Pan Wu Li na wakacjach - felieton Rafała Tomańskiego

Niewychowani turyści kojarzą się przeważnie z Niemcami czy Rosjanami. Pierwsze miejsce w tej kategorii niechlubnie zaczynają przejmować Chińczycy.

Publikacja: 21.07.2014 12:59

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Po chińsku „wu li" może znaczyć kilka rzeczy. W zależności od użytych znaków i tonów może to być „nierozsądny", „bezsilny", „militarna siła", „fizyka", czy „konieczność kupienia czegoś". Jednak pierwsze skojarzenie jakie Chińczyk będzie miał z tymi dwiema sylabami to „niegrzeczny".

Niewychowany jak chiński turysta

Nad skojarzeniem tego słowa z wyjazdami zagranicznymi usilnie pracują chińscy turyści. A to pomalują farbą egipską świątynię sprzed 3500 lat, a to masowo będą uprawiać turystykę ślubną na Malediwach, wreszcie pozwalają swoim małym dzieciom załatwiać się wprost na ulicach odwiedzanych miast, tak jak jest to przyjęte w Chinach. Turysta z Państwa Środka potrafi zostawić w sklepach spore sumy, zainteresuje się najnowszymi trendami i kupi wiele markowych towarów, ale zanim wyjedzie, zdąży zostawić po sobie coraz większy niesmak.

Z tych powodów jedno z chińskich miast, Shenzhen, rozpoczęło oficjalną kampanię na rzecz kultury osobistej. 10 mln mieszkańców tego miasta sąsiadującego z Hong Kongiem, jednego z pierwszych terenów, na którym Pekin eksperymentował z zasadami wolnego rynku, ma stać się ambasadorami dobrego wychowania podczas wyjazdów za granicę. I to najlepiej w jak najkrótszym czasie, kampanię zaplanowano na jeden miesiąc.

Wymyślona postać

Na potrzeby nauczenia dobrych manier wymyślono pana Wu Li, czyli dosłownie pana Niewychowanego. Praktycznie rzecz biorąc po tym, co Chińczycy robią podczas wyjazdów, Wu Liego nie trzeba było nawet wymyślać. Wystarczyło pozbierać wszystkie wpadki i umieścić je na plakatach. Wu Li pokazuje, że to naprawdę wu li (czyli niegrzecznie) wcinać się w rozmowy innych osób, rozmawiać przez telefon w kinie i teatrze, udawać, że nie wie się, co to napiwek w lokalu oraz dręczyć zwierząt w miejscach publicznych. Podróżni mają także szanować przestrzeń osobistą innych ludzi, a w szczególności być grzeczni wobec cudzoziemców. Gdyby ktoś miał wątpliwości, ile oznacza to poszanowanie dla przestrzeni, wyznaczono konkretne odległości. Pół metra wobec bliskich znajomych, półtora metra od znajomych i 3 metry od nieznajomych.

Huang Zhijun, szef biura spraw zagranicznych w mieście Shenzhen wie, że dobrze jest się też uśmiechać. Ling Zhang, partner w firmie O-Success International Image Co. zajmującej się sprawami wizerunkowymi dodaje, że gdy sytuacja materialna nie jest najlepsza, myśli się w pierwszej kolejności o tym, żeby zjeść i przeżyć. Kultura osobista spada na dalsze miejsca, dużo dalej za burczeniem głodnego brzucha. Shunee Yee, prezes firmy doradzającej w sprawach etykiety i wizerunku C-SOFT, zdaje sobie sprawę, że gdy nie wzbudza się zaufania, trudno o zdobycie partnera biznesowego. Nie tylko można narobić wstydu swojemu krajowi za granicą, ale i u siebie, szczególnie w mieście Shenzhen tak naszpikowanym zagranicznymi inwestycjami, igra się z możliwością utraty potencjalnych kontraktów.

Koniunkturalna niegrzeczność

Kiedyś w Chinach brak manier był w cenie. Po wiekach, które upłynęły na ugruntowywaniu skomplikowanych relacji dworskiej kultury, nastały czasy wojen opiumowych, w których europejscy kolonizatorzy dekada po dekadzie upokarzali Chińczyków. Wszyscy, od zwykłych ludzi aż po cesarzy stawali się figurantami w rękach tych, którzy mieli pieniądze i broń. Następnie gorycz zbrodni doznanych od Japończyków podczas II wojny światowej, wreszcie rewolucja kulturalna pod rządami przewodniczącego Mao. Wówczas osoby kulturalne i obyte oznaczały byłych posiadaczy ziemskich, inteligentów i bogaczy. Jednym słowem automatycznie kwalifikowały się do rozstrzelania, ewentualnie w ostateczności do długoletniej reedukacji na głębokiej prowincji. Bez perspektyw na powrót do poprzedniego życia, w którym zasady dobrego wychowania były ważne.

Wiadomo, że dobrych manier ludzie nie są w stanie nauczyć się w miesiąc. Ale Shenzhen zdaje sobie sprawę, że w tym długotrwałym procesie ważny jest każdy krok. Także ten pierwszy, który jest najtrudniejszy. Po nim może być już tylko lepiej.

Po chińsku „wu li" może znaczyć kilka rzeczy. W zależności od użytych znaków i tonów może to być „nierozsądny", „bezsilny", „militarna siła", „fizyka", czy „konieczność kupienia czegoś". Jednak pierwsze skojarzenie jakie Chińczyk będzie miał z tymi dwiema sylabami to „niegrzeczny".

Niewychowany jak chiński turysta

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?