Demolka zaufania po aferze taśmowej

Każdy mieszkaniec Polski dla swojego dobra i dla dobra swoich dzieci powinien zachować czujność. Bo państwo „zarządzane” tak jak obecnie przyjdzie po twoje pieniądze i pójdzie na rympał, jeśli tylko ktoś uzna, że to jedyny środek do utrzymania władzy – pisze publicysta.

Publikacja: 11.08.2014 02:38

Marcin Chludziński

Marcin Chludziński

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Red

Analizując przypadek afery nagraniowej, eksperci i dziennikarze skupiali się na maestrii PR-owej rządu lub na potencjalnych nagrywających jako najważniejszym elemencie całej historii. Gdzieniegdzie widzimy też skatalogowaną faktografię poruszanych tematów i opis ich znaczenia. W całej dyskusji umykają jednak wnioski strategiczne – czego dowiadujemy się o stanie państwa, a co jednocześnie ma bardzo duży wpływ na przyszłość Polski.

Kryzysowe prężenie muskułów

Polski rząd jest niezdolny do modernizowania państwa w interesie obywateli – jest rządem nierządnym. Brak systemowych zmian w zarządzaniu krajem i ograniczanie się do komunikowania symbolicznych marketingowych haseł jest świetnym sposobem na utrzymanie władzy, jednocześnie zabijając pierwotne znaczenie polityki rozumianej jako rozumne dążenie do realizacji dobra wspólnego. Naszym kosztem wygrywa postpolityka.

Minister Bartłomiej Sienkiewicz, mówiąc o tym, że państwo nie istnieje jako całość, daje diagnozę prawdziwą. Jednocześnie przeraża, że mówi to po siedmiu latach rządów formacji, której jest ministrem i która nie zrobiła nic, żeby ten stan zmienić. Więcej, z tej diagnozy PO uczyniła element oficjalnej komunikacji – próbujemy, ale nie zawsze się udaje, jest duży opór materii (np. uzasadnienie premiera Donalda Tuska nieskuteczności forsowanego ograniczenia zatrudnienia w administracji).

Interwencja NBP na rynkach finansowych przez kupowanie papierów wartościowych jest narzędziem, o którym można i trzeba rozmawiać. Tyle że powinno się o tym mówić nie w VIP-roomach, ale w świetle kamer na otwartych debatach z ekspertami

Tyrania postpolityki

Jeśli postpolityka wygrywa z interesem wspólnoty, a właściwie skutecznie go ruguje, to nic dziwnego, że wszyscy obsługują polityczną scenę, a obsługa interesu publicznego sprowadza się do obrzędowego utyskiwania przy kolacji za minimalną krajową, że trudno realizować rację stanu, bo państwo istnieje tylko teoretyczne. Sienkiewiczowskie „idziemy po was" wygrywa z koniecznością żmudnych reform państwa. Alegoryczny jest przykład BOR, którego nie można zreformować, bo są „telefony" od ważnych osób. Ile mamy w Polsce takich BOR? Instytucji, w których marnuje się zasoby, ludzką inicjatywę i energię, niewypełniających swoich funkcji w sposób właściwy.

Uderzające jest to, że zarówno ministrowie, jak i szefowie spółek Skarbu Państwa przede wszystkim myślą o dostarczaniu „politycznego paliwa". Polityka równości w spółkach Skarbu Państwa zajmuje ministra Włodzimierza Karpińskiego bardziej niż strategia rozwoju energetyki, której nie ma. Prezesi i urzędnicy starają się być użyteczni i dbać o pozycję polityczną w modelu, który został jakiś czas temu zdefiniowany przez praktykę. Ponieważ nikt nie zdefiniował im ich celów, kierunków pracy, skupiają się na tym, co wydaje się im właściwe – na politycznym paliwie. Prawdopodobnie to z tej właśnie przyczyny do tej pory nie mamy jasnej strategii rozwoju energetyki, a dopiero po siedmiu latach rządów dochodzi do tego, że spółki Skarbu Państwa zaczynają uzgadniać w swoim gronie synergie strategicznych projektów inwestycyjnych.

To, że rząd nie wypełnia swojej podstawowej funkcji, czyli nie wyznacza długofalowych kierunków i nie przekłada ich na język orkiestry, jaką są instytucje państwa, za to pręży muskuły od jednego kryzysu medialnego do następnego, generuje jeszcze jeden szkodliwy mechanizm. Gdy rządzący znajdują się w sytuacji podbramkowej, szukają pewnego wytrychu, obejścia; zazwyczaj sprowadza się to do „skoku na kasę". Podczas rozmowy ministra Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką szukają sposobu na to, jak przez szybką zmianę prawa uratować potencjał wyborczy budżetu, czyli skąd wziąć dla poszczególnych wyborczych grup interesu.

Cicho i skutecznie

Działaniem o podobnej genezie i opartym na takim samym mechanizmie (kryzys finansów) było przejęcie aktywów OFE. Oczywiście można inaczej, np. identyfikując źródła oszczędności w poszczególnych systemach, reformując i łącząc instytucje, identyfikując i zatykając dziury, przez które wypływają budżetowe pieniądze. Jest tylko jeden problem – państwo musiałoby działać jako całość, czyli skupiać się na założonych celach. A to już praca, analiza, presja, zarządzanie procesami, zmiany, naruszanie interesów, czyli to, czego ten rząd nie lubi najbardziej.

Dopóki da się rządzić mniejszym dla nich wydatkiem energetycznym i najzwyczajniej w świecie od czasu do czasu urządzić skok na kasę obywateli albo ich dzieci, nie będzie inaczej. Brak kompetencji (bo one są często prawdziwą przyczyną braku zmian) i motywacji do systemowych zmian i modernizacji państw, powoduje zarządzanie za pomocą „obejść", które, rozwiązując problem doraźny, generują w długiej perspektywie poważniejsze wyzwania: zwiększający się ukryty dług emerytalny bez szans na wypłatę zobowiązań w przyszłości, presję fiskalną, która zabija przedsiębiorczość, czy utratę potencjału demograficznego, który współdecyduje o rozwoju gospodarczym.

Innym wątkiem związanym z takim sposobem rządzenia państwem jest niejawność procesów legislacyjnych, a co za tym idzie – brak otwartej debaty. Ponieważ dużą część rozwiązań wprowadza się z intencji, które nie są społecznie akceptowalne, nie są one przedmiotem otwartej dyskusji w świetle kamer.

Polityczne scenariusze ustala się w VIP-roomach. Czasami, jeśli ktoś lub jakaś grupa interesu zobaczy coś niepokojącego na końcu procesu legislacyjnego, podnosi się wrzawa. Symptomatyczny jest przypadek zmiany ustawy o NBP z rozmowy Sienkiewicza i Belki.

Rozwiązanie, które jest przedmiotem rozmowy, czyli interwencja NBP na rynkach finansowych przez możliwość kupowania papierów wartościowych, jest narzędziem, którym posługują się Fed, Bank of England czy też Europejski Bank Centralny. Można i trzeba o nim i jego skutkach rozmawiać. Może być jak brzytwa, którą się można ogolić lub mocno skaleczyć, zależy, kto będzie podejmował decyzję o jej użyciu i kto będzie jej używał. Tyle że o tym powinno się mówić w świetle kamer podczas otwartych debat z ekspertami, jeszcze na etapie przedlegislacyjnym.

Ponieważ przyczyna proponowanej regulacji była raczej skandaliczna, pomysłodawcy zrobili to tak, jak wykonują swoje zadania jednostki specjalne: cicho i skutecznie. A debaty o konsekwencjach, wpływie proponowanych rozwiązań jak nie było, tak nie ma.

Kolejny wątek to petryfikacja systemu zinstytucjonalizowanej nieodpowiedzialności. Można być członkiem rządu i dążyć do osiągnięcia jego celów, absolutnie się z nimi nie zgadzając, można płacić za spotkanie prywatne pieniędzmi podatników więcej, niż zarabia w Polsce 1 mln 440 tysięcy Polaków, można wychodzić poza konstytucyjną rolę dla celów politycznych.

Będzie gorzej

Można więc prawdopodobnie dużo więcej, pytanie raczej, czy jest coś, czego nie można. Rząd modeluje zachowania, obywatele je powielają. Ta nieodpowiedzialność emanuje i pozostawia swój trwały, systemowy ślad. Brak wyciągniętych konsekwencji w tej sprawie, które są wyciągane w innych krajach za sam fakt użycia publicznych pieniędzy do prywatnych celów, daje wyraźny sygnał w dół: wolno wam wiele więcej, niż wam się wydawało.

Często przedstawiciele Platformy Obywatelskiej, szczególnie ci utożsamiający się z członem „obywatelska", utyskują na niski poziom zaufania do państwa. Mam złą wiadomość. Będzie tylko gorzej. Jakie obywatele mają powody, żeby temu „nieistniejącemu państwu" ufać? Wydaje się, że jest wręcz odwrotnie. Dla swojego dobra i dobra swoich dzieci należy zachować systemową czujność. Bo tak „zarządzane" państwo przyjdzie po twoje pieniądze i pójdzie na rympał, jeśli tylko ktoś uzna, że jest to jedyny środek do utrzymania władzy. To demolka zaufania.

Oczywiście możemy zaśpiewać nasz drugi hymn: „Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało", albo starać się, korzystając z prawdziwej diagnozy, zmienić rzeczywistość. Każda partia, która wejdzie w istniejący system zarządzania państwem, po trzech miesiącach rządzenia podzieli diagnozę Sienkiewicza. Jeśli ktoś chciałby to zmienić, nie pozostaje mu nic innego, jak przygotować się koncepcyjnie i organizacyjnie przed objęciem władzy i być gotowym na właściwy moment. Ten, kto to zrobi, ma szansę na poważny sukces, oczywiście okupiony kosztami politycznymi.

Autor jest prezesem Fundacji Republikańskiej. Przedsiębiorca i wykładowca akademicki. Specjalizuje się w zarządzaniu publicznym

Analizując przypadek afery nagraniowej, eksperci i dziennikarze skupiali się na maestrii PR-owej rządu lub na potencjalnych nagrywających jako najważniejszym elemencie całej historii. Gdzieniegdzie widzimy też skatalogowaną faktografię poruszanych tematów i opis ich znaczenia. W całej dyskusji umykają jednak wnioski strategiczne – czego dowiadujemy się o stanie państwa, a co jednocześnie ma bardzo duży wpływ na przyszłość Polski.

Kryzysowe prężenie muskułów

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?