Tusk wśród wielkich graczy

Polski patriota powinien się przejmować kondycją swojej ojczyzny, a nie szukać poklasku dla siebie w wielkim świecie ?– zauważa publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 09.09.2014 02:03

Nominacja Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej wydaje się z pozoru wielkim sukcesem. Media prorządowe otrąbiły zwycięstwo Polski, bo to głównie w jej interesie – jak sugerują – będzie działał nowy „prezydent Europy", gdy za kilka miesięcy obejmie swój urząd. Czy tak się stanie? Są poważne argumenty, które skłaniają do udzielenia na to pytanie odpowiedzi przeczącej. Chodzi o kompetencje przewodniczącego Rady Europejskiej i – przede wszystkim – mechanizmy rządzące polityką międzynarodową.

Zadania dla szefa

Konrad Niklewicz, doradca Platformy Obywatelskiej, powołując się na zapisy Traktatu o Unii Europejskiej, tak streścił w „Rzeczpospolitej" przyszłe zadania Tuska: „szef Rady Europejskiej przewodniczy jej pracom, zapewnia ich ciągłość, pomaga w wypracowaniu konsensusu szefów państw i rządów i – w zakresie swoich kompetencji – reprezentuje Unię Europejską na zewnątrz. Już same te zapisy wskazują, że szefowanie Radzie to coś więcej niż »planowanie agendy«".

A zatem – nasuwa się wniosek – Donald Tusk stanie przed koniecznością rozstrzygania rozmaitych konfliktów interesów. Z tego jednak nie wynika, że motywem przewodnim jego działalności będzie polska racja stanu. Żaden z przywódców unijnych mocarstw nigdy by się nie zgodził na powierzenie funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej komuś, kto kierowałby się takim partykularyzmem. Ale zdaniem Niklewicza problem napięcia między interesami UE a interesami Polski w ogóle nie występuje, bo Polska jest częścią Unii, a ta z kolei jest gwarancją jej bezpieczeństwa i dobrobytu. Dlatego według doradcy PO „prawdziwy polski patriota zrobi dziś wszystko, żeby wzmocnić Unię Europejską".

I oczywiście tak byłoby, gdyby w sytuacjach próby dałoby się dostrzec solidarność państw unijnych. Supermocarstwo europejskie – zdolne do stawienia czoła najtrudniejszym wyzwaniom zarówno geopolitycznym, jak i gospodarczym – jest wizją, której realizacji należałoby z całego serca kibicować. Tymczasem nic nie wskazuje na to, abyśmy się do tego przybliżali. Raczej się oddalamy. Jeśli nawet polscy patrioci będą wzmacniali na różne sposoby UE, to wcale to nie oznacza, że poprawią tym samym sytuację Polski. Nie jest bowiem powiedziane, że wzmocnienia Unii chcą jej najsilniejsi gracze. A to oni mają decydujące głosy.

„Polski pomysł na Europę"

Wielka Brytania znana jest ze swojego eurosceptycyzmu i staje przed perspektywą referendum, w rezultacie którego może opuścić UE. Francja robi wszystko, żeby procesy integracyjne nie zdemontowały jej systemu socjalnego i żeby nie musiała dzielić się swoim bogactwem z uboższą częścią Europy. Wreszcie Niemcy o tyle przyjmują rozmaite unijne rozwiązania, o ile uzna je za zgodne z ich ustawą zasadniczą Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, a swoje stosunki z Rosją wolałyby układać bez oglądania się na obawy i opory państw „nowej" Unii. Nawet Radosław Sikorski blisko trzy lata temu w swoim słynnym berlińskim wystąpieniu nie przekonał polityków niemieckich, żeby przejęli inicjatywę w dziele integracji europejskiej i przestali się krygować w liderowaniu UE.

Wzmacnianie Unii Europejskiej nie gwarantuje poprawy sytuacji Polski

Sytuacja taka nie przeszkadza prorządowym środowiskom opiniotwórczym w Polsce rozgrywać faktu nominacji Tuska w wymiarze polityki krajowej. Europejski awans premiera bywa interpretowany jako wyraz uznania dla polityki Platformy i klęska PiS. Bo przecież – jak możemy w niejednym miejscu przeczytać czy usłyszeć – to światowcowi Tuskowi przypadła funkcja „prezydenta Europy", a nie temu oszołomowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, który od siedmiu lat nawet nie wygrał żadnych wyborów.

Jarosław Makowski, szef Instytutu Obywatelskiego (think tanku PO), wręcz uważa, że premier został przewodniczącym Rady Europejskiej właśnie dlatego, iż w Brukseli podoba się „polski pomysł na Europę". Tyle że poza kurtuazyjnymi wypowiedziami przedstawicieli europejskiej elity i protekcjonalnym poklepywaniem przez nich szefa rządu polskiego trudno dostrzec to, czym miałby się taki stan rzeczy przejawiać. W ogóle nie wiadomo konkretnie, co to jest ów „polski pomysł na Europę", poza pustymi frazesami o proeuropejskim nastawieniu Polaków. Katastrofalny stan polskiej służby zdrowia czy polskiego systemu ubezpieczeń społecznych dość istotnie obciążają Tuska, który jest premierem od roku 2007.

Zwrot w stronę Camerona

Tymczasem szef rządu polskiego nieraz pokazał, że zachowuje się brutalnie i bezwzględnie, jeśli chodzi o udowadnianie swojej przewagi na krajowym podwórku – czyli tam, gdzie może zademonstrować swoją siłę – natomiast na arenie międzynarodowej, kiedy staje naprzeciw polityków, wobec których odczuwa respekt, wykazuje się po prostu spolegliwością. I chyba tu jest pies pogrzebany. Jeśli ktoś mówi, że Angela Merkel zawsze może liczyć na Tuska, to trąci to już banałem. Znacznie bardziej frapujący jest zwrot w relacjach polskiego premiera z Davidem Cameronem.

Przypomnijmy, Tusk krytykował szefa rządu brytyjskiego za ograniczanie zasiłków rodzinnych na dzieci Polakom pracującym w Wielkiej Brytanii. Taka postawa polskiego polityka podyktowana była nie tylko troską o swoich rodaków, którzy doświadczają trudów emigracji, ale również tym, że torysi – partia Camerona – są sojusznikami PiS w Parlamencie Europejskim. Wystarczyło jednak, że także od brytyjskiego premiera zależało to, kto otrzyma fotel „prezydenta Europy", a Tusk zmienił zdanie i ze zrozumieniem przyjął argumenty Downing Street w kwestii zasiłków dla imigrantów.

Kiedy więc Łukasz Warzecha stwierdza na łamach naszej gazety: „Polityk o silnej świadomości interesu narodowego nie mógłby nigdy objąć takiej funkcji jak przewodniczący Rady Europejskiej", to nie pozostaje nic innego, jak przyznać publicyście rację. Takie też podejście przypuszczalnie przyświeca Jarosławowi Kaczyńskiemu. Stosunki międzynarodowe traktuje on jako pole nie tylko współpracy między państwami, ale i konfrontacji rozmaitych interesów.

Z takiego punktu widzenia pochwały i nagany, które kierowane są z zagranicy pod adresem polskich polityków, nie są miarodajne. Mogą być bowiem formułowane w świetle interesów innego państwa niż Polska i w dodatku z jej interesami sprzecznych. Polski patriota tymczasem powinien się przejmować kondycją swojej ojczyzny, a nie szukać poklasku dla siebie w wielkim świecie.

Pisali w opiniach

Łukasz Warzecha Dla siebie, a nie dla Polski 1 września 2014 r.

Konrad Niklewicz W imieniu Europy 2 września 2014 r.

Jarosław Makowski Przed trzęsieniem ziemi w Prawie i Sprawiedliwości 3 września 2014 r.

Nominacja Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej wydaje się z pozoru wielkim sukcesem. Media prorządowe otrąbiły zwycięstwo Polski, bo to głównie w jej interesie – jak sugerują – będzie działał nowy „prezydent Europy", gdy za kilka miesięcy obejmie swój urząd. Czy tak się stanie? Są poważne argumenty, które skłaniają do udzielenia na to pytanie odpowiedzi przeczącej. Chodzi o kompetencje przewodniczącego Rady Europejskiej i – przede wszystkim – mechanizmy rządzące polityką międzynarodową.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?