nawiązać do deklaracji innego prezydenta z Partii Demokratycznej, Billa Clintona, który w orędziu inaugurującym jego drugą kadencję tak scharakteryzował znaczenie USA dla świata: „Jesteśmy największym narodem na świecie. I to, co robimy, polega na byciu narodem niezastąpionym, gotowym uczynić świat bezpiecznym dla naszych dzieci i wnuków oraz narodów, które przestrzegają zasad". Problem w tym, że obecna polityka demokratów nadaje tym słowom cokolwiek ironiczny ton.
Zacznijmy od tego, że bieżąca sytuacja międzynarodowa nie wygląda różowo. To nie jest kwestia percepcji, ale stanu rzeczy, o czym pisał siedem lat temu amerykański politolog związany z republikanami Robert Kagan. Po zakończeniu zimnej wojny dość powszechna była wiara w to, że świat się zmienił: nadszedł kres międzynarodowej rywalizacji, geopolityki, historii, natomiast globalizacja zaczęła u schyłku XVIII wieku odgrywać tę samą rolę, którą „słodki handel" odgrywał pod koniec XVIII stulecia. Europejski postmodernizm wydawał się przyszłością: odrzucono politykę siły na rzecz instytucji międzynarodowych zdolnych rozwiązywać problemy niezgody pomiędzy narodami.
Dzisiaj wciąż są ludzie, którzy wierzą w to, że świat podąża tą samą ścieżką co Unia Europejska. Tymczasem, dowodził Kagan, świat rozszedł się z tymi nadziejami, a przyczyniły się do tego: powrót nacjonalizmu, ekspansywna polityka rosyjska, działania Chin, które uznały hegemonię amerykańską za zagrożenie, wreszcie radykalny islam. Co więcej, postęp demokracji się zatrzymał. Wszystkie te zmiany nie oznaczają jednak, zdaniem Kagana, że odpowiedzialność Ameryki uległa zmianie.
Niepokojące jest to, iż prezydent Obama tkwi w wyobrażeniach z przeszłości, o czym świadczy jego czerwcowe wystąpienie w Warszawie. Oto wymowny cytat: „Dni imperiów i sfer wpływów dobiegły końca. Większe narody nie mogą zastraszać mniejszych czy też narzucać swojej woli poprzez broń czy też zajmowanie budynków. Pióro nigdy nie może nam posłużyć do zagrabienia czyjejś ziemi, więc nie akceptujemy okupacji Krymu czy też naruszenia suwerenności Ukrainy". Dość przypomnieć, że to nie pióro, lecz konkretne, realne działania sił militarnych i paramilitarnych zdecydowały o niedawnych zmianach terytorialnych na Ukrainie.