Rozumiem podatność młodych ludzi na przesłania dopalone emocjami, buntem, wybijające się ponad szarą przeciętność. Głosowali na Palikota – mieli trzy lata, żeby przekonać się, iż było to „nic" zawinięte w sreberko. Teraz głosowali na Korwina. Potrzebują widać kolejnych iluś lat, by dostrzec, że miejsce zadymiarzy jest w parku rozrywki, a nie na placu budowy. Te dzieci jeszcze nigdy nie robiły remontu, nie wiedzą więc, że gdy fachowiec schrzani nam podłogę, to zamiast niego nie woła się dziwnego faceta z siekierą, by się na niej wyżył.

Młodzi ludzie fundują nam kraj, w którym nie jest nudno, ale nie da się w nim mieszkać. Projektują rzeczywistość, jakby to była gra, którą można wyłączyć i włączyć co innego. Gdy parę lat temu zerknąłem na odsetek wyborców Palikota w grupie 18–25 lat (a więc wśród świeżych absolwentów szkół średnich), zadałem sobie pytanie: jaki sens ma religia w liceach? Po ostatnich eurowyborach zachodzę w głowę, jaki sens ma przedmiot wiedza o społeczeństwie, skoro nasączeni nim młodzi ludzie mylą państwo z kabaretem?

Na młodzież od początku ludzkości narzekają wszyscy. Ja nie chcę narzekać. Wierzę, że ma najczystsze intencje. Z przejęciem patrzyłem ostatnio na uczniów demonstrujących pod wrocławskim szpitalem i na Facebooku, apelujących, by nie odłączać od aparatury ciała ich kolegi, u którego lekarze stwierdzili śmierć mózgu. Rozumiem szczerą troskę młodzieży. Znów jednak zadziałał mechanizm sygnalizowany wyżej. Szlachetny bunt (tam przeciwko indolencji polityków, tu przeciwko śmierci), w praktyce skończył się poparciem ekstremistów. Ktoś wszedł pewnie do sieci, trafił na strony kilku lekarzy (i księży) głoszących, że śmierć mózgu to wymysł handlarzy organami ?i bezdusznych medyków, którzy nie mają gdzie ćwiczyć przeszczepiania nerek. Nikt im nie wytłumaczył, czym różni się stan nieodwracalnego, ostatecznego uszkodzenia mózgu od śpiączki. Nigdy nie byli przy człowieku, którego serce, stymulowane lekami, jeszcze bije, ale ciało de facto się rozpada (bo nieodwracalnie zniszczona jest centrala, która nim zarządza). Kiedyś, gdy nie umieliśmy jeszcze wentylować zwłok i zmuszać serca do sztucznego biegu, tacy chorzy ginęli na miejscu. Dziś to umiemy, możemy więc pozwolić człowiekowi, który jest już w innym miejscu, na ostatni dar ?z siebie, uratowanie swoim ciałem życia drugiego człowieka.

Ja też tego wszystkiego w ich wieku nie wiedziałem. Nie miałem jednak takich jak oni narzędzi do kreowania świata. A wokół dorosłych, którzy kompletnie zdziecinnieli (uważając np., że wyjazd na grilla jest ważniejszy od wyborów do Sejmu). To oni nie pozostawiają dzieciom wyboru, nie powinni więc się dziwić, że dzieci przejmują dziś odpowiedzialność za losy tego świata.

Autor jest twórcą portalu stacja7.pl