Olczyk: Krótki sen o zjednoczeniu

Nie będzie szerokiego porozumienia lewicy przed wyborami samorządowymi i jednej wspólnej listy, która mogłaby skutecznie powalczyć o głosy wyborców. Zanosi się na to, że w tegorocznych wyborach samorządowych może być nawet pięć odrębnych list lewicowych.

Publikacja: 15.07.2014 20:18

Logika na bocznicy

Tygodnikowi „Wprost", dzięki publikacji taśm kompromitujących polityków PO, w kilka tygodni udało się to, co miesiącami nie udawało się byłemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu – pogodzenie Janusza Palikota i Leszka Millera. Co prawda porozumieli się oni na razie wokół jednego celu, czyli nękania rządu z powodu afery taśmowej, ale część działaczy SLD oraz Twojego Ruchu ma nadzieję na coś więcej. Andrzej Rozenek, rzecznik TR, nie krył wczoraj w TVP Info nadziei na „bardzo bliską współpracę z SLD w wyborach samorządowych i w Sejmie".

– Być może w niektórych miejscach stworzymy wspólne koalicje wyborcze i wystawimy wspólnych kandydatów – mówił Rozenek. – Wszystko jest na dobrej drodze, liderzy rozmawiają. To efekt wspólnej konstatacji, że wobec rosnącej w siłę prawicy jedyną szansą jest zjednoczenie środowisk centrolewicowych.

Wielka zabawa w łączenie lewicy toczy się wyłącznie w Sejmie, ale to jest bicie piany, bo liderzy patrzą tylko na swój interes

Za takie porozumienie – jak wynika z najnowszego sondażu Homo Homini dla „Rzeczpospolitej" – oba ugrupowania mogłyby otrzymać bardzo dużą premię, bo poparcie dla wspólnej listy SLD i TP sięga aż 21 proc. To znacznie więcej niż zsumowane poparcie obu partii. Może to oznaczać, że wyborcy mają już dosyć trwających od dekady kłótni na lewicy, które skutkują stałym spadkiem poparcia dla partii z tej strony sceny politycznej. Logiczne byłoby więc pojednanie. Tym bardziej że to akurat waśnie na lewicy umożliwiają Donaldowi Tuskowi, szefowi PO, utrzymywanie swojej partii na bardzo wysokim poziomie poparcia mimo siedmiu lat rządów. Logika jednak w polityce odgrywa niewielką rolę, a porozumienie wcale nie jest proste.

W SLD, który jest największą partią na lewicy, choć w ostatnich wyborach zdobył ledwie ponad 9 proc. poparcia, ścierają się dwa nurty. Przedstawiciele jednego uważają, że lewica potrzebuje szerokiego porozumienia ze wszystkimi partiami, nie tylko z Twoim Ruchem. Są jednak i tacy partyjni fundamentaliści, wydaje się, że stanowiący większość w partii, głoszący, że listy SLD powinny być tylko dla członków Sojuszu. I wynajdują oni na poparcie swojej opinii szereg argumentów – począwszy od zadawnionych animozji po problemy natury technicznej.

W Sojuszu można np. usłyszeć, że TR i SLD nie mogą wystawić wspólnej listy do powiatów, bo Twój Ruch jest za likwidacją tego szczebla samorządu i nie wystawia w ogóle kandydatów na radnych powiatowych. A skoro tak, to czy jest sens zawierać porozumienie wyłącznie na poziomie wojewódzkim. A poza tym Janusz Palikot jest taki nieprzewidywalny, że chyba lepiej trzymać się od niego z daleka. Z kolei druga strona nie kryje, że Leszek Miller nie jest bohaterem ich bajki i owszem, połączyliby się chętnie z SLD, ale bez Millera.

Samobójstwo lewicy

O szerokim porozumieniu z organizacjami pozaparlamentarnymi w ogóle nie ma w tej chwili mowy. Przeciwnie, lewicowe byty mnożą się jak króliki. Do Zielonych, Partii Kobiet, Polskiej Partii Pracy, SdPl i Unii Lewicy dołączyła niedawno partia Ryszarda Kalisza, a wieść niesie, że własną zakłada też Piotr Ikonowicz, twórca Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, stowarzyszenia działającego na rzecz bezdomnych i wykluczonych. I wszyscy liczą na to, że w wyborach samorządowych przejdą chrzest bojowy, staną się rozpoznawalni, a potem ewentualnie siądą do rozmów o zjednoczeniu na lewicy. Co z tego może wyniknąć w wyborach samorządowych?

Politolog Jarosław Flis, znawca systemów wyborczych, uważa, że kilka komitetów odwołujących się do tych samych wyborców na poziomie sejmików czy miast na prawach powiatów to przepis na spektakularne samobójstwo.

– W miastach na prawach powiatów realny próg wynosi ok. 20 proc., a w sejmikach minimum 15 proc. – mówi politolog. – Przy poparciu rzędu 9 proc., które notuje największy na lewicy SLD, nie ma szans na radnych na tych szczeblach samorządów.

Nieco inaczej rzecz się ma na poziomie gmin, gdzie wybory odbędą się w okręgach jednomandatowych. Tam – zdaniem politologa – wspólne listy nie są potrzebne, ale mimo wszystko potrzebna jest współpraca.

– Jeżeli w danym okręgu będzie tylko jeden kandydat odwołujący się czy do wyborców lewicowych, czy do Zielonych, SLD czy TR, to ma szanse na sukces, szczególnie gdy kandydatów z prawicy będzie np. dwóch – tłumaczy Flis. – Ale gdy do takiego cichego porozumienia i podziału okręgów między zainteresowane komitety nie dojdzie, to prawdopodobnie przepadną wszyscy.

Nie ma gruntu

A przegrane wybory samorządowe będą największym ciosem dla SLD, który może przesądzić też o porażce w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Dlatego mniejsze ugrupowania uważają, że to Sojusz powinien zabiegać o wspólne listy, a nie odwrotnie, bo mali nie mają nic do stracenia. Jednak z punktu widzenia Sojuszu, który nie raz udowodnił, że jest na lewicy najważniejszy, to rozumowanie nie do przyjęcia. Nawet Waldemar Witkowski, szef Unii Pracy, stały koalicjant SLD i wielki zwolennik porozumienia na lewicy, uważa, że powrót do formuły Lewica i Demokraci, której chciałyby mniejsze partie, jest niemożliwy ze względu na zbyt duży opór w Sojuszu.

– Owszem w czasach LiD miło było spotykać się u Aleksandra Kwaśniewskiego w alei Przyjaciół, ale działacze Sojuszu doskonale pamiętają, że ciężar prowadzenia i finansowania kampanii spadał na ich barki, a inni tylko spijali śmietankę – mówi szef UP.

Dlatego według Witkowskiego najlepiej byłoby otworzyć listy Sojuszu dla wartościowych ludzi z innych ugrupowań i w ten sposób zrealizować porozumienie na lewicy.

Prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu w Kielcach, jest jednak zdania, że do żadnego zjednoczenia nie dojdzie. – Wielka zabawa w łączenie lewicy toczy się wyłącznie w Sejmie, ale to jest bicie piany – uważa Kik. – Obaj liderzy skrzętnie pilnują, żeby partner nie wyrósł nadmiernie, bo liczą na udział we władzy. A dążenie do władzy to dbanie o wyłączność. Tak postępuje Jarosław Kaczyński i tak postępuje Leszek Miller.

Z tego powodu – zdaniem politologa – nie dojdzie też do połączenia z małymi ugrupowaniami pozaparlamentarnymi.

– One są nadmiernie ideowe, a pragmatyczne SLD i Twój Ruch nie potrzebują partnerów, którzy punktowaliby ich z pozycji ideowych – uważa Kik. – Gdyby był wspólny grunt ideowy, to lewica już dawno by się połączyła.

Logika na bocznicy

Tygodnikowi „Wprost", dzięki publikacji taśm kompromitujących polityków PO, w kilka tygodni udało się to, co miesiącami nie udawało się byłemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu – pogodzenie Janusza Palikota i Leszka Millera. Co prawda porozumieli się oni na razie wokół jednego celu, czyli nękania rządu z powodu afery taśmowej, ale część działaczy SLD oraz Twojego Ruchu ma nadzieję na coś więcej. Andrzej Rozenek, rzecznik TR, nie krył wczoraj w TVP Info nadziei na „bardzo bliską współpracę z SLD w wyborach samorządowych i w Sejmie".

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?