Organizacja religii zjednoczonych to najnowszy pomysł wielbicieli biurokracji, przekonanych, że nie ma lepszej drogi budowania pokoju, harmonii i wiecznej szczęśliwości niż powoływanie nowych globalnych instytucji. Ich członkowie mogliby – z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku – wydawać publiczną kasę, nocować w najlepszych hotelach i wydawać nic niezmieniające oświadczenia. I, niestety, ten pomysł nie jest żartem. Zgłosił go, zupełnie serio, podczas spotkania z papieżem Franciszkiem były prezydent Izraela i laureat Pokojowej Nagrody Nobla Szymon Peres.
Organizacja, której istnienie zaproponował polityk, funkcjonowałaby na podstawie karty religii zjednoczonych. Jej pierwszym szefem miałby zostać... papież Franciszek, a celem byłoby głoszenie pokoju i walka z religijnie inspirowanym terroryzmem. I choć pomysł opiera się na szlachetnej idei walki o pokój, to jest jednym z najgłupszych, jakie można było sformułować. A powody do takiej oceny można znaleźć na każdym niemal poziomie, od czysto politycznego przez religijny aż do apokaliptycznego.
Brak wspólnego autorytetu
Zacznijmy od poziomu podstawowego, a mianowicie od rzekomej skuteczności w walce o pokój, jaką miałaby się charakteryzować ta nowa organizacja. Szymonowi Peresowi warto przypomnieć, że w zasadzie nie ma liczących się liderów religijnych (ani w łonie chrześcijaństwa i judaizmu, ani islamu), którzy pochwalaliby terroryzm. Potępiają go uczeni i z uniwersytetu Al-Azhar (czyli największego autorytetu w dziedzinie islamu w Egipcie), i z Arabii Saudyskiej. Nie mają dla niego dobrego słowa ani rabini, ani mnisi buddyjscy. Tyle tylko że to o niczym nie świadczy, ponieważ żadna z wymienionych religii nie ma spójnego magisterium czy autorytetów uznawanych przez wszystkich jej wyznawców. Z faktu więc, że jakiś uczony czy duchowny coś oznajmi, nie wynika nic konkretnego dla wyznawców tej religii. Zawsze bowiem inny może wygłosić odmienną opinię.
Powołanie organizacji religii zjednoczonych, a nawet podpisanie przez nią karty, nic by w tej sprawie nie zmieniło. Co bowiem obchodzi kieszonkowego kalifa w Nigerii czy Iraku, że jakaś grupa religijnych biurokratów ogłosiła, iż jego działania są niezgodne z religią? On uważa inaczej i znajdzie na potwierdzenie swoich opinii stosowne cytaty w Koranie. „Niechże walczą na drodze Boga ci, którzy za życie tego świata kupują życie ostateczne! A kto walczy na drodze Boga i zostanie zabity albo zwycięży, otrzyma od Nas nagrodę ogromną" – głosi Koran. W innym zaś miejscu można znaleźć choćby takie zdanie: „Ci, którzy wierzą, walczą na drodze Boga, a ci, którzy nie wierzą, walczą na drodze Saguta. Walczcie więc z poplecznikami szatana! Zaprawdę, podstęp szatana jest słaby!". ?I nie ma metody, by odebrać muzułmanom możliwość własnego rozumienia tych słów. W końcu każdy ma prawo do własnego ich odczytania, a brak wspólnego autorytetu niweczy możliwość narzucenia interpretacji.
W Koranie można zresztą znaleźć także argument przeciwko samemu powołaniu takiej wieloreligijnej rady. „Oni by chcieli, abyście byli niewiernymi, tak jak oni są niewiernymi, abyście więc byli równi. Przeto nie bierzcie sobie opiekunów spośród nich, dopóki oni nie wywędrują razem na drodze Boga. A jeśli się odwrócą, to chwytajcie i zabijajcie ich, gdziekolwiek ich znajdziecie! I nie bierzcie sobie spośród nich ani opiekuna, ani pomocnika!"...