Po chińsku „wu li" może znaczyć kilka rzeczy. W zależności od użytych znaków i tonów może to być „nierozsądny", „bezsilny", „militarna siła", „fizyka", czy „konieczność kupienia czegoś". Jednak pierwsze skojarzenie jakie Chińczyk będzie miał z tymi dwiema sylabami to „niegrzeczny".
Niewychowany jak chiński turysta
Nad skojarzeniem tego słowa z wyjazdami zagranicznymi usilnie pracują chińscy turyści. A to pomalują farbą egipską świątynię sprzed 3500 lat, a to masowo będą uprawiać turystykę ślubną na Malediwach, wreszcie pozwalają swoim małym dzieciom załatwiać się wprost na ulicach odwiedzanych miast, tak jak jest to przyjęte w Chinach. Turysta z Państwa Środka potrafi zostawić w sklepach spore sumy, zainteresuje się najnowszymi trendami i kupi wiele markowych towarów, ale zanim wyjedzie, zdąży zostawić po sobie coraz większy niesmak.
Z tych powodów jedno z chińskich miast, Shenzhen, rozpoczęło oficjalną kampanię na rzecz kultury osobistej. 10 mln mieszkańców tego miasta sąsiadującego z Hong Kongiem, jednego z pierwszych terenów, na którym Pekin eksperymentował z zasadami wolnego rynku, ma stać się ambasadorami dobrego wychowania podczas wyjazdów za granicę. I to najlepiej w jak najkrótszym czasie, kampanię zaplanowano na jeden miesiąc.
Wymyślona postać
Na potrzeby nauczenia dobrych manier wymyślono pana Wu Li, czyli dosłownie pana Niewychowanego. Praktycznie rzecz biorąc po tym, co Chińczycy robią podczas wyjazdów, Wu Liego nie trzeba było nawet wymyślać. Wystarczyło pozbierać wszystkie wpadki i umieścić je na plakatach. Wu Li pokazuje, że to naprawdę wu li (czyli niegrzecznie) wcinać się w rozmowy innych osób, rozmawiać przez telefon w kinie i teatrze, udawać, że nie wie się, co to napiwek w lokalu oraz dręczyć zwierząt w miejscach publicznych. Podróżni mają także szanować przestrzeń osobistą innych ludzi, a w szczególności być grzeczni wobec cudzoziemców. Gdyby ktoś miał wątpliwości, ile oznacza to poszanowanie dla przestrzeni, wyznaczono konkretne odległości. Pół metra wobec bliskich znajomych, półtora metra od znajomych i 3 metry od nieznajomych.
Huang Zhijun, szef biura spraw zagranicznych w mieście Shenzhen wie, że dobrze jest się też uśmiechać. Ling Zhang, partner w firmie O-Success International Image Co. zajmującej się sprawami wizerunkowymi dodaje, że gdy sytuacja materialna nie jest najlepsza, myśli się w pierwszej kolejności o tym, żeby zjeść i przeżyć. Kultura osobista spada na dalsze miejsca, dużo dalej za burczeniem głodnego brzucha. Shunee Yee, prezes firmy doradzającej w sprawach etykiety i wizerunku C-SOFT, zdaje sobie sprawę, że gdy nie wzbudza się zaufania, trudno o zdobycie partnera biznesowego. Nie tylko można narobić wstydu swojemu krajowi za granicą, ale i u siebie, szczególnie w mieście Shenzhen tak naszpikowanym zagranicznymi inwestycjami, igra się z możliwością utraty potencjalnych kontraktów.